-Mardi…
- zaczęła kotka, ale nie dane jej było dokończyć.
-Nie
teraz – przerwała jej przez zaciśnięte zęby. – Odwróć się do tyłu. Jej goryle
ciągle nas obserwują.
Zgodnie
z życzeniem Szeptaczki, Guinevere obejrzała się za plecy. Faktycznie, stali
tam, w cieniu budynków, co chwilę zerkając na nie. Wprawdzie przeciętny
człowiek nie zwróciłby na to uwagi, ot, po prostu są ciekawi, jak poszło w
restauracji. Jednakże instynkt, zarówno u Guinevere jak i u Mardi kazał
zachować im najwyższą ostrożność.
-Musimy
ich zgubić – szepnęła respiro. Z niewiadomych przyczyn Hatake poczuła od niej
falę złości i irytacji, ale na razie postanowiła to zignorować.
-Dzięki
za oświecenie – mruknęła z sarkazmem. Nagle zdała sobie z czegoś sprawę. – Tylko
że… to nie będzie takie proste.
Guinevere
w lot pojęła co miała na myśli dziewczyna.
Zebranie,
jakie urządziła Tsunade dobiegło przed chwilą końca. Ludzie powoli rozchodzili
się do swoich mieszań i do swoich spraw, zapełniając na nowo chwilowo puste
uliczki i drogi. A to oznaczało, że wiedzą dokładnie, kim dziewczyna jest.
Jakby
słysząc myśli Mardi, niemal każdy stojący teraz w jej okolicy, obrócił głowę i
spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami.
Cholera,
pomyślała, uśmiechając się promiennie do mieszkańców. Dawno temu ktoś jej
powiedział, że uśmiech zawsze załatwia wszystko. Cóż, nie tym razem. Widząc, że
większość ludzi dalej wlepia w nią oczy, a do tego oddala się nieco od niej,
jakby roznosiła jakąś chorobę, przestała udawać i zmazała uśmiech z twarzy,
przybierając na powrót nieco zirytowaną, znudzoną minę. Pozytywne skutki –
przez następny tydzień uniknie przepychania się przez tłumy, bo każdy się od
niej odsuwał. Negatywne – w tym momencie zyskała sobie jakiś milion
reflektorów. Teraz ci dwaj bez problemu będą wiedzieli, dokąd dziewczyna idzie,
bo każdy się w nią wpatruje!
-Mogłaś
się nie zmieniać – burknęła cicho do towarzyszki.
-Mogłam
– odparła sucho i chłodno respiro, tak żeby tylko dziewczyna ją słyszała. – Ale
stało się.
-Do
domu już raczej nie pójdziemy, bo ciągle będą za nami szli…
-I
tak pewnie byśmy nie trafiły – wtrąciła ze złośliwą satysfakcją kotka, ale na
widok morderczej miny Szeptaczki szybko spoważniała. – Możemy chodzić tak długo
po Konoha, dopóki ich nie zgubimy, ale wiesz, że to niemożliwe. Nie z tymi
głupimi ludźmi…
-Pójdziemy
do Sasuke – zadecydowała cicho Mardi.
-Nawet
nie wiesz, gdzie sama mieszkasz, a chcesz iść do Sasuke? – zakpiła z lekkim
zdenerwowaniem. – Proszę cię, Mardi…
-Słuchaj,
po prostu staram się coś wymyślić…
-To
wymyśl coś sensownego i możliwego do zrobienia – syknęła kotka.
Okej, coś było zdecydowanie nie tak. Mardi
spojrzała na nią ze złością i ze zdziwieniem. Rzadko się kłóciły, musiało pójść
o coś naprawdę ważnego.
-O
co ci, do cholery, chodzi? – zapytała, mrużąc lekko oczy.
-Nieważne
– westchnęła przez zaciśnięte zęby puma. Wyglądała na nieźle rozdrażnioną. – Pogadamy u Sasuke. Jeśli w ogóle trafimy.
-Wiary,
Guinevere – odszepnęła chłodno. Wciąż intrygowało ją, czemu respiro tak się
gniewa. Była szorstka i niemiła od momentu, w którym wyszły z restauracji. Może
Mardi przegapiła tam coś oczywistego? Albo powiedziała za dużo Kahori? Przecież
uważała na słowa. No nic, teraz musiała się skupić i zastanowić, jak dotrzeć do
Sasuke. Spór z Guinevere zostawiła na później.
Nie
lubiła się komuś narzucać czy coś podobnego, ale istniały sytuacje, w których
nie miała wyjścia. Sasuke był jedyną znaną jej bliżej osobą. No, wyłączając
Kakashiego. Do niego nigdy by się nie udała i nie poprosiła o pomoc.
Znalezienie
Uchihy powinno być proste, z racji, że to jeden z najważniejszych klanów w
Wiosce. Szlachta, można by powiedzieć. Przynajmniej taki był tok rozumowania Mardi.
W pierwszym przebłysku sądziła, że jego posesja będzie znajdować się gdzieś w
centrum, ale wtedy przypomniała sobie, jak mało towarzyskim typem jest Sasuke.
Uśmiechnęła się pod nosem. Z pewnością wybrał dom na obrzeżach Wioski. Po
prostu musi iść uliczkami wzdłuż muru obronnego i wtedy na pewno dotrze do…
Nagle
stanęła jak wryta i zmrużyła oczy.
Nie
może być. Akurat teraz, akurat tutaj?
Ale
nie mogło jej się zdawać. Z pewnością widziała szczupłą sylwetkę mężczyzny
odzianą w ciemnozieloną kamizelkę. Dostrzegła po chwili szare, ułożone w
artystyczny nieład włosy. Tak, to z pewnością był on. Na jego widok jej drobne
dłonie zacisnęły się w pięści, a na twarzy zaigrał pogardliwy, bezczelny
uśmiech. Bogu dzięki, stał tyłem. Jeżeli tylko Mardi skręci w boczną uliczkę,
zanim on pójdzie za reakcją wszystkich ludzi i obróci się w jej stronę…
-Poproś
go, żeby cię zaprowadził – odezwała się nagle Guinevere. Mardi spojrzała na nią
jak skrzywdzone dziecko patrzy na rodzica, gdy nie dostanie lizaka. Czy jej się
wydawało, czy widziała satysfakcję w oczach kotki?
-Że
co proszę?
-Słyszałaś
– warknęło cierpko zwierzę. – Kakashi to nasz bilet do wolności. Na pewno wie,
gdzie Uchiha mieszka.
-Przestań,
Guinevere – jęknęła dziewczyna. – Same przecież trafimy. Tylko szybko skręćmy,
bo zaraz się obróci i…
-Kakashi-san!
– krzyknęła kotka, zanim Mardi zdążyła ją powstrzymać. Wspomniany obrócił się w
ich stronę.
-Zdrajca
– szepnęła z nienawiścią brunetka.
Jak
zwykle, część twarzy zakrywała mu czarna maska. Córka czasami była ciekawa,
dlaczego ją nosi, ale nigdy go o to nie zapytała. Na początku dlatego, że nie
miała tyle odwagi, potem po prostu się do niego nie odzywała.
Warknęła
przez zaciśnięte zęby. Po prostu nie mogła się powstrzymać przed takimi
odruchami w jego pobliżu. Gdy widziała te spokojne, obojętne, lekko cyniczne
oczy, a właściwie oko, jego postawę pełną zrelaksowania, po prostu dostawała
szału. Wtedy, w gabinecie Tsunade, czuła się naprawdę dumna, że nie zaczęła
ciskać w niego nożami i kunaiami. Cóż, jego szok, złość i niekontrolowanie emocji
zdecydowanie wtedy pomogły. Czerpała satysfakcję z jego braku równowagi, z
tego, jak bardzo drażniła go jej obecność, jak wielkie wzburzenie w nim
wywołała…
Pójdę
do piekła, stwierdziła ze zrezygnowaniem w myślach Mardi i skupiła się na
chwili obecnej.
Kakashi
lekko uniósł brew i zatrzymał się w pół kroku. Guinevere przyspieszyła i
podbiegła do niego. Na szczęście była równie chłodno nastawiona do niego jak
Mardi. Po prostu nie miała godności i musiała go spytać o drogę, tak tłumaczyła
to sobie dziewczyna. Z niechęcią również do niego podeszła.
-Cześć
– mruknęła do niego, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Starała też ignorować
fakt, że był od nie wyższy o więcej niż głowę. Cholerny, niski wzrost mamusi.
-Cześć
– odpowiedział ze zdziwieniem, a na ustach zaigrał mu złośliwy uśmieszek.
Oczywiście Mardi nie mogła tego widzieć, maska to uniemożliwiała. – Cześć,
Guinevere – zwrócił się również uprzejmie do zwierzęcia, ale nie mógł ukryć
chłodu w głosie. Nigdy nie przepadał za respiro córki. Z wzajemnością. Puma
tylko prychnęła i skinęła łebkiem.
Przez moment nie wiedzieli za bardzo, co zrobić. Ruszyli
niemal w tym samym czasie. Spojrzeli krótko na siebie i szybko odwrócili wzrok.
Nie dało się ukryć, że obu nieco krępowała ta sytuacja, chociaż to Mardi była
w, można powiedzieć, gorszym położeniu. Sytuacja z poprzedniego dnia obróciła
się o 180 stopni. Teraz to Kakashi miał większą kontrolę. Dziewczyna była
jedynie rozgoryczona i rozdrażniona, co wyraźnie odbijało się na jej twarzy. W
końcu mężczyzna postanowił się odezwać.
-Więc
jaki interes ma moja kochana córka? – spytał od niechcenia. Nie mógł
powstrzymać uśmiechu na widok jej zaciskających się pięści. Jednocześnie poczuł
niemiłe ukłucie złości i żalu w piersi. Jak zawsze, gdy ją widział. – Bo
zakładam, że nie zawołałaś mnie, aby sobie pogawędzić.
-W
ogóle cię nie zawołałam – stwierdziła, siląc się na spokój. Starała się udawać
wyluzowaną i zadowoloną z sytuacji, ale Kakashi dobrze wiedział, że jest
wściekła jak osa. – To Guinevere na ciebie krzyknęła.
-Cóż,
to chyba twoja dusza, ne? – spytał. – To tak, jakbyś to ty zawołała mnie.
-Nie
mam nad tym kontroli – warknęła. – Ona
robi co chce.
-Skądś
to znam… Tak czy siak, o co chodzi? – przeszedł szybko do rzeczy. Nie miał
ochoty na kolejną sprzeczkę z nią. A czuł, że jeśli jeszcze trochę by
porozmawiali, to niechybnie by do niej doszło.
-Widzisz
tą dwójkę facetów, z tatuażem smoka na szyi za nami? – mruknęła cicho. Nawet
nie musiał się obracać. Wcześniej ich zauważył. Już wtedy wzbudzili jego
podejrzenia, ale założył, że to zwykli, wożący się kretyni. Teraz pojął, że
prawdopodobnie śledzą Mardi. Zaniepokoił się odrobinę. Bądź co bądź, mogą się
nie lubić, ale to wciąż jego córka.
-Zdjąć
ich? – spytał równie cicho.
-Nie,
nie opłaca mi się – szepnęła. – Za dużo zamieszania. Ale nie mogę zaprowadzić ich do domu. Dlatego…
- wciągnęła oddech. – Musisz mi pokazać, gdzie mieszka Sasuke.
-Och
– wyrwało mu się. Nie mógł się oszukiwać; było mu nieco głupio z tego powodu,
ale poczuł rozczarowanie. Zaraz jednak stłumił w sobie to uczucie. Myślał, że
będzie chciała udać się do niego. Ale pewnie jej nawet nie przebiegło to przez
myśl. Po co miałaby iść do znienawidzonej osoby na świecie? – Nie możesz ich
zgubić?
-Z
tymi skretyniałymi spojrzeniami? – prychnęła, rozglądając się drwiąco po
otoczeniu. Kakashi zmarszczył brwi.
-To
tylko ludzie, Mardi – stwierdził sucho. – Mają prawo do zdziwienia.
-Całe
to ich zdziwienie niszczy mi możliwość powrotu do domu – warknęła.
-Musisz
być naprawdę zdesperowana, skoro zwracasz się z tym do mnie – zakpił. Nie mógł
się powstrzymać.
-TO był
pomysł Guinevere, poleciała do ciebie, zanim zdążyłam chociaż zamrugać –
zaczęła się bronić Mardi, na co kotka syknęła. Dziewczyna w życiu nie
przyznałaby się do tego, że potrzebuje pomocy ojca. – Ale jeśli to ujmuje
twojej godności, czy coś podobnego…
-Nie
– przerwał jej cicho. – Zaprowadzę cię.
Zgodnie
ze swoimi słowami skręcił w jedną z bocznych uliczek. Mardi miała rację, Uchiha
musiał mieszkać gdzieś na obrzeżach Wioski.
Nie
odzywali się do siebie w ogóle i trwali w niezręcznej ciszy. Żadne z nich nie
mogło znaleźć tematu. Dziewczyna nawet nie próbowała. No bo co miała
powiedzieć? Podziękować za pomoc? Wcale nie miała na to ochoty. Spytać co u
niego słychać? Jak tam idzie robota shinobi? Czy pogodził się z tym, że ona
przeszła na inną stronę? Czy dalej jej nienawidzi, czy może trochę odpuścił? To
nie są pytania, które można zadać po siedmiu latach niewidzenia się i żywienia
do siebie prentesji. Znaczy, nie wiedziała, czy on też miał wobec niej takie
wrogie nastawienie. Podejrzewała, że tak. W końcu widziała, jak za każdym razem
na nią patrzy, jak niechętnie to robi. Z pewnością nie był z niej zadowolony.
Pewnie wolałby mieć syna. Albo w ogóle być bezdzietny. Nawet nie zauważyła, w
którym momencie zaczęła pomstować i wyzywać ojca w myślach.
Coraz
bardziej się na niego nakręcała. Najwyraźniej jej myśli musiały być szczególnie
głośne i pełne chaosu, bo poczuła, jak Guinevere ociera się o jej nogę.
Spojrzała w dół i zobaczyła karcące, chłodne spojrzenie. Szybko przywołała
swoje myśli do porządku. Miała świadomość, że gdy jest naprawdę zdenerwowana,
myśli przebijają się do umysłu respiro. Ta porównywała to do szumiącego radia,
w którym słychać urywki audycji. To musiało być naprawdę irytujące.
-Więc…
- odezwał się nagle ku jej zdziwieniu. – Jak się ma Nadine?
Dziewczyna
drgnęła, słysząc imię matki. Z nią, cóż… też nie miała najlepszych kontaktów,
łagodnie mówiąc. Nie to, że jej nienawidziła. Żyły w tym samym kraju, tej samej
miejscowości nawet w tej samem dzielnicy, ale nie utrzymywały żadnych
kontaktów. Kiedyś Mardi miała z nią inny kontakt. Nie był to może wzorowy
przykład matka-córka, ale jednak w jakimś stopniu rodzinę przypominał. Jednak po
jakimś czasie, gdy Hatake przejrzała na oczy, zauważyła to, co małe dzieci mają
w zwyczaju ignorować lub nie zauważać, przestała być już taka miła. Teraz nie
widziały się częściej niż raz na miesiąc, czasem nawet rzadziej. I Mardi nawet
nie było żal z tego powodu. „Pięknie ułożyłaś sobie życie”, nie mogła
powstrzymać autoironicznej myśli.
Ciągle
była wściekła jednak za imię, jakie jej nadała. Chociaż tego nie mogła zarzucić
Kakashiemu, wybór imienia należał do matki.
-Nie
wiem – wzruszyła ramionami. – Nie rozmawiam z nią.
To
była prawda. Jej matka prawdopodobnie nie wiedziała nawet, że znajduje się
teraz w Konoha. Nie, żeby ją to obchodziło.
Kakashi
zmarszczył brwi i spojrzał pytająco na dziewczynę.
-Kiedy
ostatni raz się widzieliśmy, chyba trzymałyście się razem – zauważył.
-Trochę
się zmieniło – odparła cierpko.
Widział,
że córka nie chce kontynuować tematu. Mimo to, nie rezygnował.
-Czemu
z nią nie rozmawiasz?
-A
dlaczego cię to interesuje? – odpyskowała, patrząc na niego wrogo.
-Bo
to moja rodzina? – spytał retorycznie. To musiało ją nieco zdziwić, bo
spojrzała na niego z powątpiewaniem. I wściekłością.
-Rodzina,
mówisz? – powiedziała śpiewnie, a na jej ustach zatańczył cwany uśmiech.
Kakashi już widział, że szykuje mu ciętą ripostę. – Szkoda, że nie pamiętałeś o
tym przez… ile? Och, siedem lat!
Nie
odpowiedział. Zaczerpnął jedynie powietrza, jakby chciał coś odrzec, ale
najwyraźniej się rozmyślił. Mardi z zadowoleniem obróciła głowę. Prawdę mówiąc,
podziwiała go za to, że jeszcze się powstrzymał i jej nie przyłożył. Gdyby ona
była rodzicem, nie sądziła, by mogła znieść takie aroganckie zachowanie
dziecka.
-Daleko
jeszcze? – spytała leniwie, przerywając tym samym milczenie.
-Już
blisko – odpowiedział szorstko.
Nie
odzywali się do siebie przez resztę drogi.
Gdy
tylko posesja Sasuke pojawiła się w zasięgu jej wzroku, od razu wiedziała, do
kogo dom należy. Dom, zaśmiała się w myślach. Raczej mini dwór. Prezentował się
naprawdę świetnie i od razu można było stwierdzić, że właściciel jest nieźle
nadziany. Niemal wszędzie można było też dostrzec czerwono-biały wachlarz, znak
klanu Uchiha.
-Dzięki,
dalej sama trafię – mruknęła do ojca i rozejrzała się.
Nie
było tu już tak wiele osób, co w centrum Wioski, ale i tak dosyć sporo. No i
każda jedna wlepiała w nią oczy. Skąd wiedzieli, że jest Szeptaczem? Może
instynkt. Słyszała, że ludzie z Kraju Ognia, a szczególnie z Konohy mają niezwykle
wyczuloną intuicję. No i czarna, mała puma o identycznym kolorze oczu z
pewnością nie pomagała. W dali dostrzegła dwójkę szpiegów.
-W
porządku – odpowiedział cicho głosem wypranym z emocji. Mardi spojrzała na
niego. Był smutny? Raczej chłodny i zdystansowany. Czuła że ich stosunki z zera
opadły do minus dziesięciu. I dobra, warknęła w duchu ze złością. Jak dla mnie,
mogą dojść nawet do zera absolutnego.
-To
na razie – oznajmiła i skierowała się w stronę posiadłości Uchihy.
-Dziękuję
ci, Kakashi – odezwał się miłym głosem jej ojciec, naśladując piskliwy ton
dziewczyny. Odwróciła się z kpiarskim uśmiechem na ustach. Czy on naprawdę
uważał, że mu podziękuje?
-Jestem
Mardi, ale nie ma za co – odszczeknęła się drwiąco i podeszła do drzwi.
Sasuke
w wersji żeńskiej, pomyślał z westchnieniem Kakashi i poszedł w swoją stronę.
Gdy upewnił się, że córka go nie widzi, szybko znalazł się na dachu jednego z
budynków i obserwował, jak potoczy się sytuacja. Mardi nie mógł już widzieć,
ponieważ zniknęła pod daszkiem bogatej werandy, ale dwaj mężczyźni wciąż
pozostawali w zasięgu jego wzroku.
Przez
kilka minut stał w bezruchu i przyglądał się śledzącym. Wyglądali na nieco
zmęczonych i rozdrażnionych. Atak raczej nie był ich zamiarem. Najchętniej by
ich zdjął, a przynajmniej znokautował, tak, dla pewności. Jednak, mimo całych
swoich chłodnych uczuć, nie miał zamiaru krzyżować planów dziewczyny. Poza tym,
była teraz u Uchihy. Dla niego równało się to z bezpieczeństwem. Jak nie
Sasuke, to Itachi na pewno poradziłby sobie z tą dwójką.
Westchnął
cicho i usiadł na dachówkach. Jego córka…
-Zmieniła
się, prawda? – dobiegł go cichy, mocny, kobiecy głos. Nawet nie obrócił twarzy.
Wiedział, kto właśnie zajmuje koło niego miejsce i próbuje złowić jego spojrzenie.
-Odrobinę
– przyznał.
Prawdę
mówiąc, zmieniła się bardzo. Nie chodziło jedynie o zdecydowanie dłuższe włosy
czy tatuaże na jej dłoniach, nie. To było coś więcej. Z jej twarzy zniknął
łagodny, ciepły wyraz i został zastąpiony przez ten pogardliwy, drwiący. Nie
widział już beztroskiego roześmianego dziecka, ale wrogą, rozgoryczoną,
cyniczną dziewczynę. Właściwie w ogóle jej nie poznawał i trochę tego żałował.
Oderwał się od swoich przemyśleń.
-Długo
za mną idziesz, Kurenai?
-Od
jakichś piętnastu minut – odpowiedziała spokojnie czarnowłosa, przeszywając
Kakashiego czerwonymi tęczówkami przepełnionymi współczuciem. Kto jak kto, ale
ona najbardziej ze wszystkich joninów była przywiązana do Mardi. A z racji, że
była jedną z niewielu kobiet joninów, zawsze stawiała więzi rodzinne na
pierwszym miejscu i to z nią o takich rzeczach rozmawiało się najlepiej. Nie
wyobrażał sobie, żeby podobną konwersację przeprowadził z na przykład Guyem. – Chciałam zaczepić cię wcześniej, ale zauważyłam, że rozmawiasz z Mardi. Wolałam wam nie przerywać.
-Cóż,
mogłaś – wzruszył ramionami Kakashi i westchnął.
-Nadal
to samo? – spytała smutno.
-Albo
nawet gorzej – wyznał Hatake, ale zatroszczył się o to, aby jego głos był
całkowicie neutralny i obojętny, wręcz pogodny. – Czasem mam wrażenie, że im
dłużej ze mną przebywa tym bardziej mnie nienawidzi.
Zapadła
chwilowa cisza.
-Nie
sądzę, żeby tak było – odpowiedziała pocieszająco kobieta. – Każda dziewczyna
potrzebuje ojca. Jestem pewna, że wkrótce to zrozumie. Zaufaj mi, wiem coś o
tym.
Uśmiechnęła
się do niego pokrzepiająco. Hatake przypomniał sobie, że ona również kiedyś miała
niezłe utarczki z ojcem, lecz później żyła z nim w zgodzie. Może faktycznie
wie, co mówi?
-Dzięki,
Kurenai – mruknął i wstał. Mimo tak zdawkowych słów, naprawdę był wdzięczny
kunoichi za jej wsparcie, a ona dobrze o tym wiedziała. – Jak zgaduję, nie
przyszłaś tu tylko po to, aby mnie pocieszać. Jakieś wieści?
-Guy
ma do ciebie jakąś sprawę – wzruszyła ramionami. – Prosił mnie, abym cię
znalazła. Nie mówił, o co chodzi.
-Pewnie
znów ma do mnie żal, że mu o czymś tam nie powiedziałem – wywrócił oczami
Kakashi. Na przykład, że mam córkę, dodał w myślach. – Chodźmy.
***
Obróciła
się. Kakashiego już nie było. No pięknie, pomyślała gorzko. Nawet nie został,
aby się upewnić czy jestem bezpieczna. Super tatuś. Szybko odsunęła od siebie
takie myślenie, przypominając sobie, że ona również nie jest wzorową córką.
Wzięła
głęboki oddech i zapukała do drzwi. Gdy usłyszała kroki odetchnęła z ulgą, ale
za chwilę ścisnęło ją w żołądku. Przypomniała sobie bowiem, w tym samym
momencie, w którym otworzyły się drzwi, że oprócz Sasuke mieszka tu ktoś
jeszcze. Spojrzała z lekkim szokiem i przestrachem na wypraną z emocji, bladą
twarz, okoloną lekko przydługimi czarnymi włosami, która pojawiła się w progu.
Dobrze wiedziała, przed kim stoi.
-Ohayo
– wykrztusiła.
Kolejny bonusik (będzie ich jeszcze trochę) dzięki boskiej Sheeiren^^
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńOmg omg omg trzymajcie mnie! Najpierw muszę się trochę pozachwycać faktem, że oto i cudowny Itachi wkracza na scenę! *.* Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału!
Tylko co to ma być za strach Mardi co? Pokochałam ją jako silną, twardą i zadziorną dziewczynę więc niech mi się tu niczego nie boi! :D
Mhaaaaaaaaaah Itachi no *.*
Ech w sumie nie wiem czy bardziej mi szkoda Kakashiego czy Mardi, no bo w końcu to on ją chyba zostawił więc nie dziwię się, że ona go nienawidzi, a on co? Jest taki chłodny tylko dlatego, że Mardi nie została shinobi? Ale w sumie jeszcze za mało wiadomo żeby oceniać, więc błagam szybko wytłumacz o co wgl tam poszło! :D
No i czemu Mardi tak nie cierpi swojego prawdziwego imienia ;>
Ogółem cud jak zwykle ♥
Buziaki!
Genialny blog! Nareszcie coś oryginalnego. Córka Kakashiego no no :)
OdpowiedzUsuńU mnie KakaSaku więc zapraszam :)
No przyznam, że stosunki z Kakashim są przejebane ;oo No ale co się dziwić, ani ona nie jest wobec niego w porządku, ani on... AH KOCHAJĄCA SIE RODZINKA <3
OdpowiedzUsuńNo i teraz poproszę Itachiego ;33333333333
Wiem, że mnie nie zawiedziesz w kolejnej notce :D No więc czekam z niecierpliwością jak potoczy się jej wizyta u Uchichów :D
Pozdrawiam. ;)
Yaattttta!!! Mój mąż się pojawił! Mam pomysł, jak już jestem boska to dorób mu żonę i nazwij ją Sheeiren, prooooszę! Albo chociaż dziewczynę!!!
OdpowiedzUsuńNo, już ogarnęłam się ;3
Powiem ci, że chciałabym aby jej stosunki z Kakashi'm uległy zmianie. Bardzo szanuję jego postać i nie mogę czytać o nim, gdy jest smutny - serio.
Rozdział super ;) Po twoim stylu pisaniu jestem pewna, że nie dałabym ci czternaście lat. Pisz kolejne rozdziały, lecz informuj mnie o nich proszę!
PS. Mam sporo nowych obrazków ]:->
Pozdrawiam ;)
Wohoho, dziewczyno, przeboski rozdział :D Bardz, bardzo dobrze opisujesz relacje rodzinne, choć są takiue okrutne, brawo jestem pod wrażeniem ;D
OdpowiedzUsuń\W sumie to bardzo mi żal Kakashiego choć też nie pasuję mi, że jegfo stosunek do swojej córki również jest chłodny, obojętny :< Naprawdę, w kwestii tego jego żalu, iż chcę pójść się schować przed gorylami do Sasuke zamiast niego... no kurczę, przykre :(
Też mnie ciekawi, dlaczego jej dusz jest na nią taka zła? i miałam nadzieje, że aby ona wykazuję zrozumienie względem Kakasia, no ale cóż... jakby nie było to jej dusza, ale ja zbyt pozytywne mam myśli xD
Hehe, Gai to już nie ma co robić tylko znęcać się nad Kakasiem, ale już widzę jak potem z Mardi próbujee się dogadać i wkurza ją wytykaniem jak bardzo jest podobna do ojca XDD Heh no i Kurenai jako jej najbliższa osoba, jak fajnie (lubię Kurenai xD) mam nadzieje że ona złagodzi ich kontakty ^^
Omg, Uchiha w akcji xD ciekawa jeste, jak przedstawisz Itasia XD jak będą wyglądać ich stosunki w rodzince, czy kryją do siebie urazę? Ciekawe ;D
No to z niecierpliwością czekam na następną notkę ;D Pisz szybko ;) Życzę weny :DD
Skontaktuj się ze mną jak najszybciej!
OdpowiedzUsuńJest sprawa, ważna! Jak się powiedzie, będę jeszcze bardziej boska XD
Pisz! :D
Kochana zapraszam na nową notkę ;D
OdpowiedzUsuńPooowitać :3
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wsie notki i obwieszczam wszem i wobec, że trafiasz na mą listę! Na temat rozdziału się nie wypowiem, bo nie jestem na "świeżo", tzn. czytałam go jakiś czas temu i dopiero teraz komentuję.
Uwieeeelbiaam Twój styl i podziwiam Cię za to. Jesteś młodsza ode mnie i piszesz sto razy lepiej niż ja. Naprawdę chciałabym chociaż w małym stopniu pisać tak, jak Ty. Z chęcią bym się również czegoś doczepiła, bo jak to ja, uwielbiam się czepiać, ale nie ma tu czego.
Jesteś moim idolem! xD
Enjoy! Czekam na next'a! :3
Też mam świra na punkcie anime a zwłaszcza Naruto ;D
OdpowiedzUsuń