-Ile się już spóźnia?
-Piętnaście minut – warknąłem w odpowiedzi przez zaciśnięte zęby.
Głupia Mardi. Głupia, bezczelna, arogancka, głośna, spóźnialska Mardi. Zabiję
ją jak tu wejdzie, po prostu rozniosę na strzępy. Nie dość, że jakimś cudem
zaciągnęła mnie na ten bal cholerny, to jeszcze teraz spóźnia się i niszczy mi
nieskazitelną opinię punktualnego. Zamorduję.
Itachi uniósł oczy znad książki i spojrzał na mnie z lekkim rozbawieniem.
Rozbawieniem? Może bardziej z pogodnym zainteresowaniem, jakby obserwował
niezwykle interesujący okaz małpy w zoo. Albo nie wiem, jakiegoś innego
zwierzęcia. Podobnie jak ja, postawił na czarne spodnie i koszulę, ale nie
zrezygnował z tradycyjnej kitki na karku.
-Co? – burknąłem, widząc jego spojrzenie. Ten w odpowiedzi prychnął i wrócił do
lektury. Ta, Itachi. Otwarta księga.
-Nic, młody – westchnął, ignorując moje rozdrażnione parsknięcie na nadany mi
przydomek. Nie lubiłem go, irytował mnie podobnie jak Sas albo tygrys.
Nazywałem się Sasuke, do cholery! – Uspokój się.
-Jestem spokojny – skłamałem przez zaciśnięte zęby. – Po prostu nie toleruję
niepunktualności.
Zaplotłem ręce na piersi i ukradkiem zerknąłem na brata, nieco wręcz
zazdrośnie. Ten to miał dobrze, sam wybierał się po swoją towarzyszkę, nie
musiał na nią czekać. Od kiedy się dowiedziałem, trawiła mnie ciekawość, kim
jest owa partnerka. Wykonałem już trzy podejścia dowiedzenia się tego, aby przy
ostatniej wprost spytać o jej imię, ale Itachi najwyraźniej świetnie się bawił,
pozostawiając mnie w niepewności i niewiedzy – w przeciwieństwie do mnie.
Pozwolił sobie wtedy nawet na lekki, tak rzadko u niego spotykany, chytry
uśmieszek, który miałem wielką ochotę mu zetrzeć z twarzy. Najlepiej pięścią.
Moje przemyślenia przerwało głośne łomotanie, a po chwili dźwięk otwieranych
bez pytania drzwi. Wypuściłem powietrze nosem. Wreszcie. Już nawet nie
zwróciłem uwagi na jej brak kultury przejawiający się bezpośrednim wejściem do
środka. Szybkim krokiem skierowałem się w stronę korytarza, aby porządnie
ochrzanić dziewczynę, ale jej widok odebrał mi wszelką mowę.
-Chyba sobie kpisz… – wydusiłem wreszcie. A raczej zawarczałem, mierząc ją
gniewnym, wciąż niedowierzającym spojrzeniem.
Hatake najzwyczajniej w świecie stała sobie przede mną w czarnych spodniach i
ciemnozielonej bokserce, zdejmując jednocześnie ubłocone buty. Wyglądała na
dosyć pogodną, podobnie zresztą jak jej respiro, jak na kogoś, kto był ubrany w
sportową odzież na jakieś piętnaście minut przed rozpoczęciem balu. Rzuciła
bezładnie jakieś torby i pakunki, które wylądowały z głośnym szelestem koło
schodów. Nie znałem ich zawartości, ale podejrzewałem, że są to jakieś
potrzebne przybory, aby przygotować się do wyjścia. Miałem taką nadzieję.
Gdzieś samym skrajem umysłu zanotowałem, że lewe ramię ma obwinięte niezbyt
porządnie bandażem, a przez jej lewą, cienką brew i oko biegło trochę
poszarpane przecięcie, kończące się mniej więcej na połowie policzka. Wprawdzie
nie było duże, ale wyglądało na całkiem głębokie. Jakby coś drasnęło ją ostrym
pazurem. Może pokłóciła się ze swoją duszą? Gdy światło sączące się z lampy na
korytarzu dodatkowo padło na jej twarz, dostrzegłem, że czoło po tej samej
stronie co rana jest nieźle posiniaczone. Mimo to, w jakiś dziwny,
niezrozumiały sposób, w ogóle nie straciła na swojej urodzie.
Uniosła głowę z uśmiechem, jednak zaraz go starła, a na jej twarz wstąpiło
zdumienie i… podziw. No dobra, wiedziałem, że prezentowałem się nawet nieźle.
Czekałem w milczeniu aż spłonie rumieńcem i zapomni jak się mówi, jak to robiła
niemal każda dziewczyna w moim towarzystwie, ale Bogu dzięki, nic takiego nie
nastąpiło. Zamiast tego pokiwała z uznaniem głową.
-No no! – gwizdnęła z rozbawieniem. – Wyglądasz co najmniej pociągająco,
Uchiha. Trochę jakbyś szedł na pogrzeb, ale w sumie… Atmosfera tam pewnie
będzie podobna. Ciekawa jestem jak wyglądasz w garniturze. Musisz być wtedy tykającą,
seksualną bombą.
-Skończyłaś? – mruknąłem, traktując ją gniewnym spojrzeniem. Kiwnęła w
odpowiedzi głową i uśmiechnęła się drwiąco. Jej komplementy w ogóle mnie nie
udobruchały, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej rozdrażniły. – Świetnie. To
może wytłumacz mi, dlaczego nie jesteś… no nie wiem, w ogóle przygotowana?
Cofnęła się i zmrużyła groźnie oczy, przypatrując mi się uważnie. Chociaż na
chwilę starła ten durny uśmieszek, który zapewne jakikolwiek inny facet uznałby
za pociągający. Chyba nie lubiła, gdy ktoś na nią krzyczy, ale chwilowo miałem
to gdzieś. Jednocześnie, jakby odruchowo, przyłożyła palce do skroni.
-Och, mój Boże, nie krzycz, mam dziś migrenę życia. A odpowiadając na twoje
pytanie: musiałam spalić dom – odpowiedziała prosto, wzruszając ramionami. No
jasne, najnormalniejsza rzecz na świecie. – To z zasady zajmuje sporo czasu,
zanim upewnisz się, że wszystko się dopaliło i w ogóle. Potem jeszcze ulotnić
się stamtąd, załatwić sobie nowe rzeczy i tym podobne. Wybacz, ale trochę to
trwało – ostatnie zdanie wypowiedziała z przekąsem i drwiną.
Na chwilę zapadła cisza.
-Musiałaś spalić dom?
-No. Wiesz, bierze się ogień, podpala i zachodzi reakcja spal…
-Wiem, co to znaczy spalić – przerwałem jej, mierząc ją zimnym
spojrzeniem. Nieco wybiła mnie z rytmu swoim stwierdzeniem, ale nie na tyle,
abym przestał być na nią zły. Jeszcze bezczelnie szczerzy się do mnie, jakby
nic się stało. – Czemu spaliłaś dom?
-Bo jestem piromanką! Palę domy dla zabawy, tygrysie – stwierdziła z kpiną,
rzucając mi wyzywający wzrok. Zupełnie jakby chciała mnie sprowokować. No i
udało jej się.
-Nie. Drażnij. Mnie. – odezwałem się lodowatym głosem,
jednocześnie posuwając się krok naprzód.
Miałem dzisiaj naprawdę, naprawdę beznadziejny nastrój. Musiałem iść na bal,
musiałem zaakceptować spóźnienie Hatake, musiałem udawać, że nic nie wiem o
zakrwawionej chusteczce, musiałem nie wiedzieć kim jest partnerka Itachiego…
Naprawdę podły humor nie opuszczał mnie nawet na moment, a ona w dodatku go
zaogniała. Chyba wreszcie wyczuła, że przekroczyła jakąś niewidzialną granicę,
która dzisiaj była wyjątkowo niestabilna, bo z jej oczu zniknął ten psotny
błysk, a zastąpiła go ostrożność, gniew i jakaś niepewność. Mój wzrok
rejestrował wszystko. Drobny krok w tył, przełknięcie śliny, zmrużenie powiek.
Cóż, wiedziałem, że potrafiłem być ostry.
-Dobra, już dobra – obruszyła się, niby naburmuszona. Próbowała zakryć wahanie,
które ją na moment ogarnęło. Może zareagowałem trochę za ostro? Jednak nie
miałem czasu się nad tym zastanawiać, bo nagle odchyliła się nieco w bok,
jakbym zasłaniał jej widok, a jej usta znowu rozciągnęły się w cynicznym
uśmieszku. – On zawsze tak się zachowuje?
Obróciłem się i ujrzałem starszego domownika opierającego się swobodnie o
ścianę. Miał na ustach uśmiech aż od kącików ust, oczy rzucały wesołe błyski, a
on sam śmiał się w niebogłosy. Żartowałem. Jak zwykle przybrał obojętną minę.
-Zazwyczaj – wzruszył ramionami, za co potraktowałem go zimnym wzrokiem.
Oczywiście to zignorował. I on przeciwko mnie? Skupił swoje spojrzenie na
dziewczynie i zmarszczył brwi. – Spaliłaś czyjś dom, dobrze słyszałem?
-Konkretnie mój, tak. Musiałam. Jacyś ludzie, pewnie ci od Kahori jakimś cudem
zorientowali się, gdzie mieszkam. Miałam szczęście, zobaczyłam dwóch w oknie,
gdy wracałam do domu z gabinetu Tsunade. A wiecie, u mnie są, a właściwie
były tysiące ważnych dokumentów, danych, informacji. Kiedy mówię „ważnych” mam
na myśli „każdy zabije za nie każdego”. Gdyby wpadły w niepowołane ręce… -
wzdrygnęła się. Teraz była śmiertelnie poważna. – Nawet nie chcę myśleć jak
ogromne szkody mogłoby wyrządzić. I jak bardzo miałabym przerąbane. Więc,
musiałam spalić zarówno ich, jak i dane. Cholera wie, ile zdążyli się
dowiedzieć.
-Więc to nie oni cię tak urządzili? – Itachi wskazał brodą na jej
uszkodzenia.
-Nie, to jeszcze inna historia – uśmiechnęła się pogardliwie.
-Tak po prostu spaliłaś paru ludzi? – zapytałem chłodno, unosząc jedną brew.
Sam nie byłem niewiniątkiem, na
swoim koncie miałem wiele żyć innych ludzi, ale dotąd, o ile to było możliwe,
unikałem zabijania kogokolwiek. Mardi najwyraźniej nie. A nawet więcej, jej
chyba sprawiało to przyjemność.
-Tak, po prostu zabiła – odezwała się za nią Guinevere, mierząc ją sztucznie
słodkim spojrzeniem, pod którym czaił się gniew. Chyba znów miały jakiś
konflikt między sobą.
Mardi rzuciła karcący, zimny wzrok kotce.
-Musiałam – warknęła.
-A czy nie paląc mieszkanie nie spaliłaś czasem jednocześnie tych arcyważnych
dokumentów? – spytałem.
-Spaliłam. Ale bez obaw – uśmiechnęła się z zadowoleniem i postukała smukłym
palcem w skroń. – Wszystko jest tutaj. Och, mój Boże, Itachi, z ciebie też
chodzący seks! – zmieniła temat, tym razem zatrzymując roziskrzony wzrok na
moim bracie. – Twoja partnerka ma szczęście. A właśnie, może tak zdradzisz
wreszcie, któż to taki?
W odpowiedzi tylko uniósł tajemniczo jeden kącik ust i puścił jej pytanie mimo
uszu. Zamiast tego oznajmił:
-Wychodzę. Do zobaczenia na przyjęciu.
I najzwyczajniej w świecie wyszedł z domu. Przez chwilę wpatrywaliśmy się
jeszcze w drzwi, jakbyśmy mieli nadzieję, że powiedzą nam coś przydatnego. Że
zdradzą, z kim wychodzi Itachi, na przykład.
-Nie powiedział ci? – spytała mnie wreszcie niezbyt chętnie dziewczyna.
Rzuciłem jej ponure spojrzenie.
-Nawet nazwiska.
-Szlag! – warknęła pod nosem, uderzając ze zirytowaniem w udo. Widocznie sprawa
towarzyszki Itachiego nurtowała ją podobnie jak mnie. Tylko że ona nie miała
problemów z okazywaniem tego, w przeciwieństwie do mnie. Nigdy nie lubiłem mieć
swoich emocji na wierzchu.
-Dobra, Sasuke, gdzie macie łazienkę albo lustro? – odezwała się z
westchnięciem i chwyciła pakunki w ręce. – Chciałabym się teraz swobodnie
przebrać i przygotować. I tak mamy mało czasu.
-Na dole drugie drzwi za salonem, a u góry pierwsze po lewej – mruknąłem,
mierząc ją chłodnym spojrzeniem. Bądź co bądź, wciąż byłem na nią nieco zły. –
U góry jest większe lustro.
-Macie dwie łazienki? – zapytała, unosząc lekko brwi.
-Cztery. Ale pozostałe dwie należą do mnie i do Itachiego.
-Wow – znów gwizdnęła z podziwem. – Czuję się jak w hotelu. Chociaż nie
rozumiem, po cholerę wam aż cztery łazienki, skoro jest was tylko dwóch? No
chyba, że prowadzicie jakiś dom wczasowy, to co innego.
***
Poczułam, że palnęłam głupotę jeszcze zanim dokończyłam zdanie, a wzrok Sasuke
tylko mnie w tym utwierdził. Ale to nie ostatnie zdanie o domkach letniskowych
było nietaktem. Wprawdzie jego spojrzenie nie było zagniewane albo wściekłe,
jak wszystkie poprzednie od momentu mojego wejścia do środka, ale miało w sobie
jakiś dystans, jakiś rodzaj emocji, której ja za nic nie mogłam odgadnąć. W tej
chwili niezwykle przypominał Itachiego.
-Kiedyś nie było nas tylko dwóch – powiedział cicho, patrząc nieobecnym
wzrokiem gdzieś w ściany. Nie wyglądał na smutnego czy coś w tym stylu – nawet
ja wiedziałam, że nie był płaczliwą ciotą – raczej… zamyślonego. Jakbym
przypomniała mu coś, o czym dawno zdążył zapomnieć.
Otworzyłam usta i zaraz je zamknęłam. Chyba powinnam się przyzwyczaić, że
rzucałam nietaktownością na prawo i lewo. Szukałam czegoś, czym mogłabym
rozładować tą atmosferę (w pierwszej chwili chciałam rzucić coś w stylu: haha,
taki żart…), ale Uchiha mnie w tym wyręczył. Otrząsnął się wreszcie z tej
durnej zadumy i spojrzał na mnie w typowy dla siebie nieco wywyższony sposób.
-Przeprosiny przyjęte – rzucił, a na jego ustach zaigrał drwiący półuśmiech. –
A teraz pospiesz się, nie lubię się spóźniać.
-Spokojnie, tygrysie, punktualność to moje drugie imię – krzyknęłam z
przekonaniem, uśmiechając się lekko. Dyskretnie wypuściłam powietrze z ust.
Wciąż czułam się nieco głupio przez to, co przed chwilą powiedziałam, ale udało
mi się to ukryć za maską drwiny i cynizmu. Swobodnym krokiem skierowałam się w
odpowiednią stronę. Po drodze wpadłam jeszcze szybko do kuchni i zgarnęłam
jakieś krzesło. Zanim zamknęłam za sobą drzwi ichniej łazienki, dosłyszałam
jego prychnięcie.
Bez zbędnej zwłoki zaczęłam szybko przebierać się w swoją kreację. Płynnymi
ruchami zrzuciłam z siebie sportowe ubranie i wciągnęłam obcisłą i do tego
niezwykle krótką czarną sukienkę bez ramion. Już słyszałam karcący głos Oreli:
kreacje na bal charakteryzują się tym, że są zdecydowanie dłuższe i mniej
wyzywające, Mardi. Mówiłam ci to z tysiąc razy… Wybacz, Oreli, ale jestem
gotowa olać savoir-vivre, aby choć przez chwilę zobaczyć szok na tych
fałszywych mordach reszty Bractwa.
-Wiesz co? Mogli mieć dzieci i rodzinę – odezwała się nagle śpiewnie moja dusza,
przypatrując się, jak w pośpiechu zakładam na nogi czarne kabaretki. Niemal
zapomniałam, że wciąż tu jest. Co było o tyle głupie, że była to, no cóż… moja
dusza. Szybko przeszłam do ubierania czarnych butów złożonych niemal z samych
cienkich paseczków na dosyć wysokim obcasie. Nienawidziłam tego rodzaju obuwia,
ale czego się nie robi dla kraju?
-Wiesz co? – odparłam chłodno. Kazanie Guinevere było ostatnią rzeczą, na którą
miałam teraz ochotę. – Mogli też zwinąć sporo dokumentów, dzięki którym mieliby
możliwość rozpieprzenia kraju. I mnie, swoją drogą, też.
-Oczywiście – przytaknęła Guinevere. Z pozoru wydawać by się mogło, że w pełni
się ze mną zgadza, ale szyderczy, pogardliwy błysk w jej kocim oku zdradził, że
jest wręcz odwrotnie. A ten jad w głosie mówił sam za siebie. Grr, chętnie bym
ją teraz kopnęła w dupę, gdyby nie to, że zabolałoby też mnie. – A zabicie ich
poprzez spalenie było świetnym sposobem, aby temu zapobiec.
-Sami się na to pisali – rzuciłam przez zaciśnięte zęby.
Na chwilę w moim umyśle pojawił się obraz moich dzisiejszych działań. To, jak w
ostatniej chwili schowałam się za murem, gdy zobaczyłam postać w oknie. Potem
chłodna kalkulacja sytuacji, szybki koktajl Mołotowa i rzut. Ogień w kilka
chwil rozprzestrzenił się na całe mieszkanie, puszczając budynek z dymem.
Niezwykłe, że takie ułamki sekund można później rozpamiętywać całymi godzinami…
Kotka zdawała się puścić mimo uszu moją ostatnią wypowiedź.
-Ciekawe, jak długo płonęli zanim umarli – szepnęła do siebie w zamyśleniu. –
Wiesz, to musiało trwać długo zanim ogień zabił ich całkowicie, wpierw musiała
się stopić ich skóra, potem mięśnie… I do tego to uczucie, gdy nie możesz
zaczerpnąć oddechu, a kłujący dym wdziera…
-Guinevere, przestań! – warknęłam na nią. Przygotowywałam się teraz na bal. W
łazience Sasuke Uchihy. Jednej z czterech. A do tego głowa bolała mnie tak,
jakby ktoś wziął szpikulec i napieprzał w mózg. To nie był dobry czas na wyrzuty
sumienia i zamartwianie się losem złodziei. Chociaż nawet nie wiedziałam, czy
to byli złodzieje. Nawet ich nie znałam i mi osobiście nie zdążyli podskoczyć.
Guinevere oczywiście miała moje
upominanie gdzieś.
-… Się ci do płuc, raniąc gardło do krwi. No i to, jak krzyczysz rozpaczliwie,
a nikt ci nie może pomóc. Właściwie może, ale woli sobie stać, podkładać
pod ciebie ogień i patrzeć w spokoju, jak płon…
-Przestań już – odezwał się nagle chłodny, nieco wręcz znudzony głos zza moich
pleców. Kotka natychmiast zamilkła, z wrogością wpatrując się w osobę, która
śmiała jej przerwać, a ja błyskawicznie się obróciłam, mając zamiar zrobić to
samo. Ujrzałam młodszego gospodarza domu, opierającego się nonszalancko o
framugę drzwi i przyglądającego mi się oceniająco. Kątem oka zarejestrowałam,
że w dłoniach trzyma szklankę z wodą, ale to nie było teraz ważne. Szybko
zaczęłam szukać w głowie jakiejś wymówki. Kotka parsknęła pod nosem, podniosła
się i z gracją opuściła pomieszczenie. Nadal była wściekła na mnie na tyle, aby
nie chcieć przebywać ze mną w jednym pomieszczeniu. Sasuke nawet na nią nie
spojrzał.
-Ty naprawdę masz poczucie winy – dodał drwiąco, zapełniając na chwilę ciszę.
Mimo kpiącego tonu jego oczy pozostały poważne i skupione. Na mnie.
Oj. Nie tak miało być. Ten palant nie miał tego słyszeć. Miałam pozostać w jego
oczach bezwzględną suką, zdeterminowaną, aby powybijać każdego, kto mi
podskoczy. Czułam, że mój image prawdopodobnie poszedł się właśnie ostro je…
kochać.
-Sam jesteś poczucie winy – prychnęłam w odpowiedzi, rzucając mu firmowy
uśmiech, aby ukryć delikatne zażenowanie. Chwała Bogu, że nie miałam w zwyczaju
rumienić się z byle powodu, od razu dałabym mu satysfakcję. Spróbowałam jakoś
wybrnąć z tej sytuacji. – I co, napatrzyłeś się? – dodałam kpiąco. Zastanowiłam
się przelotnie, jak długo stał już w drzwiach i mnie obserwował. Rzucił mi
karcące spojrzenie spod przymrużonych powiek.
-Dopiero co przyszedłem – warknął. – Chciałem ci powiedzieć, że masz się
pospieszyć, bo za pięć minut zaczyna się bal.
-A ty wciąż wierzysz, że zdążymy na czas – westchnęłam, wywracając teatralnie
oczami. – Och, biedny, naiwny Sasuke…
Zbył moje dogryzki parsknięciem. W końcu zainteresowałam się trzymaną w jego
dłoniach szklanką. Kiedy bliżej się przyjrzałam jej zawartości, byłam pewna, że
to nie jest zwykła woda. Zbyt mętna. Najwyraźniej Sasuke zauważył moje
zaciekawienie napojem, bo podszedł i położył szklankę na blacie tuż obok mnie.
-Wypij – polecił obojętnie, a widząc mój pytający, nieco powątpiewający wzrok,
dodał, jakbym wymagała od niego niewiadomo jakiego wysiłku: - Na etykietce było
napisane, że na ból głowy.
***
Spojrzała na mnie ze zdziwieniem, ale bez dyskusji – chociaż raz – wzięła do
ręki to dziwne coś, które przed chwilą jej przygotowałem. Tak, ja. Nawet mnie
czasem było stać na jakiś miły gest. Najwyraźniej ból mocno dawał się jej we
znaki, skoro obyło się bez żadnych głupich komentarzy. Wychyliła szklankę jednym
haustem, na koniec krzywiąc się lekko.
Sam już nie wiedziałem, co mam myśleć, gdy patrzyłem w tą dosyć ładną – to było
obiektywne stwierdzenie, nie żeby coś – bladą twarz, na której z jednej strony
błyszczał wesoły, kpiący uśmiech, a z drugiej zamyślone, chłodne oczy. Nie
byłem pewien, ale chyba dostrzegałem w nich nutkę poczucia winy. Co ja mówiłem,
na pewno dostrzegałem. Może nie byłem najlepszy w odgadywaniu cudzych emocji,
ale z oczu nauczyłem się czytać jak z kartki. Gdybyście przez dwa lata dzielili
mieszkanie z kimś, kto odzywa się raz na tydzień i u którego wesoła twarz od
smutnej twarzy różni się jedynie innym drgnięciem powieki, też byście się
nauczyli. Czasem to było przydatne, ale czasem okazywało się, że widzę u ludzi
więcej niż naprawdę chciałbym zobaczyć.
W życiu bym nie pomyślał, że ta mała, cwana zołza może czuć coś poza pogardą i
ochotą drwienia sobie z innych ludzi. Ale sam przecież przed chwilą słyszałem
jej rozmowę z kotką. A skoro to była podobno jej dusza i obwiniała ją w taki
sposób, to chyba tak, jakby Mardi obwiniała samą siebie, ne? Przypomniałem
sobie słowa Itachiego, coś o rozdarciu wewnętrznym, podczas to którego Szeptacz
kłóci się z własnym respiro czy coś w tym stylu. Tyle że teraz nie było żadnej
kłótni, żadnego warczenia ze strony dziewczyny. Mimo że się broniła, Hatake w
ogóle nie była przekonana do swoich słów. Czy to było możliwe, aby ta
arogancka, radosna, przekonana o swojej cudowności złośnica miała wyrzuty
sumienia?
Moją uwagę przykuł bandaż na ramieniu, a tym samym rozcięcie po lewej stronie
twarzy brunetki. Do teraz nie wiedziałem do końca skąd się wzięło na jej
bladej, nieskazitelnej skórze.
-Co ci się stało w ramię? I oko? – zapytałem, marszcząc brwi. Mardi odruchowo
dotknęła palcami rany.
-Miałam w nocy gościa – odparła drwiąco.
-Prywatka się udała?
-Och, powitałam przybysza z wszelkimi honorami – stwierdziła melodyjnie i
zerknęła w lustro. Z jej twarzy znikła pewność siebie, zastąpiona przez
delikatne zmartwienie. – Cholera, chyba nie wygląda za dobrze… Jak myślisz?
Zawahałem się, nie będąc pewnym jak odpowiedzieć.
-Widywałem gorsze – westchnąłem. Nie byłem na tyle dupkiem, aby ją bardziej
dobijać, poza tym naprawdę to zadrapanie nie rzucało się aż tak bardzo w oczy.
Tylko trochę. Przekręciłem głowę, aby lepiej widzieć.
-To dobrze – odetchnęła z ulgą. – Ale najlepsze przede mną.
Moje oczy powędrowały za jej spojrzeniem, napotykając obandażowane ramię. Usłyszałem,
jak dziewczyna bierze głęboki oddech, po czym szybkim, w ogóle nie delikatnym
ruchem ściąga z siebie biały materiał.
Przyznaję, widok nie był najpiękniejszy. Pięć porządnych ran, naprawdę
głębokich, a do tego poszarpanych przy końcach, jakby ktoś rzucił w nią z całej
siły shurikenami. Jedno nawet przecięło jeden z jej tatuaży zaczynających się
na łokciach a kończących na palcach serdecznych. Wokół widniała zaschnięta,
teraz już brązowa krew.
-Mmm – pokiwała z udawanym uznaniem głową. – Jak uroczo…
Zmarszczyłem brwi i westchnąłem.
-Nawet tego nie wyczyściłaś, co?
-Nie miałam czasu – usprawiedliwiła się szorstko, odwracając się do mnie
plecami i wyładowując sprawnymi ruchami kosmetyki na blat. Najwyraźniej nie
przepadała, gdy ktoś wytykał jej niedociągnięcia. – Od rana latam bo całej
cholernej Konoha, od jednego pieprzonego Szeptacza do drugiego. Jeszcze
musiałam się bawić w jakieś formalności u Tsunade, która nie mogła nawet
zerknąć do kieliszka, rozumiesz więc, że to było jak dyskutowanie z wściekłą
smoczycą. Dobrze, że opuściłam wioskę, zanim przejęła stołek hokage… To okropne
widzieć, jak ją rujnuje… – w jej głosie na powrót zagościła kpina. – No i nie
zdążyłam się spotkać z Oreli, bo „miała swoje sprawy” – zacytowała skrzeczącym
głosem, naśladując swoją mentorkę. Przerwała na chwilę wypakowywanie, aby
zrobić w powietrzu cudzysłów. – I cały bal zostawiła na mojej głowie,
która zaraz mi pier… pęknie. Też mam do niej sprawę, ale oczywiście! To może
zaczekać. Do tego ci cholerni włamywacze… Nie myślałam dziś o takich…
błahostkach.
-Ciekawe, czy też będziesz tak śpiewać, gdy wda się zakażenie – pokręciłem z
dezaprobatą głową. – Chcesz iść tak na bal?
-Podobno się spieszysz – oznajmiła wesoło, przekrzywiając głowę i wpatrując się
we mnie tymi swoimi niebieskimi oczami. – To może poczekać. A kilka natrętnych
spojrzeń w te czy we w tę…
-Pokaż mi to.
Nie miałem pojęcia, co mnie skłoniło do wypowiedzenia tych słów. Może to był
zapach jej kwiatowych perfum połączonych z bardzo wątłą nutą chemicznej, ale
miłej dla nozdrzy woni farb. A może jej rany za bardzo prosiły się o zrobienie
czegokolwiek z nimi. Nie miałem pojęcia.
Mardi wyglądała na nieco zdziwioną moim oświadczeniem, ale nie oponowała.
Przekręciła głowę i przyglądała się jedynie, jak sprawnymi ruchami wyciągam
spirytus z apteczki powieszonej nad blatem, czysty bandaż i waciki. Trzymając
już potrzebne rzeczy w dłoniach, przyciągnąłem nogą krzesło stojące obok –
czort wie, co tu robiło – i nakazałem ruchem podbródka jej usiąść. Wykonała
moje nieme polecenie i spojrzała na mnie z kpiną malującą się w oczach.
-A więc, doktorze House, co dalej? – zapytała śpiewnie. Nie miałem pojęcia, kim
jest doktor House i nie wiedziałem, czy chcę wiedzieć, jednak puściłem ten
przydomek mimo uszu. Nie był aż tak drażliwy jak Sas czy tygrys.
-Ręka na moje biodro – mruknąłem, chwytając gazik i nasączając go spirytusem.
-Hej, Sasuke – zagadnęła wesoło, na co westchnąłem zbolałym tonem. Oczywiście,
naiwnym byłoby sądzić, że obędzie się bez jej głupiego komentarza. – Ile
dziewczyn miało wcześniej okazję trzymać swoją rękę na twoim biodrze?
-Niewiele – wymruczałem. Miałem nadzieję, że wyczuła w moim głosie nutkę
ostrzeżenia przed kolejnymi głupimi żarcikami. Przekaz był prosty: nie irytuj
mnie, Hatake, mam spirytus w dłoniach.
-A więc jestem jedną z nielicznych – powiedziała drwiąco, mierząc mnie swoim
psotnym, nieco wręcz drapieżnym spojrzeniem. – Mrau…
Spojrzałem na nią z politowaniem i ponownie westchnąłem.
-Hatake…
-Och, już dobra - wywróciła oczami. Poczułem, jak jej dłoń mnie dotyka i lekko
zaciska palce na koszuli, aby ręka się nie osunęła. Jej ciepło przebiło się
przez cienki czarny materiał.
-Trochę wyżej – dodałem cicho. Jej dłoń ulokowała się mniej więcej pod moimi
żebrami. Teraz miałem perfekcyjny widok na jej ramię, a zatem i na obrażenie. I
na… inne rzeczy. Postarałem skupić się tylko na ranie.
-Jeśli to jest biodro, Sasuke… - zaczęła kpiąco i nieco z politowaniem, ale jej
przerwałem:
-Siedź. W końcu. Cicho.
O dziwo, posłuchała i się zamknęła. Może ta musująca tabletka miała też w sobie
jakieś otępiacze czy inne coś? Mardi nigdy nie wydawała się pokorniejsza. Tuż
przed przyłożeniem jej mokrego materiału do dłoni, zawahałem się na chwilę.
-Będzie trochę szczypać – powiedziałem wreszcie.
Nawet się nie skrzywiła, gdy przyłożyłem jej mokry wacik do ran. Na chwilę
przerwałem i znów spojrzałem na jej twarz, ale widząc, że nie zamierza
wrzeszczeć z bólu, kontynuowałem. To było… dziwne. Kilka razy miałem okazję
opatrywać Haruno podczas misji, która była właściwie moim jedynym kontaktem z płcią
przeciwną. Jeszcze chyba nigdy nie obyło się bez jej syknięć i pojękiwań, nawet
gdy obrażenia były płytsze niż te, które teraz posiadała Mardi. Musiałem więc
być wtedy dużo ostrożniejszy, niż gdybym opatrywał Naruto czy chociażby siebie.
Teraz nie musiałem być delikatny, a… chciałem. Co za idiotyzm.
Zacząłem powoli oczyszczać jej ranę, skupiając na niej całą swoją uwagę. Ani
ja, ani ona nie ośmieliliśmy się zakłócić panującej ciszy. Z tego co zdążyłem
zauważyć, dziewczyna nie przepadała za milczeniem i zawsze miała coś do
powiedzenia, jednak teraz wyjątkowo nic nie mówiła. Nawet nie jęknęła, gdy
wbijałem jej igłę pod skórę, aby zaszyć jej rany, jedynie zacisnęła wargi.
-Już – odezwałem się cicho po pół minucie lekko zachrypniętym głosem, kończąc
jednocześnie zawiązywanie bandaża. Wrzuciłem zużyty gazik do pobliskiego kosza.
***
Wiecie co? Nienawidziłam milczenia. Zawsze
zapełniałam słowami przestrzeń między sobą a rozmówcą. Ale teraz ta cisza
wydawała mi się całkiem w porządku. Zero dyskomfortu czy skrępowania. To było
nawet… miłe.
Oczywiście do czasu, gdy Uchiha nie spojrzał na mnie tym swoim kpiącym
spojrzeniem.
-Sidar – odezwałam się bez kpiny czy cynizmu. Czemu to powiedziałam? Nie
byłam typem osoby, która za cokolwiek dziękuje. Raczej typem kogoś, kto bierze
bez pytania i śmieje się w twarz. – Po ardeńsku „dziękuję” – dodałam szybko.
Cóż, trochę naciągnęłam prawdę. W Ardenii było chyba z pięć sposobów na
mówienie dziękuję. Dziękuję takie delikatne, dziękuję na przykład za
przesunięcie się, dziękuję w imieniu kogoś tam, ironiczne dziękuję… Po prostu
dziękuję na każdą możliwą okazję. Sidar to było takie mega, mega mocne i
wdzięczne dziękuję. Ale o tym nie musiał już wiedzieć.
-Ekstra. To odmieniło moje życie.
Prychnęłam lekko śmiechem, podnosząc się z krzesła. Oczywiście, umarłby gdyby
powiedział „nie ma sprawy” albo „proszę bardzo.”. Cóż mogę powiedzieć, świetnie
to rozumiałam. Znów powróciliśmy do bycia „zwyczajnym” Sasuke i „zwyczajną”
Mardi, tak jakby sytuacja sprzed kilku chwil w ogóle nie miała miejsca.
Odwróciłam się do niego tyłem swobodnym ruchem i sięgnęłam po jakiś kosmetyk.
-Długo ci to jeszcze zajmie? – zapytał mnie znudzonym głosem. Zobaczyłam w
lustrze, jak opiera się o wannę i przypatruje niechętnie moim poczynaniom.
-A sekundkę, może dwie…
No dobra, wcale nie zajęło mi to sekundki lub dwóch, ale jakieś dziesięć minut,
i to tylko i wyłącznie dlatego, że czarnowłosy się niecierpliwił i cały czas
mnie pospieszał oraz narzekał. Chryste, co za zrzęda! Jak mówił, zupełnie nie
widział sensu w nakładaniu sobie pięciu warstw różnych podkładów, co chwila
ścierania go w poszczególnych punktach twarzy, używania trzech tuszy do rzęs i
ośmiu rodzajów kredek do oczu. Hej, Uchiha, przecież musze jakoś wyglądać,
jestem elitą, do cholery! Żeby jakoś go do tego przekonać (przekonać faceta do
kosmetyków, powodzenia, Mardi xd – dop. aut.) i zapełnić ciszę, próbowałam mu
wytłumaczyć różnicę pomiędzy pudrem, fluidem i podkładem, ale po kilku
sekundach dałam sobie spokój. Równie dobrze mogłabym opowiadać klamce od drzwi
o swoim dzisiejszym dniu.
Na sam koniec przerzuciłam wszystkie włosy na prawą stronę, tak, aby odsłaniały
mój tatuaż, symbol przynależności do Bractwa. Oczywiście nie obyło się bez
głupiego pytania Sasuke, po cholerę pryskam włosy dezodorantem. No tak,
geniuszem być… Spojrzałam na niego z politowaniem. Cóż, ta jego nieporadność i
niewiedza w dziedzinie kosmetyków była wręcz urocza.
-To nie jest dezodorant, tygrysie – odpowiedziałam z rozbawieniem. – Tylko
lakier do włosów. Do utrwalenia fryzury. Dobra, skończyłam. I jak?
Obróciłam się w jego stronę z zadziornym wyrazem twarzy, a on przeciągnął po
mnie powoli taksującym, uważnym spojrzeniem.
***
Po ubiorze i makijażu od razu można było stwierdzić, że szatynka do skromnych i
nieśmiałych się nie zaliczała. W ogóle nie przypominała dziewczyny, która
weszła jakieś dwadzieścia minut temu do mojego domu. Znaczy, wtedy także była
ładna, ale teraz…
Mimo że nie przepadałem za tak bardzo odsłaniającymi ciało kreacjami, do tego
tak niemalże wulgarnymi, to nawet ja musiałem przyznać, że dziewczyna
prezentowała się olśniewająco. Nawet z tymi tatuażami i bandażem na ręce.
Drapieżnie. Atrakcyjnie. Wspaniale. Rewelacyjnie. Zachwycająco.
Ale oczywiście w życiu jej tego nie powiem. Zmrużyłem krytycznie oczy.
-Może być – stwierdziłem w końcu.
Uniosła lekko brwi, ale nie wyglądała na gniewną czy zdenerwowaną. Raczej jakby
rozczuliło ją moje oświadczenie czy coś w tym stylu.
-Może być? – powtórzyła za mną, aby po chwili zaśmiać się perliście. – Wiesz,
prawiono mi już różne komplementy: że wyglądam pięknie, ślicznie, cudownie… jak
dziwka… ale takiego jeszcze nie słyszałam. Chodzący z ciebie oryginał,
Sasuke. No dobrze – westchnęła i chwyciła czarną, małą torebkę leżącą na
blacie. Kopertówkę, jak się później dowiedziałem. – Skoro „mogę być”, to chodźmy
już na ten bal.
-Gdzie to właściwie jest?
-Ee… nie mam pojęcia, jak to się nazywa. Po prostu znam drogę – odpowiedziała,
marszcząc lekko brwi i rzucając mi przepraszające spojrzenie. Mardi?
Przepraszające? To była kolejna nowość. – Przeżyjesz te pięć minut w niewiedzy?
– dodała kpiąco, opuszczając jednocześnie łazienkę.
Kotka, czekająca na nas w progu podniosła się i dumnie ruszyła za Szeptaczką.
Jej pracujące mięśnie poruszały się pod czarnym, lśniącym futerkiem.
-Raczej nie mam wyboru – odparłem sucho na jej poprzednie pytanie.
Wyszliśmy z domu, ja gasząc po drodze wszystkie światła i przekluczając drzwi.
W milczeniu udaliśmy się w stronę, którą wskazała dziewczyna. Było to dla mnie
dosyć dziwne, ponieważ to ja zawsze pokazywałem jej, gdzie ma iść lub sam ją
tam prowadziłem, a teraz to od niej zależało dotarcie do celu. Będąc szczerym,
nie do końca jej ufałem w tej sprawie. Nie żebym ufał w innych. Chociaż w sumie…
Otrząsnąłem się i skarciłem w duchu. Co to w ogóle za chory tok myślenia?
Dlaczego, do licha, zaczynam zastanawiać się czy jej ufam czy też może nie?
Znałem ją niecały tydzień. To, że była córką Kakashiego i że rozmawiałem z nią
więcej niż innymi dziewczynami nic nie zmieniało. Wciąż pozostawała irytującą
(wprawdzie w inny sposób niż fanki), arogancką, złośliwą, a do tego podłą i
bezwzględną Szeptaczką.
Czy rzeczywiście taką bezwzględną i podłą, za jaką ją wziąłem przy bliższym poznaniu?
Zaczynałem w to wątpić. Jej rozmowa z Guinevere, jej wyraz twarzy, zanim
dowiedziała się, że wszystko słyszałem, ta pogarda, którą wczoraj widziałem w
jej oczach, na ułamek sekundy po tym, jak stwierdziłem, że nie ma serca… to
wciąż nie dawało mi spokoju.
Spojrzałem ukradkiem na dziewczynę. Szliśmy w ciszy, co mi niezwykle
odpowiadało, ale za cholerę nie pasowało do Mardi. Dostrzegałem w jej
nieobecnym spojrzeniu wbitym przed siebie coś innego niż tylko zamyślenie i
zadumę. Tam było coś więcej, jakiś taki cień… Nie błyszczały już, jak w ich
poprzednich przechadzkach.
-Zasłużyli sobie – odezwałem się nagle, niemal bez udziału własnej woli.
Uniosła na mnie swój nieco zdziwiony wzrok. Ja z kolei spojrzałem przed siebie,
nieco niezadowolony z faktu, że przyłapała mnie, jak się w nią wpatruję.
Kontynuowałem niedbale i z pozoru znudzonym, obojętnym głosem: – Nie zrobiłaś
nic niewłaściwego.
-Wiem – zadźwięczał jej głos. W ogóle nie było w nim przekonania do
wypowiadanych słów. Jej dłoń powędrowała automatycznie do naszyjnika. Mimo że
raczej nie pasował do dzisiejszej wulgarnej kreacji, ani myślała go zdjąć.
-Czyżby?
-Tak – odparła automatycznie.
-Jak chcesz.
Chyba dosłyszała drwinę w moim głosie, bo obrzuciła mnie bystrym, nieco
złowrogim spojrzeniem. Coś nas łączyło – nie lubiliśmy być przyłapywaniu na
jakimkolwiek okazywaniu emocji.
-Czy to rodzaj jakiejś dziwnej terapii? – zadrwiła. – Psycholog się znalazł!
Nie pamiętam, żebyś był wujkiem Sasuke Opowiedz-Mi-O-Swoim-Problemie-Uchiha.
Jeszcze trochę, a zaczniesz brzmieć jak dodatek do Christmas Special.
W odpowiedzi warknąłem tylko pod nosem na kolejne nadane mi przezwisko. Wujek.
Opowiedz mi o swoim problemie. Christmas Special. Dobre sobie.
-Słuchaj, nie chcę, żebyś mi mówiła… – zacząłem z rozdrażnieniem, ale nie
miałem szansy dokończyć myśli, bo Mardi mi bezczelnie przerwała:
-Ekstra. Lepiej przypomnij sobie wszystkie kroki, nie chcę, żebyś się skompromitował
i przy okazji mnie – warknęła na mnie. Och, no proszę, czyżbym właśnie miał do
czynienia z klasycznym przypadkiem odwrócenia uwagi? Mimo to dałem się
sprowokować. Takiej okazji dogryzienia jej po prostu nie mogłem przepuścić.
Obawiałem się, że ona doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
-Powiedziała tancerka roku – zakpiłem, nie mogąc powstrzymać złośliwego
uśmiechu, jaki zakradł się na moją twarz.
-Och, spadaj – Mardi uderzyła mnie z irytacją w ramię, na co ja zaśmiałem się
lekko.
Na ten dźwięk stanęła jak wryta i
spojrzała na mnie z markowanym szokiem.
-Och, mój Boże, Uchiha, ty umiesz się śmiać – krzyknęła, a w jej oczach
zatańczył wesoły błysk.
-Tylko z bardzo zaawansowanej ludzkiej głupoty – odpowiedziałem chłodno,
natychmiast przywołując się do porządku.
-Gdyby tak było, umierałbyś ze śmiechu za każdym razem, gdybyś spojrzał w
lustro – zgrabnie odbiła piłeczkę, przyglądając mi się kpiąco.
Nie wyglądała już na taką zamyśloną i nostalgiczną jak jeszcze przed chwilą.
Pogratulowałem sobie w duchu. Wyglądało na to, że jakoś zdołałem odciągnąć ją
od jej wyrzutów sumienia, chociaż na chwilę. Moment, dlaczego tak mnie
interesuje jej samopoczucie? Jako jeden z klanu Uchiha powinienem mieć je
głęboko gdzieś. A jednak…
Wyjątkowo postanowiłem się nie odwdzięczyć chamskim tekstem za jej ostatni
docinek. Zamiast tego zapytałem:
-Jest szansa, że spóźnimy się na te idiotyczne tańce?
-Och, nie liczyłabym na to – odpowiedziała, a jej wzrok spochmurniał. To, że
nie tylko ja jestem do tego negatywnie nastawiony, poprawiało mi nieco humor,
czego oczywiście dziewczynie nie powiedziałem. – Zainteresowany planem balu?
-Jak cholera – zakpiłem. Chyba oczywistym było, że miałem go gdzieś.
-Tak czy siak, i tak musisz go znać. Jeśli dobrze pamiętam, jakieś pół godziny
temu było oficjalne rozpoczęcie balu. Prawdopodobnie ominął nas również mały
pokaz. Wiesz, Szeptacze i shinobi pokazują, co potrafią. Po tym nastąpił
nazwijmy to „czas wolny”, czyli taka chwila na rozmowy. Połowę mamy za sobą –
dodała w geście pocieszenie, widząc moją niezbyt radosną minę. – Potem
przemówienie obu przywódczyń i w międzyczasie żarcie: moja ulubiona część –
klasnęła z zachwytem dłonie. Prychnąłem i wywróciłem oczami. – Serio, to jedyny
powód, dla którego chodzę jeszcze na te cholerne bale. Poza tym kocham waszą
kuchnię, a nie, tą beznadziejną, „zdrową i bogatą we wszystkie witaminy” w
Ardenii. No i na końcu tańce – westchnęła, a nagie ramiona nieco jej opadły. –
Jeden tańczą wszyscy obowiązkowo, chyba, że ktoś jest bez pary, a pozostałe już
wedle życzenia. W sumie dosyć cię lubię, więc cię lojalnie ostrzegę: ty i
Itachi będziecie prawdopodobnie najgorętszym towarem wśród Szeptaczek. Poważnie,
wasz klan jest znany wśród śmietanki towarzyskiej Bractwa. Dwaj geniusze z
Konohy, do tego mroczni, tajemniczy i przystojni… Każda na to poleci. Także,
prawdopodobnie będziesz miał dziś baaardzo dużo ofert tańca. Zresztą, nie tylko
tańca – zakpiła, rzucając mi znaczące spojrzenie. – Powodzenia!
-Przezabawne, Hatake – warknąłem w odpowiedzi. Byliśmy znani w Bractwie? Było
to o tyle komiczne, że do niedawna nawet nie wiedziałem, że owo Bractwo
istnieje.
-I to jak! Och, no proszę – zatrzymała się i wskazała na duży, ozdobiony
mnóstwem lampionów i girland budynek. – To tu. Już się nie mogę doczekać. Będzie śmiesznie.
***
Ohayo! ^^ Rozdzialik (ta,
rozdzialik… najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam xd) dodaję trochę
wcześniej niż zamierzałam, gdyż jutro mam kolejny wyjazd (tym razem w góry do
dziesiątego, jak co roku w to samo miejsce... can't wait... -,-), a tam nie ma
internetu (a raczej jest, ale nie dla gości tego pensjonatu... właściciele to
szmaty) :< Więc, żebyście nie musieli czekać kolejny tydzień, wstawiam
rozdział teraz ^^
No iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii...
chyba przesłodziłam :< Damn! Mam takie nieodparte wrażenie, że zrobiło się
zbyt lukrowo i cukierkowo, no ale... bardziej poprawić chyba tego nie poprawię
;_; Dobra, dość użalania, Wam pozostawiam opinię xd
Rozdział jeszcze pisany w narracji
1-os. (Dżizzz, rzygam już tą narracją...) więc macie kolejną próbkę do
porównania xd Następny rozdział... no to się zobaczy :3
Prawdę mówiąc, Mardi w ogóle mi się
w tej narracji nie podoba, nie mówiąc już o tym, że cholernie trudno się o niej
pisze. Taka jakaś ciotowata się zrobiła, jak nie ona, zero tajemniczości, zero
tego typowego cynizmu... R.I.P. Mardi xd A może tylko mi się tak wydaje?
Cholera wie.
Z kolei Sasuke... No kurczę, tak
fajnie się o nim pisało w tej narracji :3 Dlatego większość jest z jego
perspektywy.
No to chyba tyle :) Trzymajcie się
w ciepełku <3
Awww Yea!!
OdpowiedzUsuńA teraz komentarz właściwy.
UsuńChcesz opinii?
A więc tak:
Piszesz o tym , że Mardi wydaje ci się w tej narracji mniej tajemnicza (co nie jest dziwne bo jeżeli piszesz w 1.os to nieuniknione jest napisać o czym postać myśli lub co ukrywa) nie jest to złe i myślę ,że prędzej czy póżniej się do tego przyzwyczaisz.
Osobiście nie uważam by ten rozdział był jakoś specjalnie przesłodzony a nawet jeśli jest to nikt nie będzie miał pretensji (prawdopodobnie)(przynajmniej mi się to podobało więc jeśli nie mam zniszczonej psychy a uwierz , że to całkiem możliwe to rozdział jest jak zwykle na poziomie).
Pozdrawiam i zyczę weny i miłych wakacji.
Czuwam , Dorsv
Hahaha, znowu pierwszy :3
UsuńOh, dziękuję bardzo, nawet nie wiesz, jak bardzo Twoja opinia jest pomocna *-*
Pozdrawiam :)
CHYBA CIĘ POJEBAŁO! <3 żadnego przesłodzenia nie ma, jaram, się, że w końcu Sasuke powiedział o niej coś miłego. A raczej pomyślał xD poza tym rozdział w którym obok komplementów mówi się o palących się ludziach, z reguły nie może być słodki. No chyba dla psycholi.. Czyli dla mnie powinien.. a nieważne
OdpowiedzUsuńW każdym razie na początku skopiowałam sobie tekst 'Mimo to, w jakiś dziwny, niezrozumiały sposób, w ogóle nie straciła na swojej urodzie.' w szoku, że Sasuke i KOMPLEMENT! ;o, no ale potem się ich jeszcze trochę posypało z czego się cieszę <3
Dobra, mam ochotę jebnąć długiego komenta, chociaż kuzynka siedząca ze mną w pokoju patrzy na mnie nagląco. A chuj jej w dupę.
Po pierwsze taaaak: narracja Sasuke niszczy system! Serrio normalnie genialnie ci wyszła, uśmiałam się w niektórych momentach jak cholera. Na przykład przy tym jego epickim żarciku z roześmianym Itachim xD (wspomniana kuzynka zmierzyła mnie spojrzeniem pełnym politowania, gdy zaczęłam się lać do monitora. Hmpf) Sasuke jednak ma poczucie humoru! I to całkiem.. sexi. Taka ironia, sarkazm, politowanie.. lubię to <3
Normalnie cwaniaro, zbiłaś mnie z tropu tym wejściem Mardi. Myślę sobie 'o Sasuke w szoku, pewnie wygląda oszałamiająco' o tak xD bardzo oszałamiające, ubłocone buciory xD
No i jak zwykle rozmowy Mardi z Sasuke.. dobry pomysł z tym podpaleniem domu. Nie dość, że jeszcze genialnie Mardi to tłumaczyła, to było takim fajnym.. przerywnikiem, żeby rozdział faktycznie nie był przesłodzony. No i bez tego byłby z pewnością krótszy, bo to jasne, że bal to już zupełnie nowa notka będzie, może nawet dwie ;> czuje, że będzie się działo.
Muszę też przyznać, że te wyrzuty sumienia Mardi były.. urocze. Ale jeszcze bardziej uroczy był sposób w jaki Sasuke je rozwiał. No i kurva! Sasuke był uroczy w tym rozdziale xD dał jej tabletkę, opatrzył ramię (ZASZYŁ KURWA! ;__;), myślał komplementy, poprawił humor.. miłość.. xD
'Sam jesteś poczucie winy' taka cięta riposta, że aż krwawię xD coś w stylu młodszej kuzynki mojej wspomnianej kuzynki xD powiesz jej na przykład 'jesteś brzydka!' a ona na to 'z ciebie!' xD
No.. arrrr wygląd Mardi <3 boski opis, ta kiecuszka, dziary, włosy na jednej stronie, zadrapany policzek, kabaretki.. 'może być', stanął mi *.*
poza tym lubię sobie psikać włosy dezodorantem xD kolejny przykład uroczości Sasuke w tym rozdziale
No ale na sam koniec.. ŚMIECH SASUKE! jakiż to zaszczyt spłynął na Mardi, by dosłyszeć ten rzadki dźwięk.. xD
Dobra. A teraz co do narracji, bo widzę, że cię to męczy. W ankiecie zagłosowałam na 'mieszankę' i myślę, że to chyba najlepiej ci wyjdzie. Bo faktycznie Sasuke błyszczy tutaj, dobrze ci wychodzi jego część. Mardi też bosko, bo jakże by inaczej, ale też sobie pomyślałam, że traci trochę ze swojej tajemniczości.
No a teraz walnę ci odpowiedź do twojej odpowiedzi na odpowiedź u mnie <3
Chyba faktycznie skreślę tamte słowa, bo skutecznie mnie dowartościowałaś xD No, muszę wcisnąć trochę Konohy, niestety nie zawsze da radę dzienniczek, ale mam na niego za niedługo pomysł. Myślę, że spotkamy się w piekle, ale ej! Zdradzę ci w sekrecie, że szykowałam taki moment o zabijaniu małego dziecka i wywiąże się kolejna 'kłótnia' między Aną i Hidanem z tego powodu :D
Dobra! Udanego wyjazdu w góry (za którymi osobiście nie przepadam) baw się dobrze, buziaki ;3
Ojej, jaki zacny komentarz spotyka mnie po powrocie, aż prawie mi łezki poleciały *-*
UsuńHaha, chyba lubię twoją kuzynkę :D Przeproś ją w moim imieniu, że z powodu tej notki musiała być przez ciebie olana :) Shame on this notka!
No właśnie mi też w tym rozdziale Sasuke pasuje, w dodatku cholernie łatwo i lekko pisze się z jego perspektywy <3
No i bardzo dobrze, skreślaj je natychmiast, wprowadzają w błąd czytelnika! xD Hihihi, już czuję tą 'kłótnię' między Aną a Hidanem, to będzie mocne ;>
Pozdrawiam bardzo serdecznie i dziękują za ten cudny komentarz <33
Uwielbiam jak piszesz jako Sasuke. Proszę byś tego nie zmieniała, bo na prawdę dobrze ci idzie :) Rozdział jest niesamowity i jestem załamana tym, że nie będzie cię przez tydzień, uff...Czekam na ciąg dalszy <3
OdpowiedzUsuńTobi
Bardzo dziękuję za komentarz! *-*
UsuńNie martw się, póki co tego nie zmienię ^^
Pozdrawiam!
No witam, witam xD Ja to się zawsze spóźnię, jednakże przeczytać, przeczytałam od razu xD tak to był bardzo głośny wieczór a w tym tygodniu mojego życia xD Otóż tak, zobaczyłam komentarz Any i nie mogę pozwolić by miała dłuższy komentarz, więc trzeba się ogarnąć xD Rozdział był zajebisty xD Perspektywa Uchihy jest genialna xD Jest bardziej zabawniejszy w myślach, niż na zewnątrz xD Perspektywa Mardi też boska, więc nie pierdol xD Wszystko jest zajebiste… jestem starsza, wiem lepiej, nie pyskuj! Amen :P
OdpowiedzUsuńNo to tak, Sasuke jest jak już mówiłam bardziej zabawniejszy w myślach, taki ukryty narcyz – jak się chwalił, że wie, że wygląda dobrze xD ta jego irytacja na widok nie gotowej Mardi – no epickie xD ogólnie te jego fochy xD droczenie się z Mardi – boże jacy oni są słodcy xD nie mogę się doczekać jakie im planujesz wyznanie uczuć xD Ostrzeż wtedy, wcześniej skorzystam z ubikacji xD Itachi też super zachował tą swoją tajemniczość na temat partnerki xD tak w ogóle to coś zacytuję „Miał na ustach uśmiech aż od kącików ust, oczy rzucały wesołe błyski, a on sam śmiał się w niebogłosy. Żartowałem. Jak zwykle przybrał obojętną minę.” <- jebłam na tym normalnie xD No kurwa, kocham twój mózg xD wracając, Itachi musi być dobry, że nawet Mardi nic nie wie na temat jego partnerki xD
Teraz przechodząc na Mardi, to no wydaję się wesoła xD tutaj zobaczyłam, że ona gdy palnie głupotę naprawdę to przeżywa xD Myślałam, że pozostaje bierna w takich sytuacjach xD ale no w ogóle tak fajnie ją pokazałaś, że ma poczucie winy i w ogóle – mi się to podobało :D ogólnie tak od kilku rozdziałów ta jej dusza wydaję się bardzo pyskata xD trochę za bardzo się do wszystkiego wtrąca xD Chyba bym oszalała przy mojej gadającej duszy obok xD O rany, Sasuke z tą swoją troską, czułością był taki słodki *___* rany i z tą aspiryn w wodzie, o mój boziu! Idealny mężczyzna… w czarnej koszuli *Q* xD
Z powrotem do Sasuke, rany boskie te jego myślowe komplementy – ciekawe jakby na nie reagowała xD no na bank rumieńca by miała xD w ogóle to jak się do niej przysunął i opatrywał jej ramie *__* i ten ich dialog w trakcie xD taa, doktor House, chyba nie mogłaś się powstrzymać xD ale w ogóle on tak fajnie skomentował w myślach ten temat xD a potem jak kazał jej milczeć, a potem tak się ekscytował tą chwilą xD No miód cud i maliny xD
No i następny wątek mnie zabił xD Normalnie tak się śmiałam, że aż zaciekawiłam tym brata, to mu opowiadam tą scenę z „dezodorantem” i się śmiejemy razem, póki nie skomentował „haha, co za idiotka dezodorantuje włosy” … i tak nastąpiło milczenie xD w ogóle nie zrozumiał przekazu! A dobrze mu wszystko opowiedziałam! :P w każdym bądź razie – facet i kobiece przybory xDD
W następnym wątku wdał się błąd! Opisałaś Mardi jako szatynkę, a to brunetka – szatyni mają brązowe włosy :) Śmiejący się Sasuke, no nie to musi być coś – Mardi powinna zapisać to w kalendarzyku xD ale no nie mogę się doczekać tego balu, szkoda, że się na niego spóźniają xD ale to takie w ich stylu xD Sas się modnie spóźnia, a Mardi po prostu się spóźnia xD hehehe, urocza para xD
No to by było na tyle xD i nie masz czym rzygać, bo idzie ci świetnie, jednakże jak wrócisz do początkowej narracji to też będzie dobrze ^^ w ogóle wzięłam i skopiowałam twój rozdział do worda, zajął 13 stron! Jprd w życiu bym tyle nie napisała, a nawet jeśli nie wyszło by mi to tak zajebiście xD
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział ;D
Życzę weny i pozdrawiam ciepło :D ;*
wojna na komentarze powiadasz?! xD
UsuńKurde, nie spodziewałam się, że czytasz moje komentarze xD rozumiem jaby był wcześnie od twojego, ale tak... muszę uważać co piszę xD
UsuńTo żadne wyzwanie... tak tylko powiadam xD
Soli, masz tendencję do pewnej emotikonki (xD)
UsuńOd dzisiaj, kojarzy mi się ona tylko z tobą xd
Spadaj xD Wszyscy mi to mówią... to nieprawda! xD
UsuńSuper jeszcze nazwijcie ją moim imieniem... xD
Zresztą nie użyłam jej dużo razy w komentarzu... tylko 41 xD
Wiesz co ci powiem? - xD
UsuńHahaha, jaki chat się zrobił :D
UsuńOjej, Soli i Anayanna, jesteście takie słodkie :D Ja tam kocham każde wasze komentarze, nawet gdyby miały zaledwie dwa zdania <3
Hahah, rzeczywiście, Soli uwielbia tą emotikonkę, no ale co z tego? :D Uważam, że (xD) jest urocza^^ Soli, a wiesz, że to ty mnie nauczyłaś jej używać? xd Wcześniej prawie w ogóle jej nie używałam :3
A mój mózg kazał ci, Soli, przekazać, że też cię kocha z całego... chuj wie, z czego, ale kocha :D
Dziękuję za komentarz ;*
Nabijamy ci postów xD
UsuńDwa zdania? Twoje notki na to nie zasługują, muszą być długie ;D
Ja nie jestem uzależniona od xD to xD jest uzależnione ode mnie :P
Ja? Naprawdę? xD Jak miło xD
Aha czyli mózg nie wie, ale chuj tak xD - obawiałabym się gdybyś go miała xD Też cię KOCHAM ;D
Czyli moich komentarzy nie kochasz? No dobra!
UsuńBędziesz coś chciała, mendo!
Dopiero teraz ogarnęłam, że jest nowy rozdział. Coś mnie tknęło, żeby wejść i proszę, jednak kobieca intuicja nigdy nie zawodzi. ;D
OdpowiedzUsuńRozdział był na prawdę długi, a z racji iż takie uwielbiam to idealne wpasowałaś się w mój gust. :3 Miałam nadzieję, że w tej notce będzie również bal, a tu niestety. ;c Chodź nie ma co żałować, bo wszystkie zdarzenia, które tu opisałaś były po prostu świetne. Co do narracji, to moim skromnym zdaniem lepiej jest w pierwszoosobowej. Sasuke wychodzi ci idealnie, niby taki zimny, ale jego przemyślenia są cudowne. Cholernie ci zazdroszczę, bo ja bym się chyba na taki krok nie odważyła. :3 Te wszystkie komentarze odnośnie Mardi, których oczywiście nigdy jej nie powie, ten moment, kiedy Mardi była już gotowa, a on rzucił to swoje "może być", chodź myślał co innego, nie no świetnie. ;D
Psikanie włosów dezodorantem, rozwaliło mnie to. Hahaha. ;D Sasuke jest uroczy z tą swoją niewiedzą. :3
Uwielbiam tez moment z opatrywaniem rany. Kiedy mu podziękowała po ardeńsku, w ten najcudowniejszy sposób, oczywiście on też nie musi o tym wiedzieć, to było świetne. Przez to, ze raz pisałaś z punkty widzenia Mardi, a raz Sasuke wcale nie odebrało im to tajemniczości, tylko pokazało ich skryte myśli i pokazało jacy w głębi są, czego, przyznam szczerze, brakowało mi wcześniej. Wiem jak trudno jest się przestawić z jednej narracji na drugą, bo pewnie jak zauważyłaś jednego bloga piszę w takiej, drugiego w innej, więc mieszanki ci nie polecam. Lepiej wybierz sobie jedną i w niej pisz, bo z czasem zacznie wychodzić coraz lepiej, a mieszaki temu raczej nie sprzyjają.
Ja osobiście ten rozdział uwielbiam, właśnie stał się moim ulubionym i prawdopodobnie jeszcze nie raz sobie do niego wrócę. :3 Nie był w cale przesłodzony ( może troszkę uroczy ), ale idealny. Obyś więcej tak cudownych pisała, dlatego życzę ci mnóstwa weny i pozdrawiam gorąco.
Udanego wyjazdu. ;*
Ojej, jaka kochana *-*
UsuńNo właśnie się obawiałam, że wyszedł ZA długi i ZA nudny, ale może nie jest tak źle xd
No wiem, wiem, zawsze muszę przeciągnąć wszystkie wydarzenia ;_; No ale kurczę, nie umiem inaczej xd Spokojnie, w następnej notce już wchodzą na salę xd
Tak, póki co zostaję przy pierwszoosobowej jednak, może mi się później odmieni. Chyba jednak jest wygodniejsza ^^
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz ;*
Rozdział przeczytałam niedawno, a ponieważ, moja leniwa wakacyjna natura daje mi się we znaki nie miej pretensji za długość tego komentarza. Po prostu nie chce mi się rąk tera podnosić.
OdpowiedzUsuńNotka świetna.
Mimo, że nie ma w niej balu (podejrzewałam, że poświecisz notkę na coś, co wydarzy się przed nim)
to nie można powiedzieć, że nie rozwijała wydarzeń, bo świetnie pokazywała relacje między Sasuke a Mardi.
Te ich wspólne rozmowy. Tak, widać, że mówią sobie to co myślą ;)
Na przykład: Uchiha tak szczerze skomentował jej strój. Łał, dał jej w myślach komplement, to na prawdę niezwykłe.
Najbardziej rozśmieszył mnie żart Sasuke (przy okazji czy on aby nie żartuje sam ze sobą? dziwne) odnośnie śmiania się w wniebogłosy swojego brata lub to: "nie drażnij mnie, mam spirytus w rekach". Wiele było bardzo fajnych tekstów. ale te dwie sytuacje szczególnie mnie rozbawiły.
A i jeszcze to ich zastanawianie się nad partnerką Itachiego. Ciekawe, jak ona wygląda? Hm.
No i jak sama napisałaś Sasuke ubawił się w doktora Housa :) To było ciekawe.
Co do narracji to mnie zdezorientowałaś. Zagłosowałam w ankiecie na trzecioosobowa ale teraz nie jestem pewna bo Sasuke tak samo jak Kakashi wychodzi Ci niewiarygodnie wspaniale.
Poza tym teraz wyszło Ci nawet lepiej niż w poprzedniej notce, postacie stały się ciekawsze.
Można ich lepiej poznać i wcale nie tracą przez to na tajemniczości. Dobra, może Mardi nie jest już, aż tak skryta jak na początku ale gdyby była to opowiadanie by się nie rozwijało i nie miałoby to sensu.
Więc, skoro nie jestem zdecydowana, lepiej już nie będę nic na temat narracji pisać.
Co wybierzesz będzie dobrze.
A, zastanawiam się czy w Twoim opowiadaniu pojawią się nowe postacie, które występują w mandze? Mam na myśli postacie z innych wiosek, np. Temari, Gaara itp? Masz zamiar je wprowadzać?
Czekam na kolejna notkę. Mam nadzieję, że dobrze się bawisz.
Ja nie wiem kiedy cały miesiąc wakacji mi zniknął. Wcięło go czy co? No i zaraz trzeba będzie do szkoły. Liczę, że w roku szkolnym Twoje opowiadanie będzie mnie trzymać przy życiu.
Pozdrawiam i czekam na dalszą część.
Kinga
PS. Prawie zawsze zapominam się podpisać.
Jak mogłabym mieć pretensje o taki cudny komentarz? *-* Wręcz przeciwnie jest pięknie długi <3
UsuńNo cóż, Sasuke rzeczywiście nie umie mówić komplementów, ale... no to Sasuke xd I rzeczywiście, wygląda trochę jakby gadał do siebie, hahaha :D Ale to raczej tak... na potrzeby czytelników xd
Co do twojego pytania to tak, nie zamierzam zamykać akcji jedynie w bohaterach z Konoha :3 Ale kogo i gdzie wprowadzę - tego już nie powiem :P
Bawiłam się szczerze mówiąc średnio, bo miałam małą kontuzję na samym początku i nie mogłam w ogóle iść na szlak, więc... trochę nudno, no ale cóż :< Ty, ja też mam wrażenie, że tego miesiąca w ogóle nie było, za szybko minął :D
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za piękny komentarz <3
Ojj tam przestań nic nie przesłodziłaś ! :D Mi się podobało, a czy Mardi wydaje ci się mniej tajemnicza w tym rozdziale ? Nie sądzę żeby tak było :) Rozdział długi ale mnie tak wciągnął, że dla mnie była za krótki :D
OdpowiedzUsuńWyobraziłam sobie wygląda Mardi jak się odpicowała i uwierz mi, że aż sama bym ja brała *.* Sasuke nie lubie ale opisujesz go boska i nic nie zmieniaj :D
Co do narracji piszesz tak dobrze, że mi sie w każdej narracji podoba :D
Buziole < 33
ps.
U mnie Rozdział 7 ^^
http://in-world-of-darkness.blogspot.com/
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, kocham! <3
OdpowiedzUsuńGdzie cukierkowo, co?! Było idealnie!!!
Uchiha zaczyna coś czuć, a Mardi potrafi się czasem zamknąć! Aaaaa! Rozdział jest zajebisty. Nie wierzę, że Hatake opuści Konohę, o nie! A jeśli tylko spróbujesz to zrobić, uwierz, że znając jedynie twój nick i przepiękne imię - Kasia - znajdę cię nawet w tym pieprzonym pensjonacie i uduszę wisiorkiem! A jak nie w pensjonacie to wszędzie indziej. Nie możesz tego spieprzyć, nie wybaczę ci! Mam mało czasu, bo burza za oknem szaleje, a tata chce mnie na żywca za to zadźgać.
Problem nr dwa.
DLACZEGO TRZYMASZ MNIE W NIEPEWNOŚCI PRZED DWA ROZDZIAŁY?! Kiedy ja sie ty w końcu pojawię, no! Tak się nie mogę tego doczekać, że az nie masz pojęcia. Do tego z Itasiem <3 I bal i tańce i wszystko <3 <3 <3
Strasznie poprawiłaś mi humor tym rozdziałem, straaaasznie. Ta akcja z proszkiem na ból głowy i opatrywaniem rany no kawaiiii *.*
Kiedy w końcu będzie moje love story? Mam na myśli siebie i Itasia oczywiście, ale paringkiem Sasuke Mardi tez bym oczywiście nie pogardziła, oni są tacy cudowni <3
Kochajmy narrację pierwszoosobową <3 Mówiłam, że będzie lepsza, łatwiej oddać nastroje bohaterów, a Uchiha wychodzi ci wręcz wspaniale <3
Wracasz jutro i nie obchodzi mnie, że mozesz byc zmeczona po podrozy. Po pierwsze musisz mi odpisac na ten cudowny komentarz, a po drugie dodac nowa notke w przeciagu trzech dni. Jeśli ty tego nie zrobisz, to ja tez nie :3 O! To jest całkiem niezłe ultimatum!
Muszę już kończyć, bo tata naprawdę zaraz mnie zabije xd
Trzymaj się i wracaj do nas!
Ja też chcę do opowiadania! Mogę być przechodniem na ulicy xD
Usuńaqlbo nic nieznaczącym gościem na balu, który pomacha do Mardi, ona odmacha i uśmiechnie się słodko, a Sasuke zapyta "Kto to jest?" a Mardi "Pojęcia nie mam" xD xD xD
A ja mam tu oficjalnie swojego faceta i jest nim Itaś! <3
UsuńNie to co u ciebie :c
Sheeiren, to miała być niespodzianka, gaduło ty! :D
UsuńOh, ogólnie chciałam uniknąć czegoś takiego,w sensie wprowadzania Was do opowiadania, bo to cholernie dla mnie trudne (Sheeiren widzę przesługę, cwaniara :D <3), ale Soli, jesteś taką zajebistą osobą i tak cię kocham, że nie jestem w stanie ci odmówić <3
Brawo, witamy w moim opowiadaniu, jednak będziesz musiała trochę poczekać :D Wybaczysz, nie? Już mam nawet na ciebie pomysł *-*
No i nie mogłabym zapomnieć o mojej kochanej Anayannie xD Nie wiem, czy to czytasz, skarbie, ale jeśli nie masz nic przeciwko, też cię wkręcę :3
Sheeiren, co do twojego ślicznego komentarza *-* Hahaha, jaka niecierpliwa :D Spokojnie, już niedługo, kochana będziesz ^^ Tylko boję się twojej reakcji...
Co do tej narracji to hej, czy to nie ty czasem mówiłaś, że zastanowiłabyś się dwa razy i gdybyś mogła pisałabyś swoje opowiadanie w 3-os.? :D Tak czy siak, póki co zostaje pierwszoosobowa raczej ^^
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz ;*
o boziu, a tak się złożyło, że to czytam :D
Usuńwkręcaj mnie śmiało, będę w siódmym niebie i nie krępuj się, nie będę ci miała za złe.. czegokolwiek zrobisz z moją postacią xD
<3
Sheeiren Imai... pamiętaj, że w moim shocie też występujesz, nie myśl sobie, że zawaham się jakoś zemścić xD
UsuńKochanie, pewnie, że poczekam *______* Jak zajebiście *___* Nie powstrzymuj się z moją postacią, możesz mnie upokorzyć, mogę się wypierdolić na równej drodze, śmiało! xD
Nasz postacie mogą się pobić! xD
Usuń*krztusi się* W sensie, że my? XD
Usuńtak! xD
UsuńChyba z wcześniej słowo "wojna" wzięłaś zbyt dosłownie xD
Usuńzresztą podejrzane, że chcesz mnie pobić... myślałam, że się lubimy xD xD jak Amane to zrobi (Nie ;___;) to niech będzie xD
ale ja tak okazuje ludziom moją sympatię xD
UsuńBijąc się z nim? xD Masz przyjaciół? xD
UsuńNie no, spoko - może być xD Ale masz nie bić po twarzy! xD
;*
znajdzie się paru odważnych znajomych xD
Usuńahahaha, no racja jak tu cię nie lubić? xD
UsuńHahahahaha, jak ja Was kocham <3 Wyobraziłam sobie przywitanie Any - Ktoś: "cześć, Anayanna!"
UsuńAnayanna: *jeb, z liścia* no siema xd
Soli, rzeczywiście nabijacie mi komentarzy xD Bardzo dobrze... xd
Spoko, kochane, nie zamierzam z Was zrobić wrogów, mam inne plany... *złowieszczy śmiech* Nie no, żartuję, nie jestem taką suką, nie będę Was upokarzać! ^^ Zobaczycie, będzie fajnie :D
Soli, co do poprzedniego komentarza - oh ty, łapiesz za słówka :3 Też bym się obawiała, jakbym go miała xd
No musiałam się wygadać, no! To silniejsze ode mnie!
UsuńNie, narracja pierwszoosobowa rządzi! Ohhh yeah!
Pisiaj pisiaj <3
Ja tam mogę komuś, brzydko mówiąc przyjebać, w końcu własnie to trenuję xd także, pisiaj, pisiaj <3
Kiedy będzie ten rozdział, bo nie mogę się doczekać? o.o
UsuńBardzo dobrze Ci wyszedł ten rozdział.
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyły się moje wyjazdowe wakacje i nadrobiłam wszystkie zaległości w pisaniu.
Teraz chce więcej!
Dobrze, że piszesz w pierwszej osobie. Opowiadanie wiele na tym zyskuje.
Sasuke i Kakashi wyszli Ci najlepiej. Tak szczerze, to oni wyglądają w niej lepiej niż Mardi, szczególnie z powodu tego ich sposobu myślenia, który znakomicie pasuje do stylu jaki im stworzyłaś.
Co wcale nie znaczy, że nie lubię szeptaczki w tej narracji. Nadal jest trochę tajemnicza ale można się bardziej zagłębić w jej psychikę. kuje.
Żyję obecnie w stresie bo ma przyjechać do mnie na cały tydzień kuzynka, której nienawidzę. Staram się tego nie okazywać ale kiedyś ją chyba zabiję.
A, może nie. W więzieniu chyba nie będę mogła czytać Twojego opowiadania.
Więc uratowałaś jej życie.
Czekam na cześć dalsza.
Powodzenia i miłego odpoczynku podczas końcówki wakacji :<
Oh, bardzo dziękuję za ten komentarz :3
UsuńTak, rzeczywiście, ta dwójka wypada lepiej niż Mardi, ale staram się to poprawić i mam nadzieję, że z czasem nauczę się ją pisać w aktualnej narracji.
Hahahahaha, kto by pomyślał, że moje opowiadanie uratuje czyjeś życie xd Myślałam, że tylko wypala ludziom oczy xd
Bardzo dziękuję jeszcze raz za komentarz :3
Pozdrowienia! (również dla kuzynki :))
Nie, Amane. Kuzynki nie pozdrawiamy :D
UsuńPozdrawiaaaaaamy :D Trzeba szerzyć miłość na świecie xD
UsuńKiedy dodasz kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuńZaraz chyba zginę z tego czekania.
Proszę :)
Hahaha tak sie wciągnęłam czytajac twoje opowiadanie ze przeżywam teraz załamanie nerwowe z powodu tego ze nie wiem co bd dalej czuje ze nie zasnę tej nocy!
OdpowiedzUsuńWow, dzienki. Już wiem co będę robić dzisiaj w nocy. I jutro...
OdpowiedzUsuń