Rilla
jak oparzona odskoczyła. O jej krzesło jedną ręką opierała się Mardi, wpatrując
się żywymi, roziskrzonymi oczyma w kobietę. Owszem, na jej ustach gościł
uśmiech, jednak miał w sobie coś groźnego, przerażającego wręcz. Sasuke wcale
się nie zdziwił, gdy przez twarz czarnoskórej przemknął cień strachu.
Guinevere, pod postacią czarnego kota, wskoczyła na stół i prychnęła rozjuszona
na papugę. Ptak sfrunął z ramienia Szeptaczki, przewracając przy okazji
solniczkę i chusteczki. Rozłożył skrzydła i „zakrakał” na respiro, która w
ogóle nie wyglądała na przestraszoną. Zasyczała tylko głośniej.
Kobieta
przeniosła wzrok z Mardi na chłopaka, mrużąc z wyrzutem oczy. Uchiha nic sobie
z tego nie robił, założył jedynie ręce na piersi i przypatrywał się Szeptaczce
kpiąco.
-Wiedziałeś,
że ona tu jest – wysyczała, jakby oskarżała go o wyjątkowo podły i godny
potępienia czyn. Uniósł lekko brew.
-Oczywiście,
że wiedział – odpowiedziała za niego Mardi wesoło. – Co, serio myślałaś, że
stanie po twojej stronie? Przestań. Mam większe piersi. No, moja kochana! –
zamaszystym gestem obróciła krzesło stojące obok krzesła drugiej Szeptaczki i
opadła na nie z gracją. – Proszę, dokończ!
-Och,
ale ja już skończyłam – odparła i uśmiechnęła się sztucznie do Hatake. W jednej
chwili z kokieteryjnej, namiętnej kobiety przemieniła się w przestraszoną
Szeptaczkę. To było niecodzienne, aby jakakolwiek kobieta bała się kogoś tak
dużo młodszego. Sasuke z niechęcią musiał przyznać, że córka Kakashiego budziła
spory respekt, wręcz lęk wśród swoich wrogów.
-Serio?
Bo wydawało mi się, że jednak nie – szatynka zdawała się być uprzejma, jednak
na dnie jej oczu czaiła się pogarda i gniew. Jakby była zła, że ktokolwiek
śmiał o niej powiedzieć coś za jej plecami. Odwróciła się tyłem do rozmówców i
zawołała: - Hej, ty, przy barze! Chciałabym złożyć zamówienie.
Mężczyzna
spojrzał na nią niechętnie i obrzucił ją spojrzeniem spod byka, najwyraźniej
niezbyt zadowolony z jej ironicznego tonu.
-To bar
samoobsługowy – burknął pod nosem i wrócił do czyszczenia blatu, jakby była to
największa kara na świecie.
-No i co
z tego? – zapytała drwiąco dziewczyna. – Płacę podwójnie. Przynieś mi coś do
zimnego do picia. Jak dorzucisz słomkę, to zapłacę razy trzy.
Barman
wciąż mruczał coś pod nosem, co zapewne nie było miłymi opiniami o klientce,
ale posłusznie ruszył ospale w stronę kuchni. Mardi znów się do nich odwróciła,
a jej wzrok zatrzymał się na twarzy kobiety, która wyglądała, jakby chciała być
jak najdalej stąd.
-To może
ja już… - bąknęła pod nosem i zaczęła się podnosić, ale niebieskooka
natychmiast wystawiła przed nią rękę i zatrzymała.
-Ależ
gdzie się wybierasz? Tak dawno się nie widziałyśmy! Wiesz, ty, zwykła członkini Drugiej Rady i ja, adiutantka samej Oreli, Pierwsza Rada, przywódczyni Gwardii Dam
Ostrza, inicjatorka Wielkiego Spotkania Ardeńskiego, tymczasowo Klucznik
Wymiarów… nie spotykamy się zbyt często.
Swoim
wywodem chciała pokazać Rilli, kto tak naprawdę ustala zasady gry. Udowodnić
jej, że Sedile jest nikim, i że w każdej chwili może jednym prychnięciem zmieść
ją z powierzchni ziemi. Jak na dłoni było widać, kto dzierży wyższy urząd. Cóż,
poniekąd taki był zamiar Mardi. Sasuke postanowił się nie wtrącać. Niech rozwiążą to między sobą. Dopiero
teraz zaczynał dostrzegać, jak „łagodnie” córka Kakashiego potraktowała kilka
dni temu Ino.
-No, to
jak to szło? – zapytała niewinnie i wesoło Mardi, przekręcając głowę i
przypatrując się z zaciekawieniem Rilli. – Życzysz mi, jeszcze raz, jakiej śmierci,
bo nie dosłyszałam?
-Żadnej
– zapewniła ją kobieta. – Rozmawialiśmy o… no wiesz, o Ardenii i tym podobne…
akurat tak jakoś…
-Tak
jakoś zeszłaś na temat Niewiadomych Procesów, pewnie – dopowiedziała drwiąco
Mardi. Oparła głowę na jednej ręce i zaczęła znudzona wodzić palcem wskazującym
drugiej dłoni po pęknięciach i słojach na drewnianym stole. – Wygląda na
całkowity przypadek. Cóż, Sedile, najwyraźniej źle cię oceniłam. Więc, co
słychać? Nadal nauczasz dzieciaków, jak współpracować z respiro?
Prawdę
mówiąc, Sasuke nie bardzo wiedział, o czym mówi dziewczyna, no bo skąd?
Podejrzewał, że Rilla była kimś w rodzaju nauczyciela w ardeńskich szkołach.
Dotąd nie zastanawiał się nad tym wymiarem pod względem edukacji, ale miało to
sens.
-Oczywiście
– odparła sztywno Sedile, wcale nieuspokojona ogłoszeniem Hatake. I bardzo
słusznie, jak Uchiha za chwilę się przekonał.
-Serio?
Ja nie byłabym tego taka pewna – jej chabrowe oczy przeszył groźny, dziwny
blask. – Słyszałam, że mają cię jutro zwolnić, tak wiesz, na dobre.
-Co? –
otworzyła szeroko oczy i wlepiła je w beznamiętną, wręcz usatysfakcjonowaną
twarz dziewczyny. Sasuke niemal zrobiło się jej szkoda. Niemal. – Za co niby?
-Za co?
– zastanowiła się, stukając palcem w dolną wargę i unosząc oczy w zamyśleniu do
góry. – Tego jeszcze nie wiem… Ale nie martw się, wkrótce coś wymyśl… yy,
znaczy będę wiedziała.
Nietrudno
było zgadnąć, że pomyłka wcale nie była przypadkowa.
-Mardi…
- zaczęła niepewnie i błagalnie kobieta. To wyglądało niemal zabawnie; mniej
więcej trzydziestoletnia kobieta prosiła i płaszczyła się przed zwykłą
smarkulą. Sasuke stłumił parsknięcie śmiechem. – Słuchaj, na pewno możemy się
jakoś dogadać…
-Ta? –
Hatake uniosła powątpiewająco brew. – Jakoś mi się nie wydaje. Lepiej by było,
jakbyś już sobie stąd poszła. Chcę pogadać ze… „słodkim” Sasuke.
Wspomniany
uniósł głowę i przeszył ją morderczym spojrzeniem. Odpowiedziała mu wzrokiem
mówiącym „no co, rany…”. Natomiast Rilla podniosła się cicho z krzesła i
skinęła na swoją respiro. Uchiha uświadomił sobie, że przez całe to spotkanie
papuga wypowiedziała zaledwie tylko jedno zdanie, a on wciąż jeszcze nie znał
jej imienia. Podejrzewał, że już raczej nie pozna.
-Do
zobaczenia na balu…
-Nie.
Spotkamy się jeszcze wcześniej, uwierz mi – słowa Mardi nie były już ciepłe,
ani nawet z pozoru przyjazne. Były zimne i bezlitosne.
W
momencie, w którym zrezygnowana kobieta opuszczała budynek, barman podszedł do
ich stolika i postawił niezbyt delikatnie jakiś koktajl przed szatynką. Wbrew
jej oczekiwaniom, wyglądał nawet przyzwoicie. Nie umknęło jej uwadze, że
mężczyzna przygląda się czarnej pumie na stole z pewną dozą nieufności.
-Och,
skarbie, dziękuję! – zachwyciła się, klaskając radośnie w dłonie. Chciała
zabrać się za skosztowanie napoju, ale mężczyzna wciąż stał obok niej,
rozglądając się ponuro wokół. Przypomniała sobie o obietnicy sowitej zapłaty.
Podała mu odliczoną kwotę. – Masz, tylko nie wydaj na głupoty.
Mrucząc
coś pod nosem o niewychowanej gównażerii i o tym, jak to świat zszedł na psy,
barman wrócił za ladę, zostawiając ich samych.
Żadne z
nich się nie odzywało. Mardi wpatrywała się z ciekawością i rozbawieniem w
chłopaka, popijając zimny sok, natomiast on skrzyżował ręce na piersi i oparł
się plecami o oparcie krzesła. Brew miał lekko uniesioną. Chyba czekał na
wyjaśnienia.
-Guinevere,
ludzie – odezwała się nagle, nawet nie odwracając wzroku w stronę respiro. Cóż,
trudno było nazwać obecnych tutaj tłumem, jednak te kilka nielicznych osób,
które stanowiły klientelę patrzyły nieufnie na zwierzę wygodnie panoszące się
na stole. Guinevere zeszła zgrabnie ze stolika, przeistoczyła się w małego,
czarnego króliczka i skuliła się na kolanach dziewczyny.
-No
więc, słodki Sasuke – zaczęła brunetka przedrzeźniając kobietę, na co brew
Uchihy podskoczyła niebezpiecznie jeszcze wyżej. Ukryła lekkie zdziwienie.
Zazwyczaj kiedy tak sobie żartowała, warczał pod nosem albo ją upominał, a nie
milczał jak zaklęty. Nie chciała mu tego przyznać, ale cóż, sprawiał teraz dużo
groźniejsze wrażenie. – Widzę, że nawiązujesz kontakty z innymi ludźmi.
Nareszcie. Chociaż dobór nowych kolegów dosyć… ssący.
-To
prawda? – zapytał, ignorując jej dogryzki. Sam był lekko zdziwiony, że brzmiał
tak spokojnie i chłodno.
-Może,
może nie – odszepnęła enigmatycznie, uśmiechając się lekko. Pochyliła się do
przodu. Ich oczy, jedne czarne jak smoła, drugie błękitne jak morskie fale,
znalazły się na tej samej linii. – Jak sądzisz?
-Ty mi
powiedz.
Uniosła
lekko brwi. Chyba nie spodobało jej się, że to ona musi się tłumaczyć. Ponownie
się wyprostowała i zaczęła bawić się słomką, obracając ją kilka razy w smukłych,
bladych palcach. Przekręciła lekko głowę, a hebanowe włosy opadły na jej lewą
stronę.
-Co
teraz o mnie myślisz, Sasuke? – zagadnęła go nagle, ni z tego ni z owego.
-Próbujesz
zmienić temat.
-Ależ
nie! To ma ścisły związek z moją odpowiedzią. Załóżmy, że zrobiłam to wszystko,
co powiedziała Rilla. Co ty na to?
Przez
chwilę mierzyli się znów spojrzeniami. Dziewczyna, cóż… pierwszy raz spotkała
się chyba z takim twardym i stanowczym charakterem. Ciężko było jej ukryć, że
chłopak wywarł na niej spore wrażenie. Niekoniecznie dobre. No bo, do ciężkiej
cholery, w Ardenii – pomijając wojsko – nikt nigdy nie mówił do niej w taki
sposób. W taki rozkazujący i nieznoszący sprzeciwu, jak robił to teraz Sasuke.
To ona wydawała polecenia, to przed nią ludzie czuli respekt i jej słuchali.
Nigdy na odwrót.
No i był
starszy. Sukinsyn był od niej starszy o całe dwa lata. To było nawet zabawne.
Tak często kłóciła się i dyskutowała z ludźmi, którzy urodzili się nawet
pięćdziesiąt lat przed nią i potrafiła wygrywać. Chociażby taka Rilla; miała 58
lat, chociaż – jak to u Szeptaczek – nie widać po niej było nawet jednej
zmarszczki. I mimo teoretycznie większego doświadczenia życiowego kobiety to
Mardi, siedemnastolatka, miała nad nią władzę. Ze stuletnimi Szeptaczkami rozmawiała
jak z koleżankami, a nawet jak z jakimiś małolatami. Więc jakim, do diabła,
cudem, tak bardzo czuła różnicę wieku między sobą a Uchihą?
-Zresztą
nieważne – stwierdziła wreszcie, gdy chłopak najwyraźniej nie miał zamiaru
zaszczycić jej pytania odpowiedzią. Jak najbardziej szczerze i bez żadnej kpiny
czy cynizmu, odpowiedziała: - Część z tego jest prawdą, a część nie. Te procesy
faktycznie miały miejsce, a ci ludzie faktycznie mieli beznadziejnych obrońców.
Ale nie tknęłam ich palcem. Nie ja ich zabiłam.
-Skąd
wiesz, że zostali zabici? – spytał chytrze Sasuke. Teraz wręcz sama się
podłożyła. – Podobno to było samobójstwo.
-Jasne –
prychnęła kpiąco. – A Tsunade jest abstynentką. Naprawdę wierzysz w tą bajkę?
Zostali zamordowani, na pewno. Dobrze byłoby tylko wiedzieć, przez kogo.
Nie miał
pojęcia, skąd wiedział, że mówi prawdę, ale jej słowa go przekonały. Wyczuł to
instynktownie, wiedziałby, gdyby kłamała. Przecież znał ją…
No
właśnie, ile? Tydzień? Niewiele ponad? Skąd miałby wiedzieć, czy kłamie? A mimo
to, coś mu podpowiadało, że mówi prawdę. Może intuicja. Może naiwność. W każdym
razie, nie chciał kontynuować tego tematu.
-A co z
pozostałymi ludźmi? – widząc jej pytający wzrok, dodał obojętnie: - Podobno
tylko część aresztowano. Co z resztą?
Na jej
twarzy wykwitł drapieżny, pełen satysfakcji uśmieszek. Jej oczy błysnęły
wesoło.
-Wycofali
zarzuty, oczywiście – odparła mu drwiąco i westchnęła, rzucając mu następnie
psotne spojrzenie. – Chodź ze mną na bal.
Naprawdę,
mało było osób, które potrafiłyby czymś zadziwić młodego Uchihę. Właściwie,
taką umiejętność posiadał chyba tylko jego brat. Do teraz, bo grono ludzi z tą
zdolnością właśnie powiększyło się o Mardi. Zaskoczony, to dosyć delikatne określenie.
Do cholery jasnej, kto tak sobie, ni stąd ni zowąd pyta – nie, nawet nie pyta –
KAŻE mu iść ze sobą na bal? Dopiero co rozmawiali o jej procesach!
-Co
proszę? – wykrztusił. Wywróciła oczami.
-Och,
mój Boże, i ty śmiesz nosić miano geniusza? To bardzo proste zdanie, Uchiha.
Jestem pewna, że jak dłużej się zastanowisz, to je zrozumiesz.
-Chcesz,
żebym poszedł z tobą na ten bal? – zapytał z niedowierzaniem, ignorując jej
kpinę.
-Widzisz?
– ucieszyła się i klasnęła w dłonie. – Mówiłam, że to nie jest trudne!
-Przestań
– warknął na nią. W odpowiedzi uśmiechnęła się wyzywająco. Chwycił się za
podstawę nosa i odetchnął. – Nie.
-Dlaczego
nie? – zapytała, marszcząc brwi. Wyglądała, jakby spodziewała się takiej
odpowiedzi, ale mimo to drążyła temat.
-Bo ja
nie chodzę na żadne beznadziejne, śmieszne bale! – syknął, patrząc na nią jak
na wariatkę.
-Mówiłam,
Mardi – zanuciła gdzieś z boku Guinevere.
-No
wiesz, bal mógłby poczuć się urażony – zakpiła, ignorując respiro. – Och, no
nie daj się prosić, Sasuke. Nie możesz zrobić wyjątku? Dla mnie – zatrzepotała
zalotnie rzęsami. Cóż, musiał przyznać, że gdy to robiła, niejeden mógłby
zgodzić się na każde jej życzenie. Jednak na niego to raczej nie działało. Za
często to widział.
-Nie –
odparł dobitnie. – Dlaczego chcesz iść ze mną? Zaproś sobie mojego brata.
-Twój
brat już ma partnerkę – odpowiedziała melodyjnie. Widząc wyraz twarzy chłopaka,
uśmiechnęła się przebiegle. – Co, sądziłeś, że pójdzie sam?
Przyjrzała
się jego twarzy. Mimo, że starał się to ukryć pod maską opanowania i niechęci,
ona dostrzegła na niej złość, zawód i rozczarowanie. Najwyraźniej były to
bardzo silne emocje, bo zazwyczaj z jego twarzy nigdy nic nie wyczytywała.
-Och –
szepnęła, nagle wszystko rozumiejąc. Powstrzymała kąciki ust przed triumfalnym
uniesieniem się. – W ogóle ci nie powiedział, że idzie. Cóż, skarbie, chyba
musicie sobie zrobić zebranie rodzinne.
Uchiha
nic nie mógł poradzić na to, że poczuł ukłucie złości na Itachiego. Jeszcze nie
wyjaśnił z nim sprawy ukrytego podsłuchu, a teraz do tego dochodzi jeszcze ta
sytuacja. Czy on naprawdę uważa chłopaka za niedorozwiniętego umysłowo? Jasne,
nie byli przykładem rodzeństwa, które zwierza się sobie ze wszystkich swoich
sekrecików albo biegnie z płaczem z każdym najmniejszym problemem, ale mimo to
jakieś filary wspólnego życia musieli sobie postawić. Zwłaszcza teraz, gdy byli
sobie bliżsi niż kiedykolwiek. W momencie, w którym Mardi zawarła w swoim
zdaniu słowo „rodzina”, zawrzała w nim krew. Ona śmie mu mówić coś takiego?
-Powiedziała
dziewczyna będąca chodzącym przykładem wzorowej córki – zripostował z podłym
uśmieszkiem.
Uchyliła
usta ze zdziwienia i zmrużyła z nienawiścią oczy. Widocznie cholernie ją to
ubodło, bo jej dłoń leżąca swobodnie na stole, zacisnęła się teraz w pięść.
Guinevere uniosła się z jej kolan, przeistoczyła w małą kotkę i prychnęła.
Uchiha pogratulował sobie w duchu. Och, tak, niech wie, że ma na nią haka. Nareszcie
utarł chociaż na chwilę tej smarkuli nosa. Następnym razem zastanowi się dwa
razy, zanim coś palnie.
-Co,
nadal chcesz mnie zaprosić? – dodał po chwili drwiąco.
Wcale
nie wyglądała na rozbawioną, przyglądała mu się jedynie pogardliwie.
-Oczywiście,
tygrysie – odparła sztywno. – A ty nadal chcesz mi odmówić?
-Tak.
Chociaż jeden powód, dla którego miałbym z tobą iść.
-Och,
mogę ci podać nawet pięć! – nagle się rozchmurzyła i zaczęła tryskać
entuzjazmem. – Po pierwsze: będzie darmowe żarcie. Po drugie: poznasz paru
Szeptaczy osobiście. Po trzecie: odegrasz się na bracie, który to najwyraźniej
uparcie stara się ciebie odciąć od jakichkolwiek informacji. Po czwarte:
dowiesz się tego i owego, jako jeden z nielicznych – uśmiechnęła się
tajemniczo. – No i ostatnie, ale nie najmniej ważne: kilka dni temu połamałeś
mi palce i musisz mi to jakoś wynagrodzić.
-Nigdy
mi tego nie zapomnisz, prawda? – jęknął.
-Nie –
odpowiedziała z radością. – Nie no wiesz, kiedyś może zapomnę. Na przykład
jeśli pójdziesz ze mną na ten bal. Więc co, teraz się skusisz? – zapytała, a
jej głos zabarwił się kpiną.
Rzucił
jej surowe, gniewne spojrzenie spod byka. Ta jej pewność siebie i wieczne
aktorstwo było co najmniej drażniące. Chociaż to i tak było nic przy jej sile
przekonywania. Zaczynał domyślać się, w jaki sposób dziewczyna w tak krótkim
czasie wspięła się tak wysoko po szczeblach kariery. Miała jakąś taką charyzmę,
ekspresję… moc wyrazu. Niby nie powiedziała nic specjalnego, poza kilkoma
idiotycznymi wyrażeniami, a jednak coś kazało mu się dwa razy zastanowić.
Oczywiście, nie powstrzymało go to przed powiedzeniem stanowczo:
-Nie.
Westchnęła
teatralnie.
-Szczerze?
– zapytała, a na jej twarzy odmalowało się delikatne zmęczenie. – Naprawdę nie
mam ochoty zapraszać cię na bal. Nie zrozum mnie źle, jesteś wspaniałym i
czarującym mężczyzną, po prostu miałam zamiar iść tam sama. Niestety, Oreli
stwierdziła, że wyglądałoby to beznadziejnie i poprosiła – na ostatnie słowo nieco się skrzywiła. – Abym kogoś ze
sobą zabrała. Dlaczego ty? No wiesz, to chyba oczywiste. Jesteś przystojny,
inteligentny, masz kupę forsy i znają cię nawet w Bractwie. No i ta twoja
arogancja i chamstwo… Chwilowo moim największym marzeniem jest pokazać się w
twoim towarzystwie. Więc proszę, nie każ mi zapraszać Kiby, Naruto albo
Nejiego, dobrze? Są przeuroczy, ale ja mam ambicję iść z tobą. Noo, nie bądź
taki – zamruczała.
-Jakoś
nie widzę, by Neji miał ochotę się z tobą wybrać – stwierdził powątpiewająco.
Nie wyobrażał sobie zobaczyć bruneta wybierającego się na przyjęcie pełne
muzyki, sukni i wykwintnego jedzenia. Tak samo jak siebie zresztą. No i poza
tym… nawet Sasuke widział, co się dzieje między nim a Tenten.
-Och,
zdziwiłbyś się – stwierdziła pewnie.
Prychnął
jedynie w odpowiedzi, przybierając nieugięty wyraz twarzy.
Mardi
jeszcze przez chwilę patrzyła na niego wyzywająco, ale widząc, że są to próby
daremne, w końcu zrezygnowała i znowu obdarzyła go westchnięciem.
-Pomyśl
jeszcze – puściła mu oko. – Bal jest jutro wieczorem, może namyślisz się do
tego czasu. No cóż, słodki Sasuke-kuuuuun – powiedziała przesłodzonym głosem,
wiedząc, że nieco go to rozjuszy. Nie myliła się, obrzucił ją morderczym
spojrzeniem za to beznadziejne określenie i przedłużony na wzór fanek sufiks. –
Czas goni. Muszę jeszcze zrobić parę rzeczy. Gdybyś jednak nabrał ochoty na
darmowe żarcie, wiesz, gdzie mnie znaleźć. Także, trzymaj się.
-Trafisz
do domu? – zadrwił, patrząc jak podnosi się z miejsca. Tym razem ona obdarzyła
go zimnym, groźnym wzrokiem.
-Spokojnie.
Zdążyłam sobie opracować Konohę do perfekcji – wysyczała i pewnym, pełnym
gracji krokiem opuściła lokal. Dosłyszała jeszcze kpiące prychnięcie Uchihy,
zanim zamknęła za sobą drzwi.
Nie
widząc sensu w dalszym siedzeniu w… nazwijmy to restauracji, również wstał i udał
się do własnego mieszkania.
Spotkał
go tam niespodziewany widok.
-Itachi?
– zmarszczył brwi, zamykając drzwi frontowe.
Jego
brat układał właśnie produkty, wyciągając je po kolei z siatki z zakupami.
Jednakże to jego obecność była zastanawiająca, ponieważ czarnowłosy powinien
być teraz na jakiejś arcyważnej misji, na którą wyruszył trzy dni temu. Miał wrócić
dopiero jutro.
-Brawo,
Sasuke, jestem Itachi – odparł spokojnie mężczyzna z nutą kpiny w głosie.
-Przestań
głupio odpowiadać – warknął młodszy Uchiha.
-Przestań
głupio pytać – zripostował pogodnie. Sasuke jedynie syknął w odpowiedzi.
Nienawidził, kiedy brat wygrywał takie słowne potyczki, a robił to nader
często. Mimo to, Sasuke ani myślał przyjąć swojej porażki.
-Widzę,
że zrobiłeś małe zakupy – zauważył, przyglądając się siatkom i opierając
swobodnie o framugę. Małe było tu
oczywistą ironią. Torba leżąca na stole była naprawdę wielka i wypełniona
mnóstwem produktów. Itachi przeszedł do wypakowywania rzeczy do górnych szafek
i półek.
-Musiałem.
Ktoś, o ile pamiętam, miał je zrobić dwa dni temu, ale najwyraźniej mu się nie
chciało – tu rzucił karcące, wymowne spojrzenie z ukosa chłopakowi.
-Cholera,
zapomniałem – mruknął nieco speszony. Rzeczywiście, to do niego należał w tym
tygodniu obowiązek zrobienia zakupów.
-Trzy
dni – stwierdził z rozbawieniem Itachi. Niewiele osób miało okazję zobaczyć
starszego członka klanu w tej odsłonie, Sasuke posunąłby się nawet do
stwierdzenia, że tylko on dostąpił tego zaszczytu.
– Trzy dni mnie nie ma, i co? I cała struktura żywieniowa tego domu leży. Nie
wiem, Sasuke, jak ty się trzymałeś przez ostatnie kilkanaście lat. Chyba tylko
wolą przetrwania.
-Na
mieście podają całkiem niezłe żarcie – odpowiedział drwiąco czarnowłosy, na co
starszy Uchiha parsknął śmiechem. – Czemu nie jesteś już na misji? Miałeś
wrócić dopiero jutro.
-Nie
mogłem zostać dłużej – odparł obojętnie mężczyzna po trwającym minutę milczeniu.
– Muszę się… - zamilkł po raz kolejny szukając odpowiedniego słowa.
-…
przygotować na bal? – podsunął niewinnie Sasuke, patrząc gdzieś obojętnie w
bok. Kątem oka dostrzegł, jak dłonie brata zamierają z jakimś pakunkiem w dłoni
w połowie drogi na półkę. Na chwilę zapadła cisza. Chłopak nie mógł powstrzymać
triumfalnego uśmieszku.
-Mardi,
prawda? – zapytał cicho Itachi. Nawet nie próbował grać.
-No bo
przecież nie ty – mruknął w odpowiedzi. Jego dobry nastrój prysł jak bańka
mydlana.
-Czyżbym
po raz kolejny uraził twoje delikatne uczucia? – najwyraźniej starszemu bratu
powrócił dobry humor, bo nic nie robił sobie ze złości młodszego Uchihy. Co,
jak łatwo się domyślić, wkurzyło go jeszcze bardziej.
-ugryź
mnie, baka – warknął pod nosem i
odwrócił się. Ochota na rozmowę przeszła mu momentalnie. Nie, chwila, nie może
tak tego zostawić. Był już koło schodów, gdy jednak rozeźlony wrócił z powrotem
do kuchni. Zatrzymał się. Nie, nie będzie z nim gadał. Znowu wyszedł z pomieszczenia,
żeby za chwilę ponownie się w nim pojawić. Jeszcze dwa razy zmienił zdanie, aby
wreszcie stanąć w progu kuchni ze zdecydowaną miną. Wygarnie mu wszystko i
koniec! Po rozweselonym wzroku brata zrozumiał, że te spacerki musiały wyglądać
dosyć komicznie. Zacisnął zęby i nie dał się zbić z pantałyku.
-Wiesz
co? Wkurzają mnie te twoje sekreciki i tajemnice – oznajmił gniewnie,
zaplatając ręce na piersi. Itachi nie obdarzył go nawet spojrzeniem. Tylko
kąciki lekko mu się uniosły. – Podsłuchy, jakieś bale… czemu ty właściwie tak
robisz, do cholery?
-Najwyraźniej
mam jakieś powody – odparł mu obojętnym głosem mężczyzna. Przerwał wyładowywanie
zakupów i westchnął, kierując wzrok na chłopaka. – Sasuke, gdyby to było coś
ważnego i godnego uwagi, powiedziałbym ci, jasne?
-Ta,
jasne – powtórzył za nim z sarkazmem. Nagle, w przypływie złości postanowił
powiedzieć coś, co w ogóle nie miało prawa wyjść z jego ust: - Też tam będę.
Brwi starszego zmarszczyły się delikatnie.
Sasuke wiedział, że będzie potem gorzko żałował swojego oświadczenia, ale teraz
był w stanie zrobić wszystko, aby wywołać jakieś głębsze emocje u brata. Można
powiedzieć, że udało mu się w połowie osiągnąć sukces. Wprawdzie Itachi nie
zaczął wybałuszać na niego oczu i wymachiwać rękoma z szoku, ale uniósł
pytająco brwi, a to już było niezłe osiągnięcie. Szybko jednak wrócił do bycia
opanowanym, obojętnym Itachim. Szlag, tak blisko!
-Zgaduję,
że Mardi cię zaprosiła. Ale jakoś trudno mi uwierzyć, że od razu się na to
zgodziłeś.
-Bo się
jeszcze nie zgodziłem – przyznał Sasuke z niechęcią. – Ale już podjąłem
decyzję.
-Szczerze
powiedziawszy, niezbyt mi się to podoba.
-Szczerze
powiedziawszy, gówno mnie to obchodzi.
Itachi
nie odpowiedział na to w żaden sposób, znów skupiając większą uwagę na
zakupach. Z jego twarzy nie dało się wyczytać żadnych, absolutnie żadnych
emocji. Jak zwykle zresztą. Młody Uchiha nie raz zastanawiał się, co właściwie
dzieje się w takich chwilach w głowie brata. Idiotyczna teoria Mardi o
przesuwających się liczbach i automatycznych obliczeniach jak u robota
zaczynała nabierać sensu. Westchnął i ruszył do łazienki. Najwyższy czas zmyć z
siebie pozostałości po treningu. Nawet nie patrząc na brata udał się na górę.
W
zimnych strumieniach miał chwilkę, aby ochłonąć. I dojść do wniosku, że zrobił
najgłupszą rzecz pod słońcem. Jak mógł tak dać się ponieść emocjom i zgodzić
się na ten cholerny bal? Może nie było tego widać aż tak bardzo, gdy rozmawiał
z Itachim, ale w środku po prostu go nosiło na widok spokoju brata. Wziął
głęboki oddech próbując się uspokoić.
Z
niezadowoleniem uświadomił sobie, że w gruncie rzeczy nic nie zostało ustalone,
poza tym, że idzie na ten pieprzony bal. I to były właśnie rozmowy z Itachim –
nie wnosiły nic i nie rozwiązywały żadnych konfliktów. Jeśli chodziło o misje i
tym podobne, to z tym nie było problemu. Świetnie się dogadywali, wspaniale ze
sobą współpracowali, nie mieli sobie równych. Dostrzegli to nie tylko oni.
Powszechnie wiadomo było, że gdy bracia Uchiha za coś się biorą, to wykonają
najlepszą robotę, jaka jest możliwa do wykonania, więc, o ile Tsunade tylko
mogła, wysyłała ich na wspólne misje, zazwyczaj rangi A. Tak, na misjach było w
porządku. Ale jeżeli chodziło o relacje rodzinne…
Cóż, tu
nie było tak kolorowo.
Mimo że
minęły już dwa lata, Sasuke wciąż miał problemy z dogadaniem się z nim. Dwie
główne cechy Itachiego, które doprowadzały młodego Uchihę do białej gorączki to
durny pedantyzm i zdecydowana nadopiekuńczość. Chociaż, czy można nazwać to
nadopiekuńczością?
Właściwie
ten perfekcjonizm Itachiego tak bardzo mu nie przeszkadzał. Sam nie lubił brudu
czy bałaganu. Po prostu czasem go denerwowało, gdy ten zwracał mu uwagę na
różne drobiazgi i pierdoły. Nierównie ułożona serwetka, niedomknięta szafka,
jakiś okruszek na stole, ręcznik leżący na podłodze. Straszne rzeczy. Ale poza
tym dało się to znieść. Gorzej było z tą jego ostrożnością na punkcie młodszego
brata. To też nie tak, że starszy biegał za nim cały czas, krzycząc: Och,
Sasuke, proszę, uważaj na siebie, gdy będziesz przechodził przez ulicę, a na tą
misję to w ogóle nie idź, jeszcze zrobisz sobie zadrapanie albo gorzej… Nie,
tak źle nie było. Oboje byli shinobi i doskonale wiedzieli, że wiąże się z tym
duże ryzyko i niebezpieczeństwo. Do tego byli przyzwyczajeni i dawno
zaakceptowali, że mogą umrzeć w każdej chwili. Na treningach starszy też nie
dawał mu taryf ulgowych, nie miał problemu ze złamaniem Sasuke parę żeber czy
wybiciem mu kilka razy szczęki, zresztą z wzajemnością. Problemem było to, że
Itachi… cóż, niechętnie dzielił się z młodym Uchihą różnymi informacjami.
Chociażby z tym podsłuchem. Pewnie, po co powiedzieć mu o tym, niech nie wie.
Albo ten bal. Ta sama bajka, nie było takiej potrzeby. Po co go w to wciągać?
Najlepiej, żeby trzymał się od tego z daleka. Albo z Danzo… o tak, to wciąż
przyprawiało go o szczękanie zębami ze złości, ilekroć sobie o tym przypominał.
Przymknął
oczy i podparł się dłonią o zimną ścianę. Lodowate strumienie wcale go nie
uspokajały tym razem. Wciąż słyszał w głowie rozmowę z Itachim. Mimo że odbyła
się około dwa lata temu, jeden jej fragment pamiętał niezwykle wyraźnie. Czas w
ogóle nie zdołał jej zatrzeć ani odebrać ostrości.
-Zabijmy go.
-Nie.
-Do cholery, Itachi! Za to co nam zrobił należy mu się
śmierć. Powinniśmy się zemścić. Nie możemy pozwolić mu chodzić po tej ziemi,
nie po tym, co zrobił naszemu klanowi. Wyrównajmy wreszcie rachunki. Zabijmy
skurwysyna!
-Nie.
-Itachi! Chcesz, żeby uszło mu to płazem? Mam gdzieś,
że robił to dla „dobra” Wioski Czemu jesteś takim tchórzem i nic z tym nie
zrobisz?
-Nie powiedziałem, że nic z tym nie zrobię.
-Ale przecież mówiłeś…
-Że nie zrobimy nic wspólnie. Ja się tym zajmę. Ty
nawet nie próbuj przykładać do tego ręki.
-Chyba sobie kpisz…
-Nie. Trzymaj się od tego z daleka.
Zabiję
go kiedyś, przemknęło Sasuke przez myśl, wracając jednocześnie do chwili
obecnej. Sam nie był pewny, czy miał na myśli brata czy Danzo.
Wyszło
na to, że teoretycznie relaksujący prysznic opuścił w jeszcze bardziej ponurym
nastroju niż pod niego się udał. Szybko przebrał się w czyste ciuchy i zszedł
na dół. Był już przy drzwiach frontowych, gdy coś przykuło jego wzrok. W koszu,
wśród podartych kawałków papieru i innych śmieci dostrzegł dużo bardziej
niepokojącą rzecz: chusteczkę poplamioną szkarłatną krwią.
Nie chciał
wyciągać pochopnych wniosków. To mogła być zwykła krew z odniesionej rany. Może
Itachi najzwyklej w świecie dostał i opatrzył się w domu. Albo zaciął się
czymś, nożem na przykład. Jednak jakoś trudno było mu uwierzyć w taki
scenariusz zdarzeń. Itachi był zbyt wielkim perfekcjonistą, aby pozwolić sobie
na wrzucenie opatrunku do zwykłego kosza. Sasuke podejrzewał, skąd się ta krew
wzięła. Zacisnął wargi w wąską linię. Nawet nie informując o tym brata,
otworzył drzwi, trzasnął nimi – a co, niech wie, że młody Uchiha jest wściekły
– i opuścił mieszkanie. Był tak wzburzony, że nawet zapomniał zapytać go o imię
jego towarzyszki. W podłym nastroju skierował się w odpowiednią stronę, aby
zrobić coś, czego, jak podejrzewał, będzie gorzko żałował. Czas dać Mardi
odpowiedź.
Wow.Czytam twoje notki od jakiegoś czasu i powiem ci , że mimo tego iż notki wychodzą nie często to z każdą następnym dniem moje nerwy sie uspokajają dlaczego?Myśle , że jest tak , ponieważ twoje opowiadanie jest troche inne niż pozostale im dłużej oczekuje tym więcej myśle na temat tego co może zdarzyć się dalej (Czasami boje się swoich myśli) i mimo tego , następna notka zawsze jest w jakimś stopniu zaskoczeniem (moge zgadywać , że Mardi będzie się droczyć z Sasuke o to , że na początku byl przeciwny balowi).Pozostaje mi tylko czekać na następną notke i życzyć weny.
OdpowiedzUsuńCzuwam , Dorsv
O nie nie nie nie nie nie! Tylko mi nie mów, że Itachi jest chory.. Jeśli go uśmiercisz.. no Kasiu.. wtedy koniec xD
OdpowiedzUsuńPo pierwsze padłam przy tekście 'Mam większe piersi' - o tak! Ma cycki ma władzę :D No i jakoś to był rozdział dokopywania inteligencji Sasuke, co? Najpierw Mardi z trudnością zdania 'Chodź ze mną na bal' a potem Itachi 'Brawo, Sasuke, jestem Itachi' no znowu jebłam xD To taka nawet.. rodzinna kłótnia. Pomijając fakt, że kłóciła się tylko jedna strona.
Ach ta Mardi *.* Kobieta idealna, dla niej mogę być bi. Bosko dowaliła Rilli Srilli z tą stratą posady, aż się cieszyłam jak głupia, jak tamta się tak jej bała <3
W chuj podoba mi się w Mardi to jej 'ciągłe aktorstwo', które drażni Sasuke. No i jestem cholernie ciekawa kiedy w końcu pokarze prawdziwą siebie, przestanie udawać i grać i jaka wtedy będzie. Nawet kiedy kilkakrotnie Sasek jej odmawia, ona nic sobie z tego nie robi, no cudowna jest.
Poza tym znowu widzę dużo do wyjaśniania.. Jakieś Wielkie Spotkanie Ardeńskie, Klucznik Wymiarów.. boże dziewczyno skąd ty bierzesz te pomysły xD
No i skoro to nie Mardi zabiła tych ludzi.. A może taki zawodowy z niej kłamczuszek?
A tak wgl. Kiedy koleś przyniósł Mardi koktajl, to ona dała mu ten hajs i powiedziała, żeby nie wydał na głupoty, a Sasuke jak wychodzi to jeszcze raz płaci ;>
Pozdrawiam, buziaki ;3
No cóż, to Mardi, ona żyje dowalaniem i wkurzaniem Sasuke :D a Itachi... no, tu będę milczeć jak zaklęta xd
UsuńO cholera faktycznie! :O Barman zebrał trochę za dużo hajsu xd
Jaaa, dzięki, Ana, nie wiem, jak mi to mogło umknąć ;_;
Pozdrawiam ;*
Przeczytałam notkę niemal od razu jak mnie powiadomiłaś, ale nie miałam czasu wcześniej skomentować, dlatego jestem dopiero teraz.
OdpowiedzUsuńTeż miałam wspomnieć o podwójnej zapłacie za napój. ;D Każdemu może coś umknąć, barmanowi wyszło to na dobre. Tylko dlaczego mi nikt nigdy nie daje "przez przypadek" podwójnie kasy?! xd
Jezu, ale mnie przeraziłaś ostatnim fragmentem. Jak się stanie coś Itachi'emu to nie wiem co zrobię. Chyba wkroczę jakimś magicznym sposobem do twojego opowiadania i go wskrzeszę.
Hahaha, Mardi jest boska. Lubię takie pyskate i słodkie panienki. "Mam większe piersi". Rozwaliło mnie to. ;D
Sasuke jednak wybierze się na bal. :3 Swoja drogą nie wyobrażam sobie naszego czarnego kociaka w takich... Imprezowych klimatach. Hahaha. No ciekawa jestem jak sobie poradzi. ;D
Czuję, że słodka z nich będzie parka, takie całkowite przeciwieństwa. Chyba, żeby Mardi ukazała nagle swoje prawdziwe, mroczne i takie "saskowate" oblicze. Śmiem wątpić, ale może zaskoczysz? Zobaczymy. W każdym razie jestem ciekawa jaka jest Mardi bez żadnych gierek i aktorstwa.
Duużo weny i masz obiecać, że na następną notkę nie będziemy musieli czekać tyle czasu, bo tu chyba zdechnę. ;c
Buziaki. ;*
Ps. Boże, nie sądziłam, że nauczę się pisać dłuższe komentarze! ;o Ale w sumie jak dobre opowiadanie to i dobry (w tym wypadku długi) komentarz. ;P
PS2. Nominowałam cię do „The Versatile Blogger Award”. Więcej informacji u mnie na blogu w zakładce nominacje. :3
UsuńNo Foch i to z dużej litery, bo nie zostałam poinformowana o najnowszym rozdziale, jest mi bardzo, bardzo przykro :( Będę płakać, ale to później :P Za karę napiszę ci krótki komentarz! (jak mi wyjdzie...)
OdpowiedzUsuńDobrze, no to zacznę od tego, że pochłonęłam ten rozdział za szybko, za dobrze piszesz :( Wszyscy zmówili się przeciwko mnie, pisząc takie wspaniałe, a zarazem dołujące mnie notki - nawet ty, Amane nie masz dla mnie krzty litości! :( Tak czy siak wszystko było zajebiste i inaczej być nie mogło, znając ciebie ;D
D rzeczy :D Całe spotkanie z Rillą było fajne, to wejście Mardi to po prostu bomba, sama bym trzęsła spodniami na jej widok - jest cudowna ;D z cyckami to dojebałaś xD cycki - potęgą kobiet ;D ale ten strach przed Mardi, o matko widać, że z nią się nie zadziera ;D Chociaż Sasuke się jej nie boi xD Propos ta mieszanka przemyśleń Mardi o Sasuke... uuu już czuję, że coś głębszego się między nimi rodzi ;D zaczyna go nie znosić i to ją w nim pociąga - kawaicznie ;D no i to jak go zaprosiła na bal, hehe tak myślałam, że dopiero na końcu się zgodzi xD
Sprawa z Itachim mi się podobała :D Ta jego wściekłość, że brat mu o niczym nie mówi - nie powiem znam to uczucie, ale w stosunku do przyjaciółki xD wracając ich zaczepki słowne są takie fajne ;D kochająca się rodzinka ;D no ale rozwaliłaś mnie tym spacerem Sasuke z przedpokoju do kuchni xD Kobieto... lubię twój mózg ;D jeszcze tak fajnie dał się sprowokować bratu i wdał w ten upierdliwy bal xD
A właśnie, rozumiem czemu Mardi nie chciała Naruto i Kibę (na serio rozumiem) ale czemu Nejiego, przecież on jest normalnego pokroju :P
No to ja czekam z niecierpliwością na następną notkę ;D
Życzę dużo weny i pozdrawiam ciepło :)
Oh my God, na śmierć zapomniałam! :O
UsuńWybacz, Soli, ale ostatnio używałam gg... właściwie już nawet nie pamiętam kiedy, zupełnie wyleciało mi z mózgu o tym, żeby informować ;_;
Tak więc don't you cryyyyyyyyy tonight :3
Hue hue hue rozbawił mnie ten rozdział, a szczególnie wymiana zdań pomiędzy Sasuke, a Itachim<3
OdpowiedzUsuń" -Przestań głupio odpowiadać – warknął młodszy Uchiha.
-Przestań głupio pytać – zripostował pogodnie."
Widać, że to bracia xDD
Ja bym na miejscu Mardi powiedziała tak do tego barmana
" Płace? To wymagam, lej ta cole kurwa!" :D
No co? Płaci to wymaga tak? :D
Chociaż nie wiadomo co piła ale tak strzeliłam, ze cole bo skoro Sasuke pił SOCZEK xDDD To ona może Cole :D
Rozdział bardzo mi się podobał nie zaprzeczę :D
Buziakiii :*
Kocham kocham kocham <3
OdpowiedzUsuńCzekałam na ten rozdział, serio i tak się cieszę, że go dodalas *.* kiedyś były sztylety z oczu a tutaj znalazlam też coś w tym guście tylko jestem na telefonie i nie przewine tekstu do góry xd
Gdy Sasek powiedział: ugryz mnie; moja wyobraźnia zaczęła pracować i miałam przed oczami uciekajacego Itasia chibi z przytwierdzonym saskiem do ramienia xdd
Dobra, okej kończę xd
UWAGA LUDZIE!
Sheeiren wkracza do akcji! Czujecie to czujecie?!
Jak nie, to poczujecie ;3 Ten komentarz nie będzie się trzymał sensu, bo pisze ma telefonie i tekst mi prześladuje wybacz xd
także jeśli jakieś stwierdzenie nie od parady to się nie zdziwi xd
Rozdział świetny i nie mogę się doczekać kolejnego <3
Zadyme wyczuwam
Hmmmmmm nie wiem czy dobrze zrozumiałam ale mam wrażenie, że..... Sheeiren będzie partnerką Itasia na balu?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?
UsuńJeśli tak to jestem dogłębnie poruszona, oburzona i zazdrosna. A jeśli nie to.. nevermind
Hmm, no cóż... dobrze zrozumiałaś - Sheeiren udało się zaklepać Itasia xd
UsuńOh, Ana, nie bądź zła, jakbym mogła to najchętniej zrobiłabym Wam trójkącik :3
Jeśli kiedyś zacznę nowe opowiadanko (a przyznaję, że nad tym myślałam) to masz moje słowo, że będziesz z Itachim od początku do końca i na wieczność^^ Obiecuję :3
Och ranyy... no dobra wybaczam wybaczam xD
Usuńmożesz zrobić ze mnie jakąś tajemniczą, ponętną i ociekającą seksapilem Szeptaczkę! xD
Dobra, w każdym razie u mnie nowy rodział ^^
Chciałam cię powiadomić ,że nominowałam wasz blog do The Versatile Blogger Award”. Więcej na http://friends-forever-opowiadania.blogspot.com/.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Rozdział jest boski , pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńhttp://narii--to-sasuke.blogspot.com/
Kiedy next rozdział ?
OdpowiedzUsuńTak dobre Tobie wychodzą, że ciągle chcę czytać kolejne :)
Po prostu świetne )
http://uchihatokonoha.blogspot.com/
Zapraszam cieplutko na Rozdział 4. :)
OdpowiedzUsuńhttp://in-world-of-darkness.blogspot.com/
Właśnie wyszedł nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńZapraszam serdecznie! :3
sasuke-i-erin.blog.pl