czwartek, 10 stycznia 2013

5.Sojusz jak Sojusz



-Hej, Mardi! – krzyknął, wychodząc za nią z budynku. – Mardi! Kiara!
Natychmiast spojrzała w jego stronę, ciskając piorunami z oczu. Nienawidziła tego imienia. Było typowo ardeńskie, a ona zdecydowanie preferowała japońskie. Wprawdzie Mardi do nich nie należało, ale zawsze brzmiało lepiej niż Kiara. Każde imię brzmiało lepiej niż Kiara.
-Mówiłam ci, że masz tak nie mówić na mnie. Jestem Mardi – warknęła na niego. Zaraz jednak obdarzyła go przepraszającym i niepewnym spojrzeniem. Jej głos zmiękł. – Gniewasz się na mnie? Narobiłam niemało zamieszania wśród twoich znajomych. Chyba nie powinnam tak bardzo dyskutować z twoją przyjaciółką… - zamilkła, a jej policzki pokryły rumieńce. Sasuke poczuł ukłucie złości na Sakurę.
-Należało jej się – odrzekł leniwie, wzruszając ramionami. – Powinna umieć się pohamować.
Przez chwilę w jej oczach błysnęła ulga, jednak szybko zastąpiły ją ostrożność i niepewność.
-Dlaczego za mną poszedłeś? – zmieniła temat. Jej błękitne oczy wpatrywały się w niego ze skupieniem.
 -Nie chciało mi się tam siedzieć – oznajmił jej. W sumie, było to prawdą. – No i chciałem sprawdzić, czy jest… czy jest okej.
Odwróciła z zażenowaniem wzrok. Sasuke pierwszy raz widział, odkąd ją poznał, żeby była zawstydzona czy skrępowana. Wydawała się być pewną siebie osobą, w dodatku dosyć odważną i nieskromną. Po raz pierwszy w życiu nie pasowało mu milczenie.
-Chcesz posłuchać o tej wycieczce za Wioskę do końca? – zaproponował wreszcie z kwaśną miną. – Przy okazji przedstawię prawdziwy przebieg zdarzeń.
Ożywiła się, a w jej oczach znów dostrzegł ulgę. Faktycznie, szedł jej dzisiaj nieźle na rękę. Mimowolnie uśmiechnął się pod nosem.
-Uroczo! – klasnęła w dłonie, na powrót będąc tą samą Mardi co wcześniej. Chłopak wsunął niedbale dłonie w kieszenie i wyrównał z nią krok. – Zamieniam się więc w słuch.
Zgodnie z obietnicą zaczął mówić.
Uchiha czuł się… dziwnie, podczas opowiadania tej historii. Wcześniej nikt nie słyszał jej z jego ust, poza ogólnikowymi stwierdzeniami. Czemu to akurat Mardi opowiedział wszystko? Nie miał pojęcia.
Wydawała się być ciekawa dziejących się wtedy rzeczy, ale w inny sposób niż Sakura czy Ino. One chciały posłuchać o jego bohaterskich czynach i heroicznych poświęceniach, wspaniałych przygodach oraz niesamowitych wyprawach, w których on był niezwyciężonym bogiem. To go męczyło. Z kolei Mardi… Odnosił wrażenie, że każde słowo, które wypowie zostanie przez nią odpowiednio odebrane i właściwie zrozumiane. Jakby rozmawiał z dziewczyną po fachu. Orientowała się w sytuacji i nie musiał jej tłumaczyć wielu taktycznych zagrywek, nie musiał jej mówić, czemu zrobił tak i tak. Nie przerywała mu w połowie zdania. Jej pytania były rzeczowe i na temat. Kiedy próbował jej wyjaśnić, kim jest dana osoba, zazwyczaj wystawiała rękę, mówiąc: „wiem, o kogo chodzi” lub wystarczyły jej ogólnikowe stwierdzenia, typu: sojusznik, zdrajca, wróg, przyjaciel. Naprawdę, była wdzięcznym słuchaczem. Mimo to, zdziwił się, gdy zdecydował się opowiedzieć jej również szczegółowo o tym, jak prawie zabił swojego brata, jak potem dowiedział się prawdy o Itachim, jak wspólnie zniszczyli Madarę, jak postanowili wrócić do Konohy. Tylko w tym miejscu Mardi miała zastrzeżenia.
-Przyjęli was tak po prostu z otwartymi ramionami? – spytała powątpiewająco. - To trochę zbyt śliczne.
-Fajnie by było – mruknął ponuro. – Nie, z otwartymi ramionami nie. Było z tym trochę roboty. Musieliśmy przez tydzień łazić z ogonem w postaci ANBU, żeby udowodnić, że nie mamy złych zamiarów ani nie chcemy zdradzić wioski czy coś w tym stylu. Bezsens – warknął pod nosem.
-Ja bym wam jeszcze zabrała broń – zamyśliła się. – I zamontowała podsłuch w waszym domu.
-Zabrali nam broń – wzruszył ramionami i spojrzał na nią potępiająco. – Podsłuch? Proszę cię.
-No co? – żachnęła się Mardi.
-Przecież nikt się nie bawi w Konoha w podsłuchy – odpowiedział jej, jakby tłumaczył pięciolatkowi dlaczego nie wolno dłubać w nosie. – Nie wiem, jak jest u was, w waszym… wymiarze, ale nie sądzę, żeby nasza wioska praktykowała coś takiego.
-Skarbie, to jest rząd – oznajmiła mu psotnie, patrząc na niego jak na naiwnego kretyna. – Nie wierzę, że nie założyli ci podsłuchu. Sprawdź sam, jak chcesz. Najczęstsze miejsca z podsłuchem to kanapy, wewnętrzne ściany biurek i stołów albo kwiatki. Jeśli takie masz. Chciałabym zobaczyć twojego brata, wiesz?
-Skąd ty wiesz takie rzeczy? – zapytał ze złością, ignorując jej ostatnie stwierdzenie. Powoli wkurzała go ta jej wszechwiedza. – I skąd tyle wiesz o… o ludziach tutaj i w ogóle?
Zaśmiała się melodyjnie.
-Nie bulwersuj się – spróbowała go uspokoić, jeszcze bardziej go tym rozjuszając. – Takie mam wymogi pracownicze. Moja profesja wymaga ode mnie chociaż mizernej orientacji wśród polityki i śmietanki towarzyskiej. Nie żeby mi się to podobało…
-A czym jest ta twoja profesja? – zapytał obojętnie, jakby w ogóle go to nie obchodziło.
-Nie mogę ci powiedzieć – odpowiedziała mu tajemniczo, uśmiechając się dyskretnie.
-Moją znasz – zauważył. Zaśmiała się.
-Ninja to nic tajnego – odbiła piłeczkę. – Moja robota wymaga więcej dyskrecji i subtelności. Powiedzmy, że robię to samo co ty.
-Czyli co?
-Chronię swój kraj – odpowiedziała wesoło, przekręcając lekko głowę. – Tylko trochę w inny sposób. Jeśli to nie ostudziło twojej ciekawości, to dodam, że pracuję dla Bractwa.
-Bratcwo… - mruknął pod nosem. – Nigdy o tym nie słyszałem.
-Nie dziwię się – odrzekła mu, poprawiając swoje ochraniacze na przedramionach. Robiła to w delikatny sposób, bardzo przy tym uważając. – Na miejscu Tsunade też trzymałabym to w tajemnicy, albo przynajmniej bym się z tym nie afiszowała. To, co teraz powiem, lepiej żebyś zachował w tajemnicy.
-Bo co? - zapytał drwiąco. - Będziesz musiała mnie zabić?
-Nie, ale będę miała niezłe kłopoty - odparła. - A więc, mogę ci ufać?
-Mów - mruknął pod nosem.
-Obie te strony, a zwłaszcza ich przedstawicielki – Oreli i Tsunade – utrzymywały bardzo chłodne stosunki od samego początku. Nie wiem, dlaczego, ale nie patrzą na siebie zbyt przyjaznym wzrokiem. Zwłaszcza ostatnio bardzo się między nimi pogorszyło. Nie sądzę, żebyś o tym słyszał, bo wplątane jest w to właściwie tylko ANBU i wasza Rada, ale staliśmy na skraju małej wojny. Ten sojusz, niedawno podpisany, miał załagodzić napiętą sytuację. Teoretycznie wszystko jest teraz uporządkowane, ale cały ten spokój jest okropnie niestabilny i chwiejny.
-Znasz zawartość tego sojuszu? – zapytał cicho. Tak bardzo zaciekawiły go losy swojej Wioski, że zapomniał udawać ignorancję i obojętność wobec jej słów.
-Ogólną – odpowiedziała ponuro. Widać było, że chciała znać całość. – Niewiele więcej niż Pierwsza Rada Bractwa, dzięki, hmm, przyjaźni między mną a Oreli. Powiedzmy.
-O czym ten sojusz mówi? – spytał z powagą. O całe to cholerne Bractwo postanowił zapytać później.
-Nie wiem, czy powinnam ci tyle mówić – stwierdziła sceptycznie. Posłał jej swoje najbardziej niewinne i uwodzicielskie spojrzenie. Chyba uwodzicielskie, bo nigdy go nie używał. Miał nadzieję, że zadziała. Powinno działać na każdą dziewczynę.
Oczywiście Mardi musiała być na nie odporna. Skwitowała je uniesioną lekko brwią i rozbawionym prychnięciem.
-Wybacz mi, skarbie – zaśmiała się melodyjnie. – Nic z tego. To poufne informacje. Ale sztuczka całkiem niezła. Jakbyś się nieco bardziej postarał, to może nawet bym się zakochała…
Stanął jak wryty. Nie był przyzwyczajony do tego rodzaju wyznań. Wypowiedzianych tak poważnie. Pokręcił głową, jakby chciał się otrzepać z czegoś i szybko wyrównał z nią krok.
-Nieśmiała to ty nie jesteś – mruknął. Znów się zaśmiała.
-Po prostu szczera. Więc szczerze mówię, że przykro mi, ale nie mogę ci nic powiedzieć.
-Może to racja – spróbował z innej strony. Udał niewinny i zamyślony głos. – Kakashi pewnie wściekłby się, że wiem więcej od niego. Może lepiej go nie wkurzać.
Wiedział, gdzie uderzyć. Zamarła i spojrzała na niego, jakby podsunął jej jakiś genialny plan. No cóż, podsunął. Jej oczy błysnęły psotnie, a usta rozciągnęły się w delikatnym, cwanym uśmiechu. Pogratulował sobie w duchu.
-Nie ciesz się tak, dobrze wiem, że mnie podpuszczasz – oznajmiła mu. – I nie jesteś w tym jakiś mega sprytny. Ale z drugiej strony, masz rację. Musisz mi tylko obiecać, że Kakashi dowie się, że ty wiesz więcej od niego.
-To da się zrobić – odpowiedział cicho z zadowoleniem Sasuke. – Więc jakie są te postanowienia?
Odetchnęła głęboko.
-Przede wszystkim odkrycie prawdy – zaczęła, wyliczając na palcach. Jej niebieskie oczy stały się poważne i rzeczowe. – Ani u nas, ani u was nie mówi się o sobie nawzajem głośno. Ardeńczycy nie mają pojęcia o ninja i odwrotnie: shinobi oraz kunoichi nigdy nie słyszeli Ardeńczykach…
-Chwila – przerwał jej. Niewiele z tego rozumiał. Szeptacze, Ardeńczycy, respiro, wszystko mu się zlewało. – Jesteś Ardenką czy Szeptaczką?
-Och, w moim przypadku jestem tylko Szeptaczką – odpowiedziała szybko. – Ardenia to nazwa mojego kraju, chyba zapomniałam o tym wspomnieć. Nie każdy Ardeńczyk jest Szeptaczem. Ale każdy ma respiro.
-Więc kim są właściwie Szeptacze?
-Hmm… zrobiłeś się nieco ciekawski – posłała mu psotne spojrzenie spod długich rzęs. Sasuke wywrócił w odpowiedzi oczami. – Aby zostać Szeptaczem, musisz dysponować odpowiednimi mocami, dajmy to. Tak jakby pewnego rodzaju chakrą. Nie wszyscy się z tym rodzą, w przeciwieństwie do was. Jednakże, jeśli odkryją w tobie potencjał, nie masz wyboru, musisz wstąpić do Bractwa.
-Ty musiałaś? – spytał.
-Nie – odpowiedziała cicho. – nie jestem w końcu z Ardenii, a jeden z moich rodziców pochodzi z Konohy. Miałam wybór, mogłam zostać ninja. Wprawdzie byłyby małe z tym problemy, ale wstawiennictwo hokage, który swoją drogą był już na to gotowy, załatwiłoby sprawę.
-I wolałaś przejść na stronę przeciwników politycznych Konohy? – zapytał chłodno. Nawet nie zauważył, że przeskoczyli na inny temat. Jej stosunek do dziewczyny ochłodził się momentalnie. Nie patrzył już na nią tak przychylnym wzrokiem i powoli zaczynał rozumieć, dlaczego Kakashi dostaje drgawek na jej widok. Własna córka przechodzi na stronę wroga? Dobrze wiedział, jak koszmarnie czuł się, widząc brata mordującego jego rodzinę. Nic przyjemnego, serio.
-Wiem, co teraz o mnie myślisz – zaśpiewała radośnie. – Ale na ten moment... nie wyjaśnię ci, dlaczego to było lepsze rozwiązanie.
-A było? – zapytał oschle.
-Było.
-Ciekawe.
-Och, mój Boże, ktoś tu jest wielkim patriotą – zakpiła, a w jej oczach zapaliły się ogniki pogardy. Mimo to nadal zachowywała spokój. – Który sam najwyraźniej nie pamięta wydarzeń sprzed kilku lat.
-Miałem wtedy czternaście lat – warknął. Nie lubił, gdy mu wypominano jego ciemną kartę. Jak na ironię, to on sam ją przed chwilą odkrył.
-Cóż, ja miałam zaledwie dziesięć – odpowiedziała chytrze, czym na chwilę zamknęła mu usta. – 1:0 dla mnie.
-Tak, tylko że ja wróciłem – zripostował cicho. Teraz z kolei ona zamilkła i wbiła wzrok w swoje buty. Żywe, kobaltowe oczy przygasły nieco. – 1:1 – dodał dla większego efektu.
-Chwilowo – zapowiedziała z powagą i niechęcią. – Chcesz więcej dowiedzieć się o tym sojuszu?
Wzruszył ramionami.
-Dawaj – powiedział beznamiętnie.
-Dalej. Skoro nasze światy dowiedzą się o sobie nawzajem, zgodzono się również na wzajemną przekraczalność granic. Rozumiesz, nie tylko pod względem turystycznym czy misyjnym, chodzi tu też o eksport, import, te sprawy. Co jeszcze… - zastanowiła się, patrząc pytająco w niebo. – Sojusz zawiera też w sobie pakt o nieagresji.
-Na ile? – spytał.
-Na najbliższe dziesięć lat. Chyba że jedna ze stron złamie prawa drugiej strony bądź pozostałe postanowienia sojuszu. Stworzono też nowe prawo: zasadę rozdzielności wojennej. Polega ona na tym, że oba kraje prowadzą oddzielne wojny i żadna nie wtrąca się w drugie.
-To chyba nie sprzyja przyjaźni między nimi – spostrzegł Sasuke.
-Powierzchownie wydaje się bez sensu – przyznała mu rację. – Jednak biorąc pod uwagę charakter i sposób w jaki walczycie wy, a w jaki my, ma to swoje plusy. Na różnych bitwach tylko byśmy wam zawadzali, tak samo jak wy nam. Poza tym – dodała. – to tak jakby… poszerzenie jednego z podstawowych praw Szeptaczy: nie możemy wtrącać się w nieswoje spory. Prawdopodobnie nie chcą doprowadzić do sytuacji, w której wy pomożecie mam, a my nie będziemy mogli tego odwzajemnić.
-Wystarczyłoby, aby Oreli zmieniła wasze prawo – stwierdził chłodno.
-Skąd wiesz, że Oreli ma taką władzę? – zapytała z ciekawością i kpiącym uśmiechem na ustach.
-Dedukcja – odpowiedział zdawkowo.
-Hmm – prychnęła. – Błędna.
-Co? – przystanął i spojrzał na nią nieufnie. Był lekko skonsternowany. – Myślałem, że jest waszym… no nie wiem. Kimś w rodzaju hokage.
-Bo jest – wzruszyła ramionami. – Jest Główną Radną Bractwa Szeptaczy. Ale prawo jest niezmienne od jakichś piętnastu tysięcy lat. Stworzono je raz i nigdy nie zmieniano. Jedyne drobne poprawki wprowadzano, gdy nie było wyjścia. Na przykład z powodu zmniejszonej liczby Szeptaczy zaniżono wiek osiągania dorosłości. Kiedyś wynosił trzydzieści lat, od dwóch tysiącleci ma wartość dwudziestu lat. Zmiana, którą ty proponujesz byłaby zdecydowanie zbyt duża i przynosząca nam więcej strat niż korzyści. To po pierwsze. Po drugie… Oreli dzierży pełną władzę tylko na papierze. Wszyscy myślą, że pozycja Głównej Radnej jest niepodważalna i najsilniejsza, ale… w rzeczywistości jest trochę inaczej. Nie zawsze wszystko da się rozwiązać, tak, hmm, legalnie jak byśmy chciały. Dlatego Oreli ma mnie.
Przez chwilę Sasuke trwał w milczeniu, aby w końcu mruknąć pod nosem: „nonsens”. Mardi zaśmiała się.
-Przekonamy się później – stwierdziła enigmatycznie. – To są z grubsza owe postanowienia sojuszu. Co myślisz?
Wzruszył ramionami.
-Sojusz jak sojusz – mruknął.
-Czemu mnie dziwi taka odpowiedź… – uśmiechnęła się pogodnie, na co on prychnął w odpowiedzi, a po chwili westchnął.
Dobra. Właśnie podjął decyzję. Starając zachowywać się jak najbardziej naturalnie, odezwał się do niej:
-Zdajesz sobie sprawę, że ktoś nas śledzi od mniej więcej piętnastu minut?

9 komentarzy:

  1. Yatta następny rozdział! *.*
    Achh jakie to wszystko skomplikowane, jestem mega ciekawa co będzie dalej i od jakiegoś czasu zastanawiam się ile lat ma Mardi xD
    Nie mogę się doczekać aż między nimi nawiąże się jakiś poważniejszy romansik ;3
    No i kto ich śledzi ;>
    Super, dawaj szybko nexta :D
    Gorące buziaki, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ohayo! No, doczekałam się ;3 Dobrze wyjaśniłaś warunki sojuszu
    oraz przedstawiłaś Ardenię podajże.
    Jedyne, czego tu brakuje, to opisy. Choćby określające po czym idą bohaterowie, np: chodniku.
    Prócz tego jest świetnie. Zauważyłaś, że jeden dzień ciągnie się przez pięć rozdziałów, a nadal wszystko jest ciekawe? Zazdroszczę tej umiejętności zaciekawienia czytelnika ^^
    Czekam, na moment, w którym ukatrupią szpiega :3
    Aaaa i jeszcze jedno. Gdzie podziała się ta druga, wędrująca dusza Mardi? Nie wspomniałaś o niej w ogóle - a tak ją polubiłam.
    PS. Z oczu ciska się piorunami, a nie sztyletami ;>
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uhuhuhuh jaką ty masz łeb *.* Co za pomysł, ja pierdziele sojusz, szeptacze.....no po prostu genialne! Hahahah Sasuke próbował oczarować Mardi, żeby mu wszystko wyjawiła haha nie no coś nowego :D Świetnie jest, na prawdę uwielbiam to opowiadanie. Pomysłów widzę ci nie brakuje ;) Teraz tylko pytanie: Kto ich śledzi? ;3
    No czekam na next, pisz szybko! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana zapraszam do siebie na nowy rozdział ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, dodany zaledwie wczoraj ;)

      Usuń
    2. Dziękuję za komentarz ;)
      Informuję, że jeśli masz ochotę doczytać rozdział XXIII możesz bez problemu to zrobić ;)

      Pozdrawiam :D

      Usuń
    3. Super, dzięki, biorę się za czytanko :3
      Hahaha, ShreeirenImaizm, co Ty na to? :D Postawię Ci nawet ołtarzyk ;)

      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  5. No, no świetny blog ;D Historia bardzo wciąga :) Kolejna osoba, której styl pisania mi imponuije ;D kto by pomyślał, że w Polsce są tacy uzdollnieni ludzie? :P
    Co do błędów to były na początkach opowiadania, teraz się poprawiłaś :) choć zdarzą ci się literówki, ale każdy je miewa (nawet mi się pewnie w komentarzu zdarzy xD) ;D Jedynie to mi troszkę źle sięczyta na początku opka, gdy tekst nachodzi na czarny fragment tła. Choć generalnie to żaden problem, bo tyle się zaznaczy i da się odczytać :)
    Teraz co do fabuły, ale pierw przepraszam, że nie komentuję każdego rozdziału, mam mało czasu (musze się dzielić kompem) a i do cierpliwych osób nie należe xD Do rzeczy... fajny początek, już mogę wywnioskować, że nie lubisz Sakury xD (nie, nie mam nic przeciwko xD) szkoda, że Sasuke wtedy jej nie zabił swoim chidori... no ale, okej, ty tu rządzisz xD Ta akcja w biurze Tsunade, no domyśliłam się, że ona jest córką Kakashiego (taa... nie po tytule bloga, jestem na to za głupia xD) fajnie wykreowałaś jej charakter, polubiłam ją <3 propo to zlekceważenie Sasuke wtedy przez Tsunade mnie zmiażdżyło xDD
    Dalej to już takie ogólne poznanie, nie tylko Mardi, ale i wszystkich postaci (chodzi mi o to, jak wygląda teraz ich życie :) ) Epickie było to jak najechała na Sakurę, chyba każdy fan chciałby jej to wygarnąć xD ale ja bym ją wyśmiała jakby odpowiedziała, że płakała po nocach z tego powodu (wtf? XD) no i ciekawa jestem, czemu tak zareagowała na Naruto? ze smutkiem?
    No ale każdy szczegół jej osoby tu ładnie wytłumaczyłaś, znaczy nie bardzo ogarniam czemu jej dusza ma 300 lat? :P chyba, że to był żart? ... taa, zabawny ... xDD No nic ciekawa jestem jak jej się to z Sasuke potoczy ;D Z niecierpliwością czekam na następny rozdział kochana ;D

    Zarówno gorąco zapraszam do siebie -> www.naruhina-lovestory.bloog.pl :) Pozdrawiam Soli :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojoj, nie zauważyłam wcześniej tego komentarza, musiał mi gdzieś zginąć ;_;
    Rany, strasznie miło to słyszeć, zwłaszcza od kogoś, kto jest ode mnie starszy o całe sześć lat! Czuję się taka... no wiesz, doceniona.. czy coś takiego :D
    Postaram się coś z tym czarnym tłem zrobić, ale nic nie obiecuję, bo kiepska, szczerze mówiąc, ze mnie blogerka :) samo stworzenie go było dla mnie katorgą xd
    Wiem, wiem, to z opowieścią Sakury było głupie, zjebałam, ale nie mogłam wymyślić nic bardziej porządnego, słaba wyobraźnia xd poza tym Mardi ją tak troszkę wyśmiała, tylko w swój sposób :3 wiesz, ona ciągle sobie drwi itp :)
    Aaa, już wiem o co chodzi z tą duszą, źle to chyba napisałam... chodziło mi o duszę i postać takiej jednej Oreli, przełożonej Mardi, o niej później będzie xd To ona ma około 300 lat :D
    Serdecznie dziękuję za komentarz i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń

Będę wdzięczna za każdy drobny komentarz, zarówno pozytywny jak i za krytykę. Nic bardziej nie motywuje autora do pisania. Bardzo proszę również anonimowych komentatorów o podpisywanie się :3