niedziela, 10 lutego 2013

7. Dawno się nie widziałyśmy


Szła tłocznymi uliczkami Konohy, rozglądając się wokoło z ciekawością. Z początku myślała, że ludzie będą dziwnie reagować na Guinevere, ale szybko zrozumiała, że, podobnie jak Sasuke, wzięli ją po prostu za summona. Wczoraj nie była w nastroju do takich spostrzeżeń, ale coraz wyraźniej z pewną nostalgią zauważała różnice pomiędzy tym dzisiejszym wyglądem wioski a za czasów jej dzieciństwa. Nowsze budynki, bardziej wysprzątane uliczki, zdecydowanie kulturalniejsi przechodnie… Może ta wioska wcale nie była takim dnem, za jakie ją uważała? Tsunade i stary Sarutobi dobrze się spisali.
-Nad czym rozmyślasz? – zagadnęła ją Guinevere. Spojrzała na nią ciepło i uśmiechnęła się kpiąco.
-Poziom gospodarczy Konohy podskoczył do góry – skwitowała, wachlując się dłonią. – Ale jak zawsze, na środku uliczek cholerny upał.
-Na to już nie mają wpływu – prychnęła rozbawiona kotka. – Poza tym, chyba jesteś przyzwyczajona? W Ardenii masz to samo z podwojoną dawką.
-Czy ja narzekam? – spytała retorycznie. – Stwierdziłam tylko fakt.
-Oczywiście – zgodziła się kotka drwiąco, strzygąc uszkami. Jej czarne futro lśniło w pełnym słońcu, ale równie mocno przyciągało i tak dokuczliwe promienie. – Jak myślisz, czego życzy sobie Kahori? – poruszyła w końcu temat. – To może być zasadzka.
-Och, mój Boże, Guinevere, masz strasznie czarne myśli – zakpiła Mardi, ale w głębi duszy brała to na poważnie.
Nie raz w ciągu wczorajszego i dzisiejszego dnia zastanawiała się, po co Dorago zaaranżowała owo spotkanie. W przeszłości miały sporo sprzeczek i nieporozumień, a każdy wiedział, że obie mają wiele sobie do zarzucenia. Owszem, Dorago mogła coś planować, ale było to wątpliwe. Obie nieco „wydoroślały”. Ich stosunki nadal były napięte, ale nieprzyjaciółki zachowywały jakąś klasę.
-Nie sądzę, aby Kahori zechciała podjąć ze mną jakąkolwiek walkę. Raczej nie ma złych zamiarów – dodała po chwili zastanowienia.
-Cóż, nie można tego powiedzieć o ostatnim razie, gdy się spotkałyście – spostrzegła sceptycznie respiro. – Na twoim miejscu byłabym ostrożna.
-Będę ostrożna – wzruszyła ramionami, starając się zbyć duszę. – Zawsze jestem. Guinevere, masz pojęcie, gdzie my, do cholery, jesteśmy? Bo chyba już trzeci raz się nie wiem, gdzie idę.
Rozejrzała się dookoła ze zmartwieniem. Żaden z budynków nie wyglądał znajomo.
-Twoja orientacja w terenie ssie – oznajmiła Guinevere dumnym głosem, unosząc wysoko łebek. – A to oznacza, że moja w takim samym stopniu – dodała, a duma nieco z niej uleciała.
Mardi westchnęła. Wiedziała, że w odnajdywaniu się w przestrzeni jest beznadziejna. To była jej jedna z pięt achillesowych. Na szczęście, szeroka gama umiejętności jej respiro ratowała ją z wszelkich konsekwencji. Inaczej pewnie na niejednej misji zginęłaby nie przez wycieńczenie czy atak wroga, tylko przez zwykłe, prymitywne zgubienie się.
-Możesz się wznieść i określić nasze położenie? – poprosiła niechętnie kotkę.
Ta bez słowa zmieniła się w czarnego ptaka i wzleciała w powietrze. Mardi powędrowała za nią wzrokiem i obserwowała jak mały, atramentowy jastrząb zatacza nad nią szerokie kręgi, lecąc to niżej to wyżej. Po minucie Guinevere wylądowała miękko na jej ramieniu, wczepiając się szponami w czarny materiał.
-Jesteśmy blisko – oznajmiła. – Za jakieś pięćset metrów na północ jest twoja restauracja.
-Nie jest moja tylko Kahori – poprawiła ją cicho dziewczyna i spojrzała pogodnie na zegarek. – Ups, pięć po dwunastej. Jesteśmy odrobinkę spóźnione.
-Jak zawsze – zaśmiał się jastrząb i puknął przyjaźnie Mardi małym dziobem. – I nie odrobinkę, bo kiedy tam dojdziemy, będzie już zapewne piętnaście po. Wiesz, to jest jedna z niewielu cech, jaką dzielisz z Kakashim. W tym jesteście podobni. On też zawsze się spóźnia, pamiętasz? Zawsze na niego narzekasz, a tymczasem ty robisz to samo. To nawet zabawne.
-Nie jestem do niego podobna – warknęła przez zaciśnięte zęby. Nienawidziła, gdy ktoś porównywał ją do ojca. Zwłaszcza gdy robiła to sama jej dusza. – Całkowicie się od niego różnię.
-Możemy się tak umówić – odparła psotnie Guinevere i westchnęła. – Lepiej już zostanę jastrzębiem. I sprawdzę, czy znów nie zboczyłaś z trasy.
Z tymi słowami zacisnęła mocniej pazurki na ramieniu Mardi i wzbiła się ponownie w powietrze. Dziewczyna przysłoniła dłonią oczy i spojrzała znów w górę. Tym razem respiro poleciała na północ przed siebie, jednak parę razy zawróciła, sprawdzając, czy Szeptaczka podąża za nią. Obie postanowiły, że w ten sposób szybciej dotrą do celu, nie rozpraszając się rozmową ani innymi spostrzeżeniami.
Nagle poczuła lekkie pchnięcie w ramię, na co jej całe ciało naprężyło się i zesztywniało w ułamku sekundy, gotowe do obrony. Okazało się jednak, że była to jedynie jakaś kobieta, która nawet nie zauważyła, że kogoś szturchnęła. Mardi powiodła za nią zaintrygowanym wzrokiem. Wyraźnie gdzieś się spieszyła. Inni ludzie z wioski również zaczęli wychylać się ze swoich domów i podążać w tą samą stronę, co kobieta. Dopiero teraz dziewczyna zauważyła, że wszyscy przechodnie od jakiegoś czasu idą właśnie na północ. Jakby miało się odbyć arcyważne spotkanie lub coś podobnego.
Dokąd idą? – przesłała Guinevere zaciekawioną myśl.
To również był jeden z przywilejów Szeptaczy – mogli komunikować się ze swoimi respiro na odległość przy pomocy myśli. Jednak większość wolała unikać tego sposobu. Po pierwsze, był dosyć męczący i wymagający sporo energii, a po drugie zawsze istniało ryzyko, że inny Szeptacz podsłucha rozmowę. To trochę tak, jakby ktoś mówił przez megafon lub inny sprzęt nagłaśniający – każde słowo było słyszalne w głowie każdego respiro i każdego Szeptacza.
Przez kilka sekund zwierzę nie odpowiadało.
Wydaje mi się, że Tsunade zabrała się do roboty, usłyszała złośliwy głosik w swojej głowie. Przygotuj się. Już niedługo każdy przechodzeń będzie wiedział, kim jesteś. 
Odkrywa prawdę? -  zapytała zwierzątka, a jej brew odruchowo powędrowała do góry. Tak szybko? Znaczy, wiedziała, że hokage zamierza zrobić to dziś, ale miała nadzieję na jeszcze trochę prywatności co najmniej do trzeciej.
Na to wygląda. Idą w stronę jakiegoś sporego placu. Nie powinnaś tam być?
Tsunade coś wspominała, ale jakoś się wymigałam. Udało mi się ubłagać Oreli, aby poszła tam za mnie.
 O, widzę ją. I Tsunade. I Kakashi też tam jest.
Hej, orientuj – przerwała ze złością jej rozmyślania Mardi. Chciała jak najszybciej przykuć jej uwagę, aby respiro nie mogła dalej rozwinąć swojej myśli. Chyba dotarliśmy do naszej restauracji. Chodź tutaj.
Miała rację. Stały właśnie przed sporym, ale bardzo eleganckim budynkiem, przyozdobionym mnóstwem kolorowych lampionów. Przez otwarte drzwi dziewczyna dojrzała raczej niewielu klientów, jednak wszyscy wyglądali na naprawdę zamożnych i nadzianych. Nie dziwiła się. „Hakuchoo” nie był lokalem „dla wszystkich”. Mardi mogła pozwolić sobie na wejście do niego tylko dlatego, że wszystkie koszty finansowała Oreli. I Bogu dzięki, bo sama nigdy by się nie wypłaciła. Szklanka wody tutaj była droższa niż cała porcja obiadowa w Ichiraku Ramen. Rozejrzała się ukradkiem po sali przez otwarte drzwi, ale nie dostrzegła Kahori. Jednak miała pewność, że stara znajoma gdzieś tam jest. Może po prostu siedziała w jednym z najbliższych kątów.
Guinevere wylądowała miękko na piaszczystej ziemi i momentalnie przetransformowała się w czarnego kociaka. Odetchnęła głęboko i wypluła jedno czarne piórko z niesmakiem.
-Nie lubię być ptakiem – oznajmiła z wzdrygnięciem.
-Lepszy ptak niż jakiś bezkręgowiec.
-Racja – zgodziła się puma. – Wchodzimy?
-Wchodzimy – rozciągnęła usta w swoim ulubionym drwiącym uśmiechu. – Ale zmień się w coś innego, z łaski swojej.
-W co?
-Nie wiem… motylka, pszczółkę, żuczka… - wywróciła oczami Mardi, a respiro zaśmiała się z niej. – Byle nie w małą pumę, do cholery.
-Dopiero co się w nią zmieniłam – westchnęła nieszczęśliwie Guinevere, ale zgodnie z życzeniem Szeptaczki przeistoczyła się w małą ważkę o błękitnych skrzydłach, po czym usiadła lekko na ramieniu dziewczyny. Ta odetchnęła głośno, uniosła głowę dumnie do góry i weszła pewnym krokiem do „Hakuchoo”.
Jej wzrok automatycznie się wyostrzył i odnotował każdy pojedynczy szczegół pomieszczenia. Kiedy przez siedem lat jesteś szkolona do odnajdywania różnego rodzaju zagrożeń, staje się to twoim odruchem i właściwie twój mózg nawet nie rejestruje tego faktu. Drewniane stoliki, szklane butelki, ostre zakończenia krzeseł, wszystkie detale same rzucały się w oczy i poddawały analizie. Szybko odszukała ewentualną drogę ucieczki, ewentualną broń do obrony, ewentualnych popleczników Kahori. Dwaj faceci przy barze, z pozoru zwykli obywatele Konohy. Nawet nie zerkali ciągle w jej stronę. Jednak ciągle rzucali okiem w stronę lustra, perfekcyjnie pokazującego jej pozycję. Uśmiechnęła się pod nosem. Kahori jak zwykle ostrożna. Szkoda, że zapomniała, iż w tak ekskluzywnym lokalu siedzenie przy barze jest nieco dziwaczne.
-Mardi, tutaj – usłyszała aksamitny, rozbawiony głos, dobiegający z kąta restauracji. Mardi odwróciła się spokojnie w jej stronę, a na jej twarzy zagościł sztuczny, serdeczny uśmiech.
Nienawidzę suki, przemknęło jej przez myśl. Była stuprocentowo pewna, że Dorago pomyślała to samo, również szczerząc zęby i unosząc dłoń w geście powitalnym.
Zmiany, jakie zaszły w Kahori były niewielkie. Wciąż miała proste rude włosy związane w przyzwoitą wysoką kitkę, były tylko nieco dłuższe. Gdyby je rozpuściła, zapewne sięgałyby do połowy pleców. No i zrobiła sobie równiusieńką grzywkę. Mardi też zapuściła włosy, jednak jej opadały teraz w luźnych falach aż do talii. Poza tym odpuściła sobie grzywkę, Bogu dzięki.
Ubiór rudowłosej również specjalnie nie odbiegał od tego, jaki znała. Od kiedy pamiętała, dziewczyna nosiła się niezwykle wyzywająco, aż do przesady, i z radością, przy pomocy niezwykle głębokich dekoltów, eksponowała swoje… cóż, atuty kobiecości. Teraz wydawała się nieco przystopować, chociaż i tak obcisła, nie pozostawiająca za wiele wyobraźni, krótka spódniczka i równie dopasowana bluzeczka nadal dawała wiele do myślenia. Głównie płci męskiej. Zdaniem Mardi, nie powinna ubierać takich opiętych ubrań. Kiedyś, owszem, miała do tego odpowiednią figurę, ale teraz… przybyło jej trochę ciałka. Wprawdzie wciąż za mało, by nazwać ją grubą, ale chuda zdecydowanie już nie była. Przynajmniej ogromny dekolt sobie odpuściła.
Dorago przeciągnęła po niej taksującym wzrokiem. Mardi przypomniała sobie, co dziś na siebie włożyła. Może powinna ubrać się nieco bardziej szykownie? Wierzyła, że nie zabawi zbyt długo w towarzystwie dziewczyny, więc postawiła na zwykłe dżinsowe szorty, czarną bluzkę na ramiączkach, niemal identyczną co wczoraj, i eleganckie, acz praktyczne sandały. Nie będą ciężarem, gdy – czy raczej jeśli – dojdzie do rękoczynów lub konieczności ucieczki. Do tego zabrała ze sobą małą torebkę z cienkim paskiem. Normalna dziewczyna zapewne zapakowałaby tam jakiś puder, grzebień czy inne kosmetyki, jednak Mardi wolała mieć przy sobie jakąś broń. Dlatego torebkę wypełniały głównie sztylety, shurikeny i kunaie.
Hatake znów uchwyciła oceniające spojrzenie Kahori. Nienawidziła jej oczu. Po prostu kręciło jej się w głowie, gdy patrzyła w jej wodniste, szaroniebieskie tęczówki. Wydawały się być obojętne i zimne, jakby właścicielka nie miała żadnych uczuć. Były gorsze niż  twarde, kwadratowe rysy twarzy i wąski nos, jakie Kahori posiadała.
Mardi powstrzymała wzdrygnięcie, i, z wciąż nieschodzącym uśmiechem z twarzy, podeszła swobodnym krokiem do stolika, zajmując miejsce naprzeciwko dawnego wroga. Chciała zakończyć to spotkanie jak najszybciej. Jeśli się pospieszy, istnieje prawdopodobieństwo, że wróci do domu bez obecności natrętnych, ciekawskich spojrzeń. I tak większość dziwnie na nią patrzy, w końcu nie jest z Wioski.
-Dawno się nie widziałyśmy – oznajmiła odkrywczo Kahori, wystawiając dłoń przed siebie. – Witam.
-Ja również – odpowiedziała spokojnie Mardi, nie ujmując jej ręki. Dorago, w ogóle nie speszona, prędko ją zabrała. Pstryknęła palcami na kelnera, który zaczął iść w ich stronę.
-Gdzie twoja przyjaciółka, Guinevere? – zagadnęła pogodnie, niby nie przywiązując wagi do swoich słów, jednak lustrując uważnie całą ich okolicę.
-W pobliżu.
-Och, Mardi, prawie w ogóle się nie zmieniłaś – stwierdziła z rozbawieniem i obróciła się w stronę obsługi. W jej dłoniach widniało otwarte menu. – Poproszę Maguro Tataki i może… choya. Dla dwóch osób.
-To samo mogłabym powiedzieć o tobie – wzruszyła ramionami, rozsiadając się wygodniej. Udawanie wyluzowanej w sytuacjach napięcia była jej mocną stroną. – Dla jednej osoby, mój drogi – uśmiechnęła się swoim najbardziej czarującym uśmiechem do kelnera. – Ja już jestem po śniadaniu.
Kelner skinął głową i odszedł, uprzednio rumieniąc się delikatnie. Był nawet przystojny, jednak blondyni nie byli w typie Mardi. Kahori uniosło kpiąco brew, a przez jej oczy przemknął ciekawski błysk.
-Pogardzasz winem? Ty? Nie obawiaj się, nie jest zatrute.
-Ostrożności nigdy za wiele – odparła pogodnie Mardi. – Ach, przy okazji, skoro mówimy o ostrożności, możesz powiedzieć swoim gorylom, że nie muszą się tak maskować. Mogą pochłaniać mnie wzrokiem otwarcie.
Rudowłosa przez chwilę była nieco skołowana, zaraz jednak zastąpiła zdziwienie szerokim uśmiechem. Uniosła dwa palce, a Mardi kątem oka dostrzegła, jak gburowaci mężczyźni opuszczają restaurację. Jaka szkoda.
-Spostrzegawcza jak zwykle – skwitowała. – Jednak punktualnością nie grzeszysz. Sądziłam, że nie przyjdziesz. Prawdę mówiąc, zastanawiałam się, czy nie podesłać ci bardziej przejrzystej podpowiedzi. Zaczynałam wątpić, czy rozszyfrowałaś mój kod…
-Nie sprawił mi żadnych kłopotów – przerwała jej, uśmiechając się uprzejmie. Postanowiła się odwdzięczyć za docinek. – Właściwie, to byłam nim nieco… rozczarowana. Myślałam, że będziesz oryginalniejsza i dasz mi coś bardziej ambitnego. Obie wiemy, że stać cię na więcej.
-Postaram się o tym pamiętać na przyszłość – syknęła dziewczyna, a jej wyraz twarzy nie był już taki miły. – Więc co u ciebie słychać, Mardi? Nadal jesteś Szeptaczką?
-A ty nadal jesteś ninja? – spytała słodko Hatake, nasączając głos jadem. – Słuchaj, Kahori, obie dobrze wiemy, że nie spotkałyśmy się, aby sobie towarzysko pogadać. Nie owijajmy w bawełnę i nie przeciągajmy tego. Czego chcesz ode mnie?
-Jesteś taka formalna – westchnęła Kahori. – Służba w Bractwie cię zniszczyła. Nie mogę po prostu spotkać się z przyjaciółką po dwóch latach nie widzenia się i zwyczajnie pośmiać się, pogadać?
-Przyjaciółką? – prychnęła Mardi. – dziwne masz kryteria… Jeśli dobrze pamiętam, ostatnim razem, gdy się widziałyśmy, złamałam ci nogę i parę innych kości – zaśmiała się serdecznie, szczerząc niezwykle białe zęby do Kahori.
Wcale się nie zdziwiła, gdy rudowłosa zaczerwieniła się ze złości, a jej oczy zaczęły ciskać błyskawice. Och tak, to będzie wspaniały dzień, pomyślała Szeptaczka.
Nagle z nikąd pojawił się kelner i położył przed dziewczyną pięknie udekorowane danie. Kahori uśmiechnęła się wdzięcznie do garsona, ale nie wywarła na nim takiego wrażenia jak szatynka.
-Wcale nie ułatwiasz mi zadania – mruknęła pod nosem, ale Mardi i tak to usłyszała. Och, czyli to nie z jej inicjatywy to spotkanie, przebiegło jej przez myśl.
-Zadania? – spytała, pochylając się nieco bardziej do przodu. – Opowiedz mi o tym.
-No proszę – wargi Kahori rozciągnęły się w triumfalnym uśmiechu. Zabrała się do jedzenia swojej porcji. – Udało mi się ciebie zaciekawić. Jednak, dlaczego przechodzimy od razu do interesów? Porozmawiajmy wpierw!
-Kahori – westchnęła Hatake, rozglądając się po sali ze znudzeniem. – Właśnie Tsunade ogłasza istnienie Szeptaczy na świecie. Jak myślisz, jak ludzie będą od tego momentu przez najbliższy tydzień patrzeć na wszystkich cudzoziemców?
-Pewnie jak na nowy okaz w zoo – podsunęła obojętnie, biorąc jeden kęs do ust. – Gdybym była na miejscu tych ludzi, wpatrywałabym się w każdego Szeptacza jak w obrazek.
-Ja na ich miejscu nawet bym któregoś zaczepiła. I poprosiła o autograf.
-Rozumiem – wskazała pałeczką w jej stronę z wciąż nieschodzącym uśmiechem z ust. – Jesteś teraz wielką, sławną panią, prawda? Bo masz swoją małą armię i plecy, za którymi możesz się schować. Och tak, słyszałam o twoim szybkim awansie – dodała, widząc jej uniesioną brew. – Zaledwie siedemnaście lat, a już pod mecenatem najwyższej Radnej. No i na stanowisku głównego dowódcy… czego, zapomniałam?
-Gwardii Dam Ostrza – wycedziła przez zaciśnięte zęby. Była odrobinę wrażliwa na punkcie swojego małego dywizjonu. Zwłaszcza, gdy ktoś zapominał jego nazwy.
-Imponujące – stwierdziła Kahori z udawanym uznaniem. – Zawsze mnie zastanawiało, jak ci się to udało. Znaczy, to, że dowodzisz tą Gwardią mnie nie dziwi, zawsze miałaś zapędy do bójek, jednak… tak wysoka pozycja w Radzie w ciągu siedmiu lat? Przyznasz, że nieco to dziwne, wręcz… podejrzane.
Miała rację. Nie łatwo jest dostać się pod czyjś mecenat w Ardenii, a zwłaszcza nie pod opiekę jednej z najważniejszych osób w kraju. Można powiedzieć, że Mardi się poszczęściło. Swoim ognistym temperamentem, a także niezrównaną zaradnością i sprytem młoda Hatake podbiła serce Oreli. Potem, gdy poznała ją bliżej, zaimponowała jej swoją inteligencją i bystrym umysłem. Widząc w niej wielki potencjał, szybko wzięła ją nieoficjalnie pod opiekę. Każdy wiedział, że jeżeli zadziera z Mardi, zadziera także z Oreli. Również Hatake była całkowicie oddana swojej mistrzyni.
Jednak nie było to ślepe oddanie. Więź między dwiema kobietami była bardziej… przemyślana. Przykładowo, Hatake miała lepszą żyłkę do polityki i interesów niż Oreli. Kiedy ta starsza godziła się na jakiś dekret lub coś podobnego, z pozoru dobrego i korzystnego, Mardi widziała w tym drugie dno i nie zgadzała się z mistrzynią. Zazwyczaj po krótkich upartych sporach udawało jej się postawić na swoje, czym zyskiwała kilka tygodni chłodnego traktowania przez opiekunkę. W końcu podważyła jej zdanie! Do czasu, gdy racja dziewczyny nie wychodziła na jaw. Wtedy Oreli wspaniałomyślnie jej przebaczała i doceniała umiejętności córki Kakashiego.
-Urok osobisty – oznajmiła Mardi wymijająco, wykorzystując wczorajszą wypowiedź Uchihy. – Jak na razie nie narzekam na przełożonych. A ty? Cisną cię w pracy? – dodała, nie mogąc ukryć kpiny w głosie.
Skoro Kahori nie chciała mówić wprost, Mardi postanowiła ją podejść, teoretycznie zwykłą gadką. Oczywiście, mogłaby poczekać, aż w końcu Kahori się pobawi jej obecnością i wyjawi prawdziwy cel tego spotkania, ale to byłaby strata czasu.
-Nie specjalnie – machnęła ręką. – Powiedzmy, że jestem na uprzywilejowanym stanowisku.
Hatake miała ochotę wywrócić oczami. Za każdym razem to samo. Próba popisywania się i wzbudzenia zazdrości. Dawniej może jej się to udawało, ale Mardi była już dużą dziewczynką. Gdzieś miała takie prymitywne zagrywki. Skupiła się na wyciągnięciu z Kahori informacji, dla kogo pracuje. Jeśli będzie znała jej szefa, istniało prawdopodobieństwo, że zgadnie, o co chodzi Dorago.
-Ciekawe, jaka pozycja u Takiriego jest uprzywilejowana – rzuciła z prychnięciem. Wiedziała, że kiedyś Kahori dla niego pracowała. Bogaty koleś, jakiś słaby gracz polityczny. Dawno temu, gdy dopiero wspinała się na szczeble kariery, zatrudnił ją. Ale Mardi miała pewność, że dawno zostawiła tą robotę. W końcu była to robota sprzątaczki. – Sekretarka? A może ochrona?
-Nie pracuję już dla Takiriego – oburzyła się, czerwieniejąc się lekko. Szybko się opanowała i uśmiechnęła sztucznie. Patrzenie, z jakim trudem przychodzi jej zwykła, miła rozmowa z Mardi, działało na brunetkę jak balsam. – A to był tylko taki… manewr.
-Oczywiście – zgodziła się Szeptaczka, próbując powstrzymać uśmiech. – Tylko manewr. Ale wiesz co, nie musisz się wstydzić, że dla niego pracujesz, naprawdę. Żadna praca nie hańbi. Niektórym się udaje, innym nie…
-Mardi, uwierz mi, Takiri nie jest moim pracodawcą.
-Więc kto nim jest? – spytała dziewczyna, markując drwinę. Ale Kahori nie dała się sprowokować, ku jej zdziwieniu.
-Słyszysz? – nagle uniosła jeden palec i wsłuchała się w ciszę. Mardi nadstawiła uszu i dobiegł do niej przytłumiony dźwięk gongu. Zmarszczyła lekko brwi. – Widzę, że zabawa już się zaczęła. Hokage właśnie rozpoczęła przedstawienie.
Mardi nie dała nic po sobie poznać. Uniosła tylko jedną brew.
-Więc?
-Nie mogę ci powiedzieć, ceni sobie dyskrecję – wzruszyła ramionami Namida, wracając do konwersacji. Na jej usta wstąpił prawdziwy, triumfalny uśmiech, gdy zobaczyła zawiedzioną i nieco rozdrażnioną minę Mardi. – Natomiast mogę cię poinformować, że ma dla ciebie… powiedzmy to, ofertę. I jest to naprawdę oferta nie do odrzucenia. Zainteresowana?
-Powiedzmy – skłamała sucho Mardi. W rzeczywistości miała ochotę otworzyć szeroko oczy i wypytać o każdy szczegół. Zachowała jednak ostrożność, tylko nieco bardziej się skupiła. – Często dostaję jakieś oferty. Ale zamieniam się w słuch.
Kahori puściła uwagę mimo uszu, najwyraźniej zadowolona z obrotu spraw. Pochyliła się nieco bardziej nad Mardi i rozejrzała, czy nikt nie podsłuchuje. Zaczęła mówić ściszonym głosem:
-Mój przełożony jest dosyć wpływowym człowiekiem. Nie, nie powiem ci, co robi, kim jest, ani gdzie pracuje – oznajmiła, zanim Mardi zdążyła otworzyć usta. – To ściśle tajne. Mimo to, ma naprawdę ogromne wpływy. A co za tym idzie, jest także wielu… - zamilkła, szukając odpowiedniego określenia. – ludzi, którzy są mu niepotrzebni. Są jego wrogami.
-Wiem, co to znaczy „niepotrzebny”, Kahori – przerwała jej cierpko Mardi. Ta uśmiechnęła się tylko i kontynuowała.
-Owi wrogowie zawadzają mu w bardzo ważnych sprawach… on tego nie lubi.
-Do sedna, Kahori…
-Okej, już bez owijania w bawełnę . Chcemy, abyś pozbyła się jednego z nich. Ze skutkiem śmiertelnym.
Mardi jak na komendę wyprostowała się w krześle i spojrzała na Kahori w dosyć osobliwy sposób. Jakby nie była pewna, czy dziewczyna mówi serio. Gdzieś w oddali przebijał się wzmocniony głos Tsunade.
Hatake miała już styczność z takimi ofertami w Ardenii. Niektórzy dostrzegali w niej wspaniałego płatnego zabójcę i próbowali dać jej zlecenia. Wbrew pozorom, Szeptaczka nie lubiła zabijać, nawet najgorszych zwyrodnialców. Bitwy, walki, to było co innego. Tam, to była konieczność, chociaż i tak uważała, że całkowicie dałoby się tego uniknąć. No ale to wciąż można podciągnąć pod obronę własną i innych. No i tam potyczki były mniej więcej równe, każdy wyposażony był w jakąś broń. Ale zabijanie na zlecenie, zabijanie kogoś niespodziewającego się tego, nawet nie wiedząc, czym zawinił? Na to Mardi nigdy się zgodzić nie mogła.
-Czy ty… - wskazała na nią pytająco palcem. – Czy ty właśnie chciałaś mnie nająć do zabicia kogoś?
-Cóż, to nie jest najęcie, raczej… przysługa – sprostowała ruda, uśmiechając się kpiąco. – Oczywiście, mój szef jest gotów ci zapłacić, i to naprawdę sporo…
-Nie wiem, jaka u was jest definicja, ale u nas to zdecydowanie jest najęcie – przerwała jej zimno Mardi. Za maską uprzejmej i dowcipnej dziewczyny skrywał się gniew i lekceważenie. – Ciekawi mnie jednak: dlaczego ja? W Konoha pełno jest brudnych typów, którzy w dodatku są ninja.
-Tak, tylko że jedynie ty masz odpowiadające mojemu przełożonemu zdolności, a poza tym… ofiarą ma być Szeptacz.
Mardi nie wytrzymała. Musiała to zrobić. Kąciki ust automatycznie uniosły się jej do góry i zaczęła śmiać się w głos. Kahori wyglądała na zdziwioną, a potem urażoną. Parę ludzi odwróciło się w stronę dziewczyn, rzucając im niechętne i rozdrażnione spojrzenia. Widząc to, Mardi szybko się opanowała, wciąż jednak ciągle się podśmiewując i chichotając.
-Wybacz, Kahori – powiedziała w końcu, patrząc na rudą jak na dziecko. – Ale rozbawiłaś mnie. Cóż, uważam, że to spotkanie właśnie w tym momencie dobiegło końca – odetchnęła i zaczęła wstawać z miejsca. – Dziękuję jednak za zaproszenie. Ach, i pozdrów swojego szefa – uśmiechnęła się psotnie i skierowała w stronę wyjścia. Gdy stała już przed drzwiami, dobiegł ją opanowany, mocny głos Kahori:
-Mardi, to pięćset tysięcy jenów.
Brunetka uśmiechnęła się jeszcze szerzej do siebie, nie wierząc w naiwność i głupotę Dorago. Uniosła dłoń w pożegnalnym geście, nie zaszczycając jej nawet słowem ani nie obracając się w jej stronę. To chyba był znak dla Kahori, bo szybko dodała nieco desperacko:
-Siedemset tysięcy jenów.
Tak, suma była naprawdę zjawiskowa. Co naprawdę rozjuszyło Mardi. Co ona sobie, do cholery, myśli? Że Hatake jest jakimś najemnikiem, płatnym mordercą? Myśli, że jak podbije stawkę, to nagle dziewczyna się zgodzi? Fakt, że ruda próbowała ją zwyczajnie kupić sprawił, że ciśnienie podskoczyło jej naprawdę wysoko.
Odwróciła się powoli w jej stronę z gniewnym i groźnym wyrazem twarzy. Podeszła bez pośpiechu do stolika. Ludzie niespecjalnie zwracali na to uwagę. Nie mówiło się o tym głośno, ale „Hakuchoo” był głównym ośrodkiem dobijania tego rodzaju targów. Pogróżki więc i niekontrolowane emocje nie były niczym nadzwyczajnym.
Mardi stanęła przed Kahori. Dostrzegła w jej oczach przez ułamek sekundy iskierki zaniepokojenia, jakby obawiała się, że Hatake ją zaatakuje. Cóż, słusznie, była naprawdę tego bliska. Mimo to, Dorago nadal się w nią wpatrywała z uwagą i lekkim wyzwaniem, nie odchylając się nawet milimetr w krześle. Obie zastygły w bezruchu i mierzyły się spojrzeniami.
Nieźle, skwitowała w myślach brunetka. Poprawiłaś się, Kahori, teraz już nawet umiesz ukrywać, że się boisz. Jestem niemalże… dumna.
-Czy ty naprawdę uważasz… - postanowiła przerwać ciszę Mardi, a jej usta rozciągnęły się w pogardliwym i kpiącym uśmiechu. – Że zabiję jednego z moich pobratymców, nawet nie wiem kogo, dla mężczyzny, którego w ogóle nie znam i wiem o nim tylko tyle, że jest nadziany oraz że moja odwieczna rywalka liże mu buty za… pięćset tysięcy jenów?
-Siedemset – poprawiła ją Kahori, na co Hatake wydała z siebie krótkie, drwiące „och!”. – Mardi, dobrze wiesz, że to naprawdę kupa pieniędzy. I mój szef, któremu wcale nie liżę butów, naprawdę ci za to zapłaci, nawet z góry. A ten Szeptacz… uwierz mi, nie jest wart, by tutaj żyć. Oddasz światu przysługę. To będzie mniejsze zło dla większego dobra.
-Mniejsze zło dla większego dobra? – zapytała retorycznie Mardi, uśmiechając się kpiąco. Ruda przełknęła głośno ślinę. – Nie ma czegoś takiego. A ja jestem wierna Bractwu i uwierz mi, trafiłaś na najgorszą osobę, jeśli chodzi o takie zadanie. Nie jestem najemnikiem zabójcą. I w żadnym wypadku nie najemnikiem zabójcą własnych braci. Powiedz swojemu szefowi, żeby znalazł sobie głupszego Szeptacza. Ach, właśnie – już odchodziła, ale coś sobie przypomniała. Sięgnęła do tylnej kieszeni spodenek i wyciągnęła srebrny łańcuszek. Rzuciła nim na stół, a naszyjnik wylądował tuż przed zdziwioną Kahori. Już drugi łańcuszek, jaki rzucam w czyimś kierunku, pomyślała z rozbawieniem. – Zapomniałabym. Podrzuć to komuś innemu.
-To ostateczna decyzja? – spytała niemal z żalem Dorago. – Masz jeszcze szansę, aby zmienić zdanie.
-Dzięki, nie skorzystam – odparła sucho Hatake.
Przez chwilę ruda mierzyła ją analitycznym spojrzeniem, aż w końcu wzruszyła ramionami. Wreszcie zrozumiała, że nie da rady przekonać Mardi do współpracy i odpuściła sobie.
-Szkoda – westchnęła z udawanym smutkiem. – A chciałam jeszcze z tobą trochę porywalizować. Ale skoro tak stawiasz sprawę… Jednakże pamiętaj, co powiedziałam ci na początku. To oferta nie do odrzucenia. Coś czuję, że mój szef wkrótce da ci do zrozumienia, co to naprawdę znaczy.
Nie trzeba było być geniuszem, żeby zrozumieć, że dziewczyna właśnie powiedziała: zabijemy cię, Hatake.
-Brzmi nieźle! – zaśmiała się entuzjastycznie Mardi, ale uśmiech nie objął jej zimnych, bezlitosnych oczu. – Już nie mogę się doczekać.
Odwróciła się na pięcie i ponownie zaczęła wychodzić z restauracji. Nikt nie zwracał uwagi na całe zajście. Mardi otworzyła z rozmachem drzwi i pewnym krokiem opuściła budynek. Guinevere, dotąd przez cały czas milcząca, wyfrunęła za nią pod postacią ważki. Ledwo dogoniła ją ze swoimi małymi skrzydełkami. Zmieniła się natychmiast w kotkę i opadła z gracją na ziemię.
***
 













A oto Mardi podczas pierwszego spotkania z Sasuke, którą możemy oglądać dzięki nieocenionej pomocy Sheeiren. Dziękuję <3

6 komentarzy:

  1. Achhh od rana jest mi po prostu niedobrze na myśl, że jutro koniec ferii i muszę iść do szkoły, ale twój rozdział chociaż na chwilę poprawił mi humor :D
    'Twoja orientacja w terenie ssie' dobry tekst xD
    Nooo niezłe było to spotkanie, kompletnie mnie zaskoczyłaś, ciekawe jakie teraz będą szykować zasadzki na Mardi ;>
    Podobała mi się jej postawa, taka świetna gra aktorska, lekceważenie Kahori, pozorne rozluźnienie, a tak naprawdę w każdym momencie gotowość do ataku, super to wszystko opisałaś :D
    Oczywiście szkoda, że nie było genialnych docinek na linii Sasuke-Mardi, ale no wiem, że nie może całe opowiadanie się wiecznie wokół nich obracać xD
    Fajna fota, całkiem dobra dupa z Mardi, noo Sasuke bierz się za nią, bo jeszcze ktoś ci ją gwizdnie sprzed nosa xD
    Czekam niecierpliwie na nexta, pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za komentarz, staram się :)
    Spokojnie, rozmowy Mardi-Sasuke jeszcze będą, w końcu to o nich to opowiadanko ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. Amane-chan! ;3
    Zapraszam na rozdział 13 ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem dlaczego nie skomentowałam tej notki jak przecież już dawno przeczytałam ;o
    Wybacz, moja wina, moja głupota ;__;
    No to ten tego zaczynam. Spotkanie wyszło świetnie. Mardi umie docinać xd Uwielbiam ją za to :D I jaka szczęśliwa była gdy usłyszała groźbę, że szefowi się nie spodoba jej decyzja xd Dobrze, że się nie zgodziła. Jestem pewna, że będzie miała kłopoty, ale wiem, też, że sobie z tym poradzi ;d
    Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej. Więc będę czekała :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ejj!!!
    Jak to blondyni są nie w typie! Jak możesz! Blondyni to najcudowniejsze stworzenia na świecie! A jak mają jeszcze niebieskie oczy, to wgl *.*
    Dobrze, że oczy ciskają błyskawicami, a nie sztyletami :D - wiem, że mnie za to kochasz <3
    To, trochę nam się rozjaśniła kwestia szeptaczy ^^ Nadal podziwiam twoją wyobraźnię ^^ Przepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale wcześniej nie wiedziałam o notce, a potem byłam na zimowisku ;)
    Lecę po kolejny rozdział ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. Oki, dziękuję ci za komentarz u mnie ;D Nie przejmuj się spóźnieniem, ja też ostatnio nie mam na nic czasu :< dlatego z opóźnieniem jestem u ciebie :( No, ale cieszę się, że ci się podobały moje wypociny :)
    Dobrze, ale do rzeczy xD cudowna notka, jestem pod wrażeniem twoich opisów, tak dobrze można sobie wyobrazić reakcję każdej z dziewczyn, brawo :) Mardi ma bardzo fajny charakter, wspaniale gra xD Jej kumpela niby też, ale nie mówimy o niej xD nie polubiłam jej xD fałszywa i bezczelna jakaś xD
    Znaczy no.. jak zaproponowała jej te pozycje płatnego zabójcy, to pomyślałam wtf? Jak można? No i skoro to zlecenie jej szefa, sama powinna to zrobić xD No i owy szef, najwidoczniej zna Mardi, skoro zna jej umiejętności, ciekawe x)
    Jeszcze sądziłam, że osobą do zabicia będzie Kakahi i się zgodzi, bo sama go nienawidzi, ale na szczęście nie xD
    Cóż, muszę szybko adrobić Ósemkę, więc do następnej ;D

    OdpowiedzUsuń

Będę wdzięczna za każdy drobny komentarz, zarówno pozytywny jak i za krytykę. Nic bardziej nie motywuje autora do pisania. Bardzo proszę również anonimowych komentatorów o podpisywanie się :3