Szła
tłocznymi uliczkami Konohy, rozglądając się wokoło z ciekawością. Z początku
myślała, że ludzie będą dziwnie reagować na Guinevere, ale szybko zrozumiała,
że, podobnie jak Sasuke, wzięli ją po prostu za summona. Wczoraj nie była w
nastroju do takich spostrzeżeń, ale coraz wyraźniej z pewną nostalgią zauważała
różnice pomiędzy tym dzisiejszym wyglądem wioski a za czasów jej dzieciństwa.
Nowsze budynki, bardziej wysprzątane uliczki, zdecydowanie kulturalniejsi przechodnie…
Może ta wioska wcale nie była takim dnem, za jakie ją uważała? Tsunade i stary
Sarutobi dobrze się spisali.
-Nad
czym rozmyślasz? – zagadnęła ją Guinevere. Spojrzała na nią ciepło i
uśmiechnęła się kpiąco.
-Poziom
gospodarczy Konohy podskoczył do góry – skwitowała, wachlując się dłonią. – Ale
jak zawsze, na środku uliczek cholerny upał.
-Na
to już nie mają wpływu – prychnęła rozbawiona kotka. – Poza tym, chyba jesteś
przyzwyczajona? W Ardenii masz to samo z podwojoną dawką.
-Czy
ja narzekam? – spytała retorycznie. – Stwierdziłam tylko fakt.
-Oczywiście
– zgodziła się kotka drwiąco, strzygąc uszkami. Jej czarne futro lśniło w
pełnym słońcu, ale równie mocno przyciągało i tak dokuczliwe promienie. – Jak
myślisz, czego życzy sobie Kahori? – poruszyła w końcu temat. – To może być
zasadzka.
-Och,
mój Boże, Guinevere, masz strasznie czarne myśli – zakpiła Mardi, ale w głębi
duszy brała to na poważnie.
Nie
raz w ciągu wczorajszego i dzisiejszego dnia zastanawiała się, po co Dorago
zaaranżowała owo spotkanie. W przeszłości miały sporo sprzeczek i
nieporozumień, a każdy wiedział, że obie mają wiele sobie do zarzucenia.
Owszem, Dorago mogła coś planować, ale było to wątpliwe. Obie nieco
„wydoroślały”. Ich stosunki nadal były napięte, ale nieprzyjaciółki zachowywały
jakąś klasę.
-Nie
sądzę, aby Kahori zechciała podjąć ze mną jakąkolwiek walkę. Raczej nie ma
złych zamiarów – dodała po chwili zastanowienia.
-Cóż,
nie można tego powiedzieć o ostatnim razie, gdy się spotkałyście – spostrzegła
sceptycznie respiro. – Na twoim miejscu byłabym ostrożna.
-Będę
ostrożna – wzruszyła ramionami, starając się zbyć duszę. – Zawsze jestem.
Guinevere, masz pojęcie, gdzie my, do cholery, jesteśmy? Bo chyba już trzeci
raz się nie wiem, gdzie idę.
Rozejrzała
się dookoła ze zmartwieniem. Żaden z budynków nie wyglądał znajomo.
-Twoja
orientacja w terenie ssie – oznajmiła Guinevere dumnym głosem, unosząc wysoko
łebek. – A to oznacza, że moja w takim samym stopniu – dodała, a duma nieco z
niej uleciała.
Mardi
westchnęła. Wiedziała, że w odnajdywaniu się w przestrzeni jest beznadziejna.
To była jej jedna z pięt achillesowych. Na szczęście, szeroka gama umiejętności
jej respiro ratowała ją z wszelkich konsekwencji. Inaczej pewnie na niejednej
misji zginęłaby nie przez wycieńczenie czy atak wroga, tylko przez zwykłe,
prymitywne zgubienie się.
-Możesz
się wznieść i określić nasze położenie? – poprosiła niechętnie kotkę.
Ta
bez słowa zmieniła się w czarnego ptaka i wzleciała w powietrze. Mardi
powędrowała za nią wzrokiem i obserwowała jak mały, atramentowy jastrząb
zatacza nad nią szerokie kręgi, lecąc to niżej to wyżej. Po minucie Guinevere
wylądowała miękko na jej ramieniu, wczepiając się szponami w czarny materiał.
-Jesteśmy
blisko – oznajmiła. – Za jakieś pięćset metrów na północ jest twoja
restauracja.
-Nie
jest moja tylko Kahori – poprawiła ją cicho dziewczyna i spojrzała pogodnie na
zegarek. – Ups, pięć po dwunastej. Jesteśmy odrobinkę spóźnione.
-Jak
zawsze – zaśmiał się jastrząb i puknął przyjaźnie Mardi małym dziobem. – I nie
odrobinkę, bo kiedy tam dojdziemy, będzie już zapewne piętnaście po. Wiesz, to
jest jedna z niewielu cech, jaką dzielisz z Kakashim. W tym jesteście podobni.
On też zawsze się spóźnia, pamiętasz? Zawsze na niego narzekasz, a tymczasem ty
robisz to samo. To nawet zabawne.
-Nie
jestem do niego podobna – warknęła przez zaciśnięte zęby. Nienawidziła, gdy
ktoś porównywał ją do ojca. Zwłaszcza gdy robiła to sama jej dusza. – Całkowicie
się od niego różnię.
-Możemy
się tak umówić – odparła psotnie Guinevere i westchnęła. – Lepiej już zostanę
jastrzębiem. I sprawdzę, czy znów nie zboczyłaś z trasy.
Z
tymi słowami zacisnęła mocniej pazurki na ramieniu Mardi i wzbiła się ponownie
w powietrze. Dziewczyna przysłoniła dłonią oczy i spojrzała znów w górę. Tym
razem respiro poleciała na północ przed siebie, jednak parę razy zawróciła,
sprawdzając, czy Szeptaczka podąża za nią. Obie postanowiły, że w ten sposób
szybciej dotrą do celu, nie rozpraszając się rozmową ani innymi
spostrzeżeniami.
Nagle
poczuła lekkie pchnięcie w ramię, na co jej całe ciało naprężyło się i
zesztywniało w ułamku sekundy, gotowe do obrony. Okazało się jednak, że była to
jedynie jakaś kobieta, która nawet nie zauważyła, że kogoś szturchnęła. Mardi
powiodła za nią zaintrygowanym wzrokiem. Wyraźnie gdzieś się spieszyła. Inni
ludzie z wioski również zaczęli wychylać się ze swoich domów i podążać w tą
samą stronę, co kobieta. Dopiero teraz dziewczyna zauważyła, że wszyscy
przechodnie od jakiegoś czasu idą właśnie na północ. Jakby miało się odbyć
arcyważne spotkanie lub coś podobnego.
Dokąd idą? – przesłała
Guinevere zaciekawioną myśl.
To
również był jeden z przywilejów Szeptaczy – mogli komunikować się ze swoimi
respiro na odległość przy pomocy myśli. Jednak większość wolała unikać tego
sposobu. Po pierwsze, był dosyć męczący i wymagający sporo energii, a po drugie
zawsze istniało ryzyko, że inny Szeptacz podsłucha rozmowę. To trochę tak,
jakby ktoś mówił przez megafon lub inny sprzęt nagłaśniający – każde słowo było
słyszalne w głowie każdego respiro i każdego Szeptacza.
Przez
kilka sekund zwierzę nie odpowiadało.
Wydaje mi się,
że Tsunade zabrała się do roboty, usłyszała złośliwy głosik w swojej
głowie. Przygotuj się. Już niedługo każdy
przechodzeń będzie wiedział, kim jesteś.
Odkrywa prawdę?
- zapytała zwierzątka, a jej brew
odruchowo powędrowała do góry. Tak szybko? Znaczy, wiedziała, że hokage
zamierza zrobić to dziś, ale miała nadzieję na jeszcze trochę prywatności co
najmniej do trzeciej.
Na to wygląda.
Idą w stronę jakiegoś sporego placu. Nie powinnaś tam być?
Tsunade coś
wspominała, ale jakoś się wymigałam. Udało mi się ubłagać Oreli, aby poszła tam
za mnie.
O, widzę ją. I Tsunade. I Kakashi też tam
jest.
Hej, orientuj – przerwała ze
złością jej rozmyślania Mardi. Chciała jak najszybciej przykuć jej uwagę, aby
respiro nie mogła dalej rozwinąć swojej myśli. Chyba dotarliśmy do naszej restauracji. Chodź tutaj.
Miała
rację. Stały właśnie przed sporym, ale bardzo eleganckim budynkiem,
przyozdobionym mnóstwem kolorowych lampionów. Przez otwarte drzwi dziewczyna
dojrzała raczej niewielu klientów, jednak wszyscy wyglądali na naprawdę
zamożnych i nadzianych. Nie dziwiła się. „Hakuchoo” nie był lokalem „dla
wszystkich”. Mardi mogła pozwolić sobie na wejście do niego tylko dlatego, że
wszystkie koszty finansowała Oreli. I Bogu dzięki, bo sama nigdy by się nie
wypłaciła. Szklanka wody tutaj była droższa niż cała porcja obiadowa w Ichiraku
Ramen. Rozejrzała się ukradkiem po sali przez otwarte drzwi, ale nie dostrzegła
Kahori. Jednak miała pewność, że stara znajoma gdzieś tam jest. Może po prostu
siedziała w jednym z najbliższych kątów.
Guinevere
wylądowała miękko na piaszczystej ziemi i momentalnie przetransformowała się w
czarnego kociaka. Odetchnęła głęboko i wypluła jedno czarne piórko z
niesmakiem.
-Nie
lubię być ptakiem – oznajmiła z wzdrygnięciem.
-Lepszy
ptak niż jakiś bezkręgowiec.
-Racja
– zgodziła się puma. – Wchodzimy?
-Wchodzimy
– rozciągnęła usta w swoim ulubionym drwiącym uśmiechu. – Ale zmień się w coś
innego, z łaski swojej.
-W
co?
-Nie
wiem… motylka, pszczółkę, żuczka… - wywróciła oczami Mardi, a respiro zaśmiała
się z niej. – Byle nie w małą pumę, do cholery.
-Dopiero
co się w nią zmieniłam – westchnęła nieszczęśliwie Guinevere, ale zgodnie z
życzeniem Szeptaczki przeistoczyła się w małą ważkę o błękitnych skrzydłach, po
czym usiadła lekko na ramieniu dziewczyny. Ta odetchnęła głośno, uniosła głowę
dumnie do góry i weszła pewnym krokiem do „Hakuchoo”.
Jej
wzrok automatycznie się wyostrzył i odnotował każdy pojedynczy szczegół
pomieszczenia. Kiedy przez siedem lat jesteś szkolona do odnajdywania różnego
rodzaju zagrożeń, staje się to twoim odruchem i właściwie twój mózg nawet nie
rejestruje tego faktu. Drewniane stoliki, szklane butelki, ostre zakończenia
krzeseł, wszystkie detale same rzucały się w oczy i poddawały analizie. Szybko
odszukała ewentualną drogę ucieczki, ewentualną broń do obrony, ewentualnych
popleczników Kahori. Dwaj faceci przy barze, z pozoru zwykli obywatele Konohy.
Nawet nie zerkali ciągle w jej stronę. Jednak ciągle rzucali okiem w stronę
lustra, perfekcyjnie pokazującego jej pozycję. Uśmiechnęła się pod nosem.
Kahori jak zwykle ostrożna. Szkoda, że zapomniała, iż w tak ekskluzywnym lokalu
siedzenie przy barze jest nieco dziwaczne.
-Mardi,
tutaj – usłyszała aksamitny, rozbawiony głos, dobiegający z kąta restauracji.
Mardi odwróciła się spokojnie w jej stronę, a na jej twarzy zagościł sztuczny,
serdeczny uśmiech.
Nienawidzę
suki, przemknęło jej przez myśl. Była stuprocentowo pewna, że Dorago pomyślała
to samo, również szczerząc zęby i unosząc dłoń w geście powitalnym.
Zmiany,
jakie zaszły w Kahori były niewielkie. Wciąż miała proste rude włosy związane w
przyzwoitą wysoką kitkę, były tylko nieco dłuższe. Gdyby je rozpuściła, zapewne
sięgałyby do połowy pleców. No i zrobiła sobie równiusieńką grzywkę. Mardi też
zapuściła włosy, jednak jej opadały teraz w luźnych falach aż do talii. Poza
tym odpuściła sobie grzywkę, Bogu dzięki.
Ubiór
rudowłosej również specjalnie nie odbiegał od tego, jaki znała. Od kiedy
pamiętała, dziewczyna nosiła się niezwykle wyzywająco, aż do przesady, i z
radością, przy pomocy niezwykle głębokich dekoltów, eksponowała swoje… cóż,
atuty kobiecości. Teraz wydawała się nieco przystopować, chociaż i tak obcisła,
nie pozostawiająca za wiele wyobraźni, krótka spódniczka i równie dopasowana
bluzeczka nadal dawała wiele do myślenia. Głównie płci męskiej. Zdaniem Mardi,
nie powinna ubierać takich opiętych ubrań. Kiedyś, owszem, miała do tego
odpowiednią figurę, ale teraz… przybyło jej trochę ciałka. Wprawdzie wciąż za mało,
by nazwać ją grubą, ale chuda zdecydowanie już nie była. Przynajmniej ogromny
dekolt sobie odpuściła.
Dorago
przeciągnęła po niej taksującym wzrokiem. Mardi przypomniała sobie, co dziś na
siebie włożyła. Może powinna ubrać się nieco bardziej szykownie? Wierzyła, że
nie zabawi zbyt długo w towarzystwie dziewczyny, więc postawiła na zwykłe
dżinsowe szorty, czarną bluzkę na ramiączkach, niemal identyczną co wczoraj, i
eleganckie, acz praktyczne sandały. Nie będą ciężarem, gdy – czy raczej jeśli –
dojdzie do rękoczynów lub konieczności ucieczki. Do tego zabrała ze sobą małą
torebkę z cienkim paskiem. Normalna dziewczyna zapewne zapakowałaby tam jakiś
puder, grzebień czy inne kosmetyki, jednak Mardi wolała mieć przy sobie jakąś
broń. Dlatego torebkę wypełniały głównie sztylety, shurikeny i kunaie.
Hatake
znów uchwyciła oceniające spojrzenie Kahori. Nienawidziła jej oczu. Po prostu
kręciło jej się w głowie, gdy patrzyła w jej wodniste, szaroniebieskie
tęczówki. Wydawały się być obojętne i zimne, jakby właścicielka nie miała
żadnych uczuć. Były gorsze niż twarde,
kwadratowe rysy twarzy i wąski nos, jakie Kahori posiadała.
Mardi
powstrzymała wzdrygnięcie, i, z wciąż nieschodzącym uśmiechem z twarzy,
podeszła swobodnym krokiem do stolika, zajmując miejsce naprzeciwko dawnego
wroga. Chciała zakończyć to spotkanie jak najszybciej. Jeśli się pospieszy,
istnieje prawdopodobieństwo, że wróci do domu bez obecności natrętnych,
ciekawskich spojrzeń. I tak większość dziwnie na nią patrzy, w końcu nie jest z
Wioski.
-Dawno
się nie widziałyśmy – oznajmiła odkrywczo Kahori, wystawiając dłoń przed
siebie. – Witam.
-Ja
również – odpowiedziała spokojnie Mardi, nie ujmując jej ręki. Dorago, w ogóle
nie speszona, prędko ją zabrała. Pstryknęła palcami na kelnera, który zaczął
iść w ich stronę.
-Gdzie
twoja przyjaciółka, Guinevere? – zagadnęła pogodnie, niby nie przywiązując wagi
do swoich słów, jednak lustrując uważnie całą ich okolicę.
-W
pobliżu.
-Och,
Mardi, prawie w ogóle się nie zmieniłaś – stwierdziła z rozbawieniem i obróciła
się w stronę obsługi. W jej dłoniach widniało otwarte menu. – Poproszę Maguro
Tataki i może… choya. Dla dwóch osób.
-To
samo mogłabym powiedzieć o tobie – wzruszyła ramionami, rozsiadając się
wygodniej. Udawanie wyluzowanej w sytuacjach napięcia była jej mocną stroną. –
Dla jednej osoby, mój drogi – uśmiechnęła się swoim najbardziej czarującym
uśmiechem do kelnera. – Ja już jestem po śniadaniu.
Kelner
skinął głową i odszedł, uprzednio rumieniąc się delikatnie. Był nawet
przystojny, jednak blondyni nie byli w typie Mardi. Kahori uniosło kpiąco brew,
a przez jej oczy przemknął ciekawski błysk.
-Pogardzasz
winem? Ty? Nie obawiaj się, nie jest zatrute.
-Ostrożności
nigdy za wiele – odparła pogodnie Mardi. – Ach, przy okazji, skoro mówimy o
ostrożności, możesz powiedzieć swoim gorylom, że nie muszą się tak maskować.
Mogą pochłaniać mnie wzrokiem otwarcie.
Rudowłosa
przez chwilę była nieco skołowana, zaraz jednak zastąpiła zdziwienie szerokim
uśmiechem. Uniosła dwa palce, a Mardi kątem oka dostrzegła, jak gburowaci
mężczyźni opuszczają restaurację. Jaka szkoda.
-Spostrzegawcza
jak zwykle – skwitowała. – Jednak punktualnością nie grzeszysz. Sądziłam, że
nie przyjdziesz. Prawdę mówiąc, zastanawiałam się, czy nie podesłać ci bardziej
przejrzystej podpowiedzi. Zaczynałam wątpić, czy rozszyfrowałaś mój kod…
-Nie
sprawił mi żadnych kłopotów – przerwała jej, uśmiechając się uprzejmie.
Postanowiła się odwdzięczyć za docinek. – Właściwie, to byłam nim nieco…
rozczarowana. Myślałam, że będziesz oryginalniejsza i dasz mi coś bardziej
ambitnego. Obie wiemy, że stać cię na więcej.
-Postaram
się o tym pamiętać na przyszłość – syknęła dziewczyna, a jej wyraz twarzy nie
był już taki miły. – Więc co u ciebie słychać, Mardi? Nadal jesteś Szeptaczką?
-A
ty nadal jesteś ninja? – spytała słodko Hatake, nasączając głos jadem. – Słuchaj,
Kahori, obie dobrze wiemy, że nie spotkałyśmy się, aby sobie towarzysko
pogadać. Nie owijajmy w bawełnę i nie przeciągajmy tego. Czego chcesz ode mnie?
-Jesteś
taka formalna – westchnęła Kahori. – Służba w Bractwie cię zniszczyła. Nie mogę
po prostu spotkać się z przyjaciółką po dwóch latach nie widzenia się i
zwyczajnie pośmiać się, pogadać?
-Przyjaciółką?
– prychnęła Mardi. – dziwne masz kryteria… Jeśli dobrze pamiętam, ostatnim
razem, gdy się widziałyśmy, złamałam ci nogę i parę innych kości – zaśmiała się
serdecznie, szczerząc niezwykle białe zęby do Kahori.
Wcale
się nie zdziwiła, gdy rudowłosa zaczerwieniła się ze złości, a jej oczy zaczęły
ciskać błyskawice. Och tak, to będzie wspaniały dzień, pomyślała Szeptaczka.
Nagle
z nikąd pojawił się kelner i położył przed dziewczyną pięknie udekorowane
danie. Kahori uśmiechnęła się wdzięcznie do garsona, ale nie wywarła na nim
takiego wrażenia jak szatynka.
-Wcale
nie ułatwiasz mi zadania – mruknęła pod nosem, ale Mardi i tak to usłyszała.
Och, czyli to nie z jej inicjatywy to spotkanie, przebiegło jej przez myśl.
-Zadania?
– spytała, pochylając się nieco bardziej do przodu. – Opowiedz mi o tym.
-No
proszę – wargi Kahori rozciągnęły się w triumfalnym uśmiechu. Zabrała się do
jedzenia swojej porcji. – Udało mi się ciebie zaciekawić. Jednak, dlaczego
przechodzimy od razu do interesów? Porozmawiajmy wpierw!
-Kahori
– westchnęła Hatake, rozglądając się po sali ze znudzeniem. – Właśnie Tsunade
ogłasza istnienie Szeptaczy na świecie. Jak myślisz, jak ludzie będą od tego
momentu przez najbliższy tydzień patrzeć na wszystkich cudzoziemców?
-Pewnie
jak na nowy okaz w zoo – podsunęła obojętnie, biorąc jeden kęs do ust. – Gdybym
była na miejscu tych ludzi, wpatrywałabym się w każdego Szeptacza jak w
obrazek.
-Ja
na ich miejscu nawet bym któregoś zaczepiła. I poprosiła o autograf.
-Rozumiem
– wskazała pałeczką w jej stronę z wciąż nieschodzącym uśmiechem z ust. – Jesteś
teraz wielką, sławną panią, prawda? Bo masz swoją małą armię i plecy, za
którymi możesz się schować. Och tak, słyszałam o twoim szybkim awansie –
dodała, widząc jej uniesioną brew. – Zaledwie siedemnaście lat, a już pod
mecenatem najwyższej Radnej. No i na stanowisku głównego dowódcy… czego,
zapomniałam?
-Gwardii
Dam Ostrza – wycedziła przez zaciśnięte zęby. Była odrobinę wrażliwa na punkcie
swojego małego dywizjonu. Zwłaszcza, gdy ktoś zapominał jego nazwy.
-Imponujące
– stwierdziła Kahori z udawanym uznaniem. – Zawsze mnie zastanawiało, jak ci
się to udało. Znaczy, to, że dowodzisz tą Gwardią mnie nie dziwi, zawsze miałaś
zapędy do bójek, jednak… tak wysoka pozycja w Radzie w ciągu siedmiu lat?
Przyznasz, że nieco to dziwne, wręcz… podejrzane.
Miała
rację. Nie łatwo jest dostać się pod czyjś mecenat w Ardenii, a zwłaszcza nie
pod opiekę jednej z najważniejszych osób w kraju. Można powiedzieć, że Mardi
się poszczęściło. Swoim ognistym temperamentem, a także niezrównaną zaradnością
i sprytem młoda Hatake podbiła serce Oreli. Potem, gdy poznała ją bliżej, zaimponowała
jej swoją inteligencją i bystrym umysłem. Widząc w niej wielki potencjał,
szybko wzięła ją nieoficjalnie pod opiekę. Każdy wiedział, że jeżeli zadziera z
Mardi, zadziera także z Oreli. Również Hatake była całkowicie oddana swojej
mistrzyni.
Jednak
nie było to ślepe oddanie. Więź między dwiema kobietami była bardziej… przemyślana.
Przykładowo, Hatake miała lepszą żyłkę do polityki i interesów niż Oreli. Kiedy
ta starsza godziła się na jakiś dekret lub coś podobnego, z pozoru dobrego i
korzystnego, Mardi widziała w tym drugie dno i nie zgadzała się z mistrzynią.
Zazwyczaj po krótkich upartych sporach udawało jej się postawić na swoje, czym
zyskiwała kilka tygodni chłodnego traktowania przez opiekunkę. W końcu
podważyła jej zdanie! Do czasu, gdy racja dziewczyny nie wychodziła na jaw.
Wtedy Oreli wspaniałomyślnie jej przebaczała i doceniała umiejętności córki
Kakashiego.
-Urok
osobisty – oznajmiła Mardi wymijająco, wykorzystując wczorajszą wypowiedź
Uchihy. – Jak na razie nie narzekam na przełożonych. A ty? Cisną cię w pracy? –
dodała, nie mogąc ukryć kpiny w głosie.
Skoro
Kahori nie chciała mówić wprost, Mardi postanowiła ją podejść, teoretycznie
zwykłą gadką. Oczywiście, mogłaby poczekać, aż w końcu Kahori się pobawi jej
obecnością i wyjawi prawdziwy cel tego spotkania, ale to byłaby strata czasu.
-Nie
specjalnie – machnęła ręką. – Powiedzmy, że jestem na uprzywilejowanym
stanowisku.
Hatake
miała ochotę wywrócić oczami. Za każdym razem to samo. Próba popisywania się i
wzbudzenia zazdrości. Dawniej może jej się to udawało, ale Mardi była już dużą
dziewczynką. Gdzieś miała takie prymitywne zagrywki. Skupiła się na
wyciągnięciu z Kahori informacji, dla kogo pracuje. Jeśli będzie znała jej
szefa, istniało prawdopodobieństwo, że zgadnie, o co chodzi Dorago.
-Ciekawe,
jaka pozycja u Takiriego jest uprzywilejowana – rzuciła z prychnięciem.
Wiedziała, że kiedyś Kahori dla niego pracowała. Bogaty koleś, jakiś słaby
gracz polityczny. Dawno temu, gdy dopiero wspinała się na szczeble kariery,
zatrudnił ją. Ale Mardi miała pewność, że dawno zostawiła tą robotę. W końcu
była to robota sprzątaczki. – Sekretarka? A może ochrona?
-Nie
pracuję już dla Takiriego – oburzyła się, czerwieniejąc się lekko. Szybko się
opanowała i uśmiechnęła sztucznie. Patrzenie, z jakim trudem przychodzi jej
zwykła, miła rozmowa z Mardi, działało na brunetkę jak balsam. – A to był tylko
taki… manewr.
-Oczywiście
– zgodziła się Szeptaczka, próbując powstrzymać uśmiech. – Tylko manewr. Ale
wiesz co, nie musisz się wstydzić, że dla niego pracujesz, naprawdę. Żadna
praca nie hańbi. Niektórym się udaje, innym nie…
-Mardi,
uwierz mi, Takiri nie jest moim pracodawcą.
-Więc
kto nim jest? – spytała dziewczyna, markując drwinę. Ale Kahori nie dała się
sprowokować, ku jej zdziwieniu.
-Słyszysz?
– nagle uniosła jeden palec i wsłuchała się w ciszę. Mardi nadstawiła uszu i
dobiegł do niej przytłumiony dźwięk gongu. Zmarszczyła lekko brwi. – Widzę, że
zabawa już się zaczęła. Hokage właśnie rozpoczęła przedstawienie.
Mardi
nie dała nic po sobie poznać. Uniosła tylko jedną brew.
-Więc?
-Nie
mogę ci powiedzieć, ceni sobie dyskrecję – wzruszyła ramionami Namida, wracając
do konwersacji. Na jej usta wstąpił prawdziwy, triumfalny uśmiech, gdy
zobaczyła zawiedzioną i nieco rozdrażnioną minę Mardi. – Natomiast mogę cię
poinformować, że ma dla ciebie… powiedzmy to, ofertę. I jest to naprawdę oferta
nie do odrzucenia. Zainteresowana?
-Powiedzmy
– skłamała sucho Mardi. W rzeczywistości miała ochotę otworzyć szeroko oczy i
wypytać o każdy szczegół. Zachowała jednak ostrożność, tylko nieco bardziej się
skupiła. – Często dostaję jakieś oferty. Ale zamieniam się w słuch.
Kahori
puściła uwagę mimo uszu, najwyraźniej zadowolona z obrotu spraw. Pochyliła się
nieco bardziej nad Mardi i rozejrzała, czy nikt nie podsłuchuje. Zaczęła mówić
ściszonym głosem:
-Mój
przełożony jest dosyć wpływowym człowiekiem. Nie, nie powiem ci, co robi, kim
jest, ani gdzie pracuje – oznajmiła, zanim Mardi zdążyła otworzyć usta. – To
ściśle tajne. Mimo to, ma naprawdę ogromne wpływy. A co za tym idzie, jest
także wielu… - zamilkła, szukając odpowiedniego określenia. – ludzi, którzy są
mu niepotrzebni. Są jego wrogami.
-Wiem,
co to znaczy „niepotrzebny”, Kahori – przerwała jej cierpko Mardi. Ta
uśmiechnęła się tylko i kontynuowała.
-Owi
wrogowie zawadzają mu w bardzo ważnych sprawach… on tego nie lubi.
-Do
sedna, Kahori…
-Okej,
już bez owijania w bawełnę . Chcemy, abyś pozbyła się jednego z nich. Ze
skutkiem śmiertelnym.
Mardi
jak na komendę wyprostowała się w krześle i spojrzała na Kahori w dosyć osobliwy
sposób. Jakby nie była pewna, czy dziewczyna mówi serio. Gdzieś w oddali
przebijał się wzmocniony głos Tsunade.
Hatake
miała już styczność z takimi ofertami w Ardenii. Niektórzy dostrzegali w niej
wspaniałego płatnego zabójcę i próbowali dać jej zlecenia. Wbrew pozorom, Szeptaczka
nie lubiła zabijać, nawet najgorszych zwyrodnialców. Bitwy, walki, to było co
innego. Tam, to była konieczność, chociaż i tak uważała, że całkowicie dałoby
się tego uniknąć. No ale to wciąż można podciągnąć pod obronę własną i innych.
No i tam potyczki były mniej więcej równe, każdy wyposażony był w jakąś broń.
Ale zabijanie na zlecenie, zabijanie kogoś niespodziewającego się tego, nawet
nie wiedząc, czym zawinił? Na to Mardi nigdy się zgodzić nie mogła.
-Czy
ty… - wskazała na nią pytająco palcem. – Czy ty właśnie chciałaś mnie nająć do
zabicia kogoś?
-Cóż,
to nie jest najęcie, raczej… przysługa – sprostowała ruda, uśmiechając się
kpiąco. – Oczywiście, mój szef jest gotów ci zapłacić, i to naprawdę sporo…
-Nie
wiem, jaka u was jest definicja, ale u nas to zdecydowanie jest najęcie –
przerwała jej zimno Mardi. Za maską uprzejmej i dowcipnej dziewczyny skrywał się
gniew i lekceważenie. – Ciekawi mnie jednak: dlaczego ja? W Konoha pełno jest
brudnych typów, którzy w dodatku są ninja.
-Tak,
tylko że jedynie ty masz odpowiadające mojemu przełożonemu zdolności, a poza
tym… ofiarą ma być Szeptacz.
Mardi
nie wytrzymała. Musiała to zrobić. Kąciki ust automatycznie uniosły się jej do
góry i zaczęła śmiać się w głos. Kahori wyglądała na zdziwioną, a potem
urażoną. Parę ludzi odwróciło się w stronę dziewczyn, rzucając im niechętne i
rozdrażnione spojrzenia. Widząc to, Mardi szybko się opanowała, wciąż jednak
ciągle się podśmiewując i chichotając.
-Wybacz,
Kahori – powiedziała w końcu, patrząc na rudą jak na dziecko. – Ale rozbawiłaś
mnie. Cóż, uważam, że to spotkanie właśnie w tym momencie dobiegło końca –
odetchnęła i zaczęła wstawać z miejsca. – Dziękuję jednak za zaproszenie. Ach,
i pozdrów swojego szefa – uśmiechnęła się psotnie i skierowała w stronę
wyjścia. Gdy stała już przed drzwiami, dobiegł ją opanowany, mocny głos Kahori:
-Mardi,
to pięćset tysięcy jenów.
Brunetka
uśmiechnęła się jeszcze szerzej do siebie, nie wierząc w naiwność i głupotę
Dorago. Uniosła dłoń w pożegnalnym geście, nie zaszczycając jej nawet słowem
ani nie obracając się w jej stronę. To chyba był znak dla Kahori, bo szybko
dodała nieco desperacko:
-Siedemset
tysięcy jenów.
Tak,
suma była naprawdę zjawiskowa. Co naprawdę rozjuszyło Mardi. Co ona sobie, do
cholery, myśli? Że Hatake jest jakimś najemnikiem, płatnym mordercą? Myśli, że
jak podbije stawkę, to nagle dziewczyna się zgodzi? Fakt, że ruda próbowała ją
zwyczajnie kupić sprawił, że ciśnienie podskoczyło jej naprawdę wysoko.
Odwróciła
się powoli w jej stronę z gniewnym i groźnym wyrazem twarzy. Podeszła bez
pośpiechu do stolika. Ludzie niespecjalnie zwracali na to uwagę. Nie mówiło się
o tym głośno, ale „Hakuchoo” był głównym ośrodkiem dobijania tego rodzaju
targów. Pogróżki więc i niekontrolowane emocje nie były niczym nadzwyczajnym.
Mardi
stanęła przed Kahori. Dostrzegła w jej oczach przez ułamek sekundy iskierki
zaniepokojenia, jakby obawiała się, że Hatake ją zaatakuje. Cóż, słusznie, była
naprawdę tego bliska. Mimo to, Dorago nadal się w nią wpatrywała z uwagą i
lekkim wyzwaniem, nie odchylając się nawet milimetr w krześle. Obie zastygły w
bezruchu i mierzyły się spojrzeniami.
Nieźle,
skwitowała w myślach brunetka. Poprawiłaś się, Kahori, teraz już nawet umiesz
ukrywać, że się boisz. Jestem niemalże… dumna.
-Czy
ty naprawdę uważasz… - postanowiła przerwać ciszę Mardi, a jej usta rozciągnęły
się w pogardliwym i kpiącym uśmiechu. – Że zabiję jednego z moich pobratymców,
nawet nie wiem kogo, dla mężczyzny, którego w ogóle nie znam i wiem o nim tylko
tyle, że jest nadziany oraz że moja odwieczna rywalka liże mu buty za… pięćset
tysięcy jenów?
-Siedemset
– poprawiła ją Kahori, na co Hatake wydała z siebie krótkie, drwiące „och!”. –
Mardi, dobrze wiesz, że to naprawdę kupa pieniędzy. I mój szef, któremu wcale
nie liżę butów, naprawdę ci za to zapłaci, nawet z góry. A ten Szeptacz… uwierz
mi, nie jest wart, by tutaj żyć. Oddasz światu przysługę. To będzie mniejsze zło
dla większego dobra.
-Mniejsze
zło dla większego dobra? – zapytała retorycznie Mardi, uśmiechając się kpiąco.
Ruda przełknęła głośno ślinę. – Nie ma czegoś takiego. A ja jestem wierna
Bractwu i uwierz mi, trafiłaś na najgorszą osobę, jeśli chodzi o takie zadanie.
Nie jestem najemnikiem zabójcą. I w żadnym wypadku nie najemnikiem zabójcą
własnych braci. Powiedz swojemu szefowi, żeby znalazł sobie głupszego
Szeptacza. Ach, właśnie – już odchodziła, ale coś sobie przypomniała. Sięgnęła
do tylnej kieszeni spodenek i wyciągnęła srebrny łańcuszek. Rzuciła nim na
stół, a naszyjnik wylądował tuż przed zdziwioną Kahori. Już drugi łańcuszek,
jaki rzucam w czyimś kierunku, pomyślała z rozbawieniem. – Zapomniałabym.
Podrzuć to komuś innemu.
-To
ostateczna decyzja? – spytała niemal z żalem Dorago. – Masz jeszcze szansę, aby
zmienić zdanie.
-Dzięki,
nie skorzystam – odparła sucho Hatake.
Przez
chwilę ruda mierzyła ją analitycznym spojrzeniem, aż w końcu wzruszyła
ramionami. Wreszcie zrozumiała, że nie da rady przekonać Mardi do współpracy i
odpuściła sobie.
-Szkoda
– westchnęła z udawanym smutkiem. – A chciałam jeszcze z tobą trochę
porywalizować. Ale skoro tak stawiasz sprawę… Jednakże pamiętaj, co
powiedziałam ci na początku. To oferta nie
do odrzucenia. Coś czuję, że mój szef wkrótce da ci do zrozumienia, co to
naprawdę znaczy.
Nie
trzeba było być geniuszem, żeby zrozumieć, że dziewczyna właśnie powiedziała:
zabijemy cię, Hatake.
-Brzmi
nieźle! – zaśmiała się entuzjastycznie Mardi, ale uśmiech nie objął jej
zimnych, bezlitosnych oczu. – Już nie mogę się doczekać.
Odwróciła
się na pięcie i ponownie zaczęła wychodzić z restauracji. Nikt nie zwracał
uwagi na całe zajście. Mardi otworzyła z rozmachem drzwi i pewnym krokiem
opuściła budynek. Guinevere, dotąd przez cały czas milcząca, wyfrunęła za nią
pod postacią ważki. Ledwo dogoniła ją ze swoimi małymi skrzydełkami. Zmieniła
się natychmiast w kotkę i opadła z gracją na ziemię.
***
A oto Mardi podczas pierwszego spotkania z Sasuke, którą możemy oglądać dzięki nieocenionej pomocy Sheeiren. Dziękuję <3
Achhh od rana jest mi po prostu niedobrze na myśl, że jutro koniec ferii i muszę iść do szkoły, ale twój rozdział chociaż na chwilę poprawił mi humor :D
OdpowiedzUsuń'Twoja orientacja w terenie ssie' dobry tekst xD
Nooo niezłe było to spotkanie, kompletnie mnie zaskoczyłaś, ciekawe jakie teraz będą szykować zasadzki na Mardi ;>
Podobała mi się jej postawa, taka świetna gra aktorska, lekceważenie Kahori, pozorne rozluźnienie, a tak naprawdę w każdym momencie gotowość do ataku, super to wszystko opisałaś :D
Oczywiście szkoda, że nie było genialnych docinek na linii Sasuke-Mardi, ale no wiem, że nie może całe opowiadanie się wiecznie wokół nich obracać xD
Fajna fota, całkiem dobra dupa z Mardi, noo Sasuke bierz się za nią, bo jeszcze ktoś ci ją gwizdnie sprzed nosa xD
Czekam niecierpliwie na nexta, pozdrawiam, buziaki ;3
Dziękuję za komentarz, staram się :)
OdpowiedzUsuńSpokojnie, rozmowy Mardi-Sasuke jeszcze będą, w końcu to o nich to opowiadanko ;>
Amane-chan! ;3
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdział 13 ;D
Nie wiem dlaczego nie skomentowałam tej notki jak przecież już dawno przeczytałam ;o
OdpowiedzUsuńWybacz, moja wina, moja głupota ;__;
No to ten tego zaczynam. Spotkanie wyszło świetnie. Mardi umie docinać xd Uwielbiam ją za to :D I jaka szczęśliwa była gdy usłyszała groźbę, że szefowi się nie spodoba jej decyzja xd Dobrze, że się nie zgodziła. Jestem pewna, że będzie miała kłopoty, ale wiem, też, że sobie z tym poradzi ;d
Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej. Więc będę czekała :D
Ejj!!!
OdpowiedzUsuńJak to blondyni są nie w typie! Jak możesz! Blondyni to najcudowniejsze stworzenia na świecie! A jak mają jeszcze niebieskie oczy, to wgl *.*
Dobrze, że oczy ciskają błyskawicami, a nie sztyletami :D - wiem, że mnie za to kochasz <3
To, trochę nam się rozjaśniła kwestia szeptaczy ^^ Nadal podziwiam twoją wyobraźnię ^^ Przepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale wcześniej nie wiedziałam o notce, a potem byłam na zimowisku ;)
Lecę po kolejny rozdział ;3
Oki, dziękuję ci za komentarz u mnie ;D Nie przejmuj się spóźnieniem, ja też ostatnio nie mam na nic czasu :< dlatego z opóźnieniem jestem u ciebie :( No, ale cieszę się, że ci się podobały moje wypociny :)
OdpowiedzUsuńDobrze, ale do rzeczy xD cudowna notka, jestem pod wrażeniem twoich opisów, tak dobrze można sobie wyobrazić reakcję każdej z dziewczyn, brawo :) Mardi ma bardzo fajny charakter, wspaniale gra xD Jej kumpela niby też, ale nie mówimy o niej xD nie polubiłam jej xD fałszywa i bezczelna jakaś xD
Znaczy no.. jak zaproponowała jej te pozycje płatnego zabójcy, to pomyślałam wtf? Jak można? No i skoro to zlecenie jej szefa, sama powinna to zrobić xD No i owy szef, najwidoczniej zna Mardi, skoro zna jej umiejętności, ciekawe x)
Jeszcze sądziłam, że osobą do zabicia będzie Kakahi i się zgodzi, bo sama go nienawidzi, ale na szczęście nie xD
Cóż, muszę szybko adrobić Ósemkę, więc do następnej ;D